Test Synthesis Roma 37DC. Rockowiec. Nie ogląda się na nic

0
Synthesis Roma 37DC zajawka

Nasza ocena

Wysokie9.1
Średnica9
Bas9.1
Przestrzeń8.5
Dynamika9.4
Przejrzystość i szczegółowość9.2
Grupa A (wyższa grupa cenowa od 8 do 15 tys. zł) Wzmacniacz gra dynamicznie i energetycznie, bardzo swobodnie. Świetny do rocka czy symfoniki. Rozdzielczość na wysokim poziomie. Barwowo jest neutralny, z nieco wstrzemięźliwym nasyceniem w średnicy. Daje muzyce sporo dźwięczności i blasku. Nieco do życzenia zostawia przestrzenność grania
9

Od pierwszych taktów muzyki, jaka popłynęła za pośrednictwem tego wzmacniacza, wiedziałem jedno: dynamika i swoboda grania to jedna z najmocniejszych stron Synthesisa Roma 37DC. Tu nie ma wątpliwości, że impulsowy stopień wyjściowy zrobi z kolumnami wszystko, co tylko będzie chciał. I nie ma znaczenia, czy słuchamy cicho, czy śmiało kręcimy gałką głośności w prawo. Piec trzyma wszystko twardą ręką pompując mocne impulsy bez najmniejszej zadyszki.

Zacząłem od mocnych rzeczy: post punkowych At The Drive In, King Crimson z jedną z ich najbardziej “metalowych” płyt “The Construkction of Light”, świetnego debiutu Audioslave i System of A Down. Rockowe nagrania to żywioł hybrydowego Synthesisa, odtwarza je z naprawdę wielką energią i żywiołowością, a przy tym nie gubi się, nie wprowadza chaosu w nawet szybkich i skomplikowanych momentach. Prze do przodu i na nic się nie ogląda.

Mimo że brzmienie Synthesisa Roma 37DC nie jest ocieplone, a bas nie jest jest wyjątkowo zwalisty, to włoski wzmacniacz bez problemu radzi sobie z oddawaniem skali brzmienie. Słuchając symfoniki czy ciężkiej elektroniki spod znaku Massive Attack czy Kirk nie miałem wrażenie, że gra on zbyt chudo czy zbyt lekko. Odpowiednio oddawał masę instrumentów i potęgę muzyki.

Synthesis nie tylko potrafi porządnie łupnąć, świetnie daje sobie radę z mikrodynamiką, a co za tym idzie z oddaniem rytmu. Świetnie różnicuje siłę impulsów, szybkość ich narastania i wygaszania. Dobrze słuchało się na nim  ścieżki dźwiękowej do kapitalnego filmu “Whiplash”, big bandowe aranżacje pulsowały i były pełne życia. Ale nawet w mniejszych składach ta mikrodynamika się bardzo przydaje. 

Test Synthesis Roma 37DC wykazał, że to wzmacniacz o bardzo dobrej rozdzielczości i separacji, nie znajdziemy w nim łagodnego i zaokrąglonego ataku czy zlewania się dźwięków. Wszystko podane jest bardzo dokładnie, niemal oddzielnie a miedzy nutami jest zawsze wyraźny odstęp. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą bardzo wyraźnego konturu dźwięku i bardzo szybkiego momentu jego inicjacji. Spektakularnie wypadły na przykład skrzypce Benjamina Nabarro z zespołu Leonore Piano Trio grającego fortepianowe tria Henry`ego Charlesa Litolffa. Wyraziste, z mocną akcentacją i wyraźnie zaznaczoną struną robią świetne wrażenie. 

Synthesis Roma 37DC 5

Test Synthesis Roma 37DC. Wzmacniacz w czasie odsłuchów (fot. wstereo.pl)

Ale rozdzielczość i szybkość przydaje się też w bardziej złożonych gatunkach. Skomplikowane produkcje Prince`a czy Radiohead z wieloma śladami, nakładkami brzmią na tym wzmacniaczu bardzo klarownie. Można śledzić wszelkie niuanse, nawet te głęboko ukryte w miksie, bo Synthesis prześwietla je bardzo dokładnie. To rodzaj grania dla tych miłośników dobrego brzmienia, którzy lubią analizować, szukać drobiazgów.

Synthesis Roma 37DC dobrze oddaje też fakturę dźwięków i ich bogactwo, ale jeśli chodzi o ten drugi aspekt, to jest nieco wstrzemięźliwy. Można to pokazać na nagraniach ze świetnej płyty “7” zespołu Voo Voo, gdzie słychać nie tylko gitary, ale również smyczki i dęciaki. Na otwierającym album utworze “Środa” zarejestrowano odgłosy zgniatania i darcia kartek papieru i gazet. Włoski wzmacniacz oddaje to znakomicie, niemal to widzimy widzimy. 

Test Sky Audio Integra

Słychać też w tym nagraniu i wiolonczele, i saksofon Mateusza Popieszalskiego. Świetnie oddane zostały ich faktury, sposób wydobycia dźwięku i ich złożoność. Podobnie jest z głosem Wojciecha Waglewskiego. Jednak z całą pewnością te dźwięki nie są ciepłe, nie ma w nich takiej pełni, nasycenia i miękkości, jak na przykład ze wzmacniaczy Passa czy testowanych przez nas hybrydowych wzmacniaczy Taga Hatmony (test TUTAJ). Średnie tony są we włoskim wzmacniaczu neutralne a momentami nawet bardzo neutralne.  Ale nie szare ani zimne.

No właśnie, średnica. W wielu wzmacniaczach cyfrowych ta część pasma pozostawiała często wiele do życzenia. Jej nasycenie składowymi, umiejętności różnicowania barw a przede wszystkim wypełnienie odbiegały od innych konstrukcji. Synthesis Roma 37DC omija w dużym stopniu tę pułapkę, i nie wiem, czy to za sprawą lampowego stopnia wejściowego czy odpowiedniego zaaplikowania impulsowego stopnia wyjściowego. Nie doszukamy się w nim suchości czy twardości, ale czasem przydałoby się odrobinę więcej przysłowiowego muzycznego mięcha. Na szczęście sam niski skraj średnicy i jej połączenie z basem jest minimalnie podbite i nadaje brzmieniu doważenia.

Synthesis Roma 37DC 7

Test Synthesis Roma 37DC. Można wybrać pięć kolorów drewnianego panelu frontowego (fot. wstereo.pl)

W średnicy, ale i w górze pasma, jest też sporo dźwięczności nadającej brzmieniu wzmacniacza takiej radosnej nuty, jasności i żywości. Talerze perkusyjne i różnego rodzaju dzwoneczki słyszymy wyraźnie i bez stłumienia, gitary akustyczne brzmią z blaskiem, podobnie jak na przykład trąbki.

Niskie tony są szybie, dynamiczne i dobrze kontrolowane. Nie jest to może jakiś wielki, zwalisty, porażający bas, ale ma na tyle dużo tkanki, że nawet rockowe, potężne riffy Queen of The Stone Age czy Creed brzmią solidnie. Najważniejsze, że – tak jaki innym pasmom – nie brakuje basowi energii. Świetnie napędza rytm i napędza nawet najszybsze kawałki.

Test kolumn triangle Delta

Przeciwległy skraj pasma jest bardzo dobrze zespolony ze średnicą, dlatego soprany wydają się wychodzić ze średniego pasma i doskonale się go trzymać. Nigdy nie ma wrażenia, że odrywają się i żyją własnym życiem. Choć podane są dobitnie i wzmacniacz nie zamierza ich ukrywać, to nie męczą i nie dominują. Są bardzo rozdzielcze, sypkie i dość lekkie, ale na tyle bogate, że nigdy niema wrażenia jednostajności. Nadają też brzmieniu włoskiego wzmacniacza lekkości i dźwięczności.

Jeśli chodzi o przestrzenność grania, to moim zdaniem wzmacniaczowi Synthesis Roma 37DC bliżej do stereotypowego impulsowca niż do wzmacniacza lampowego. I to chyba jedyna odstająca od reszty, cecha tego urządzenia. Słabsza przestrzeń nie znaczy, że jest ewidentnie słaba, po prostu nieco gorsza od świetnej dynamiki, rozdzielczości czy szybkości, jaką oferuje włoski piecyk.

Synthesis Roma 37DC 2

Test Synthesis Roma 37DC. Z tyłu rzuca się w oczy błyszcząca blacha na tylnym panelu (fot. Synthesis)

Budowanie realistycznej i plastycznej sceny dźwiękowej to od dawna była – obok mało barwnej średnicy – pięta achillesowa wzmacniaczy w klasie D. Część konstruktorów poradziło sobie z tym lepiej, inni gorzej. Chodzi o to, że impulsowce niezbyt chętnie pokazują gradację i różnorodność planów muzycznych, a także – co ma z tym bezpośredni związek – trójwymiarowość muzycznych brył. Słuchając muzyki mamy wrażenie, że oglądamy wyświetlony na ekranie zapis np. spektaklu teatralnego a nie prawdziwy spektakl na żywo. Nieco brakuje tego efektu 3D, dzięki któremu każdy muzyk/aktor ma trójwymiarowość, głębię i kształt.

I trochę tak gra Synthesis Roma 37DC. Stereofonia jest bez zarzutu, dźwięki są precyzyjnie rozmieszczone od lewej do prawej strony, stabilnie przypisane do swoich miejsc a jeśli realizator zaplanował, że mają pojawiać się za bocznymi obrysami kolumn, to bez trudu się pojawią. Scena dźwiękowa budowana jest wyraźnie za linią kolumn, w pewnym oddaleniu od słuchacza, z lekkim dystansem. Nic nie jest wypychane do przodu.

Natomiast poszczególne plany zaznaczone są tylko na podstawowym poziomie, bez wyraźnego wybudowywania wybrzmień w głąb sceny i bez pokazywania różnic w wysokości umiejscowienia dźwięków, choć to moje kolumny Martin Logan potrafią robić bez trudu i są doskonałym narzędziem do testowania pod tym względem różnych komponentów audio. 

Podsumowanie

Synthesis Roma 37DC to wzmacniacz szczególnie dla tych, którzy cenią sobie swobodę, radość grania i mocne uderzenie. Te cechy od razu wybijają się po włączeniu go w system. Włoska hybryda gra dynamicznie i energetycznie. Z łatwością radzi sobie z rockiem czy symfoniką, świetnie oddaje rytm nagrań. Ale dzięki świetnej mikrodynamice wpuszcza też dużo energii w kameralne nagrania. Wzmacniacz gra rozdzielczo, przejrzyście i precyzyjnie. Barwowo jest neutralny, nie podgrzewa żadnego z pasma, ale też nie schładza. W niektórych jaśniejszych nagraniach czasem przydałoby się odrobinę więcej masy, szczególnie  w średnicy, ale nie jest to szczególnie dokuczliwe. Natomiast Synthesis Roma 37DC nadaje muzyce sporo dźwięczności i blasku. Nieco do życzenia zostawia przestrzenność grania, która w tej cenie jest tylko przeciętna. Trochę brakuje głębi i trójwymiarowości.
Maciej Stempurski, fot. wstereo.pl, Synthesis

Czytaj także:
Test Hauku Audio Selene el34
Test wzmacniacza Naim Supernait 2

System testowy:

Pliki: DigiOne Player, laptop z programem J River
DAC: Matrix Mini-i, LabGruppen IPD 120
Pre: pasywka Khozmo
Wzmacniacze: LabGruppen IPD 120, Cary Audio V12R (z lampami KT120)
Interkonekty: Fadel Art Reference 1, Haiku Audio, Monkey Cables, Gekko Cables Purple Haze
Kable głośnikowe: MIT MH 750, Haiku Audio, Percon SK 2140, Sound Sphere Deneb
Głośniki: Martin Logan ESL
Sieciówki: Ansae Muluc i Imix, KBL Sound
Akcesoria: płyty granitowe i podstawki SoundCare SuperSpikes  

Synthesis Roma 37DC – zintegrowany wzmacniacz hybrydowy
Cena – 12 999 zł
Dystrybucja – EIC

Dane techniczne producenta:
Pasmo przenoszenia: 20Hz–20kHz (±1dB)
Moc wyjściowa: 2x250W/8Ω; 2x450W/4Ω
Stosunek sygnał/szum: >90dB
Czułość: 200mV przy mocy maksymalnej
Wejścia analogowe: 2 pary niezbalansowane RCA
Wyjścia z przedwzmacniacza: sterowane
Wejście gramofonowe dla wkładek typu MM/MC
Wymiary: 410x95x390 mm

1 2

Brak komentarzy