Test Perlisten Audio S5m. Rzetelność podniesiona do rangi cnoty najwyższej

0
Perlisten S5m zajawka 1

Nasza ocena

Hi-end10
Hi-end (najwyższa grupa cenowa powyżej 20 tys. zł). Wciągają w słuchanie muzyki, ale bez ostentacji. Ogromna ilość informacji o barwie i fakturze dźwięk, ale podana bez efekciarstwa i nachalności. Równie znakomita i równie kulturalna mikrodynamika i szybkość. Tonalnie neutralne, choć dzięki zagęszczeniu wydają się minimalnie ocieplone. Bardzo dobra rozdzielczość i różnicowanie nagrań. Przestrzenność na wysokim poziomie, choć tu na przykład elektrostaty mają ciutkę więcej do zaoferowania
10

Na początku wydają się stonowane i relaksujące, neutralne. Włączamy jednak kolejną płytę, a tu nagle – bach! Podnosimy głowę i z niedowierzaniem wsłuchujemy się w dźwięki. Bo wyskakuje super barwa, faktura dźwięku, coś w przestrzeni. Zaczynamy słuchać uważnie i okazuje się, że muzyka zaczyna nas wręcz fascynować. Tyle tylko, że to wszystko dzieje się bez ostentacji, bez prężenia muskułów, bez narzucania się. Wszystko podane jest z niebywałą kulturą i umiarem, a jednocześnie w sposób naprawdę w jakiś sposób spektakularny. 

Zastanawiałem się, jakiego porównania użyć, aby obrazowo to oddać, i przypomniała mi się sprawa z garniturem szytym na miarę. Sam raczej stronię od garniturów, ale mam dobrego znajomego, który jest ich wielkim admiratorem, tak wielkim, że nie bacząc na koszty, szyje je u krawców (ma dwóch, którym wierny jest od lat). Tłumaczył mi kiedyś, że nawet bardzo dobry, sklepowy garnitur nigdy nie będzie leżeć tak, jak ten od krawca. 

Bo człowiek najczęściej nie jest zbudowany idealnie: jedno ramię opada bardziej niż drugie, czasem się garbimy, sylwetka jest czasem przekoszona, inaczej stawiamy jedną nogę niż drugą, każdemu inaczej wystaje oponka na brzuchu… I sklepowy garnitur, choćby najlepszy, tu się nam pomarszczy, tam lekko podwinie, w innym miejscu zdefasonuje, a spodnie w kroku ułożą się nie tak, jak trzeba. A jak dobry krawiec dobrze zdejmie miarę, i dobrze uszyje, to dopiero widać, co to jest świetny garnitur – wyjaśnił mi kiedyś Adam.

I tak myślę, że Perlisteny są jak taki dobry garnitur na miarę. Niby nic wielkiego, klasyczny, stonowany “garniak”, ale jak się przyjrzymy, to robi wrażenie. Wszystko do siebie pasuje, idealnie się układa, nic się marszczy i nie zagina. Na usta ciśnie się też słowo “rzetelność”, ale to rzetelność podniesiona do rangi cnoty najwyższej. To brzmi jak podsumowanie, ale już przechodzę do konkretów.

Jedną z takich rzeczy, którą Perlisteny robią w kapitalny, ale nienachalny sposób, jest szczegółowość brzmienia (nie mylić z rozdzielczością). Chodzi więc o to, ile informacji o barwie i fakturze dźwięku przekazują te kolumny. Po raz pierwszy zwróciłem na to uwagę podczas słuchania transmisji koncertu w “Dwójce” kameralnej, kilkunastoosobowej orkiestry. Amerykańskie monitory świetnie pokazały złożoność dźwięku dętych, ich różnorodność, ale także świetnie poradziły sobie ze smyczkami: zagrały i pudłem, i smyczkiem, idealnie oddając proporcje i różnice między np. skrzypcami i wiolonczelą.

Perlisten S5m - test. Kolumny wciągają do długich odsłuchów. Wielka ilość informacji o dźwięku i absolutna spójność i kultura (fot. wstereo.pl)

Perlisten S5m – test. Kolumny wciągają do długich odsłuchów. Wielka ilość informacji o dźwięku i absolutna spójność i kultura (fot. wstereo.pl)

Później przyszła kolej na coś bardziej kameralnego i równie dobrze nagranego, a więc moje ulubione saksofony i klarnety, a więc Bastardę, Davida Murraya i I Jamesa Cartera. Nie było wątpliwości. Perlisten S5m to głośniki do napawania się barwą i złożonością struktury dźwięku, ilością informacji o artykulacji i wybrzmieniach, choć nad tymi ostatnimi panowały w sposób dość bezpardonowy. Spróbowałem coś z jeszcze innej beczki – Voo Voo i ich płyta “Siedem”. Wojciech Waglewski jest wielkim muzykiem, ale jako wokalista ma pewne ograniczenia, jeśli chodzi o skalę, technikę czy swobodę. Okazuje się jednak, że Perlisteny potrafiły pokazać coś, na czym ten wokal się opiera, a więc bardzo ciekawą barwę i fakturę głosu lidera.

Ważne przy tym aspekcie jest też to, w jaki sposób kolumny to realizują. Po pierwsze – tak jak pisałem to wcześniej – wszystko jest kulturalne, nieprzedobrzone, akuratne, a mimo to znakomite i czytelne. W punkt. A po drugie taka prezentacja szczegółów i bogactwa nadaje brzmieniu Perlistenów kolejny atut: te głośniki znakomicie różnicują nagrania, pokazuję rozmaitość realizacji i sposobu nagrywania, różnorodność brzmień, z jakimi może grać dany instrument i różnorodność na przykład akustyki różnych pomieszczeń, gdzie dokonano nagrania (lub różnorodność technik i trików nagraniowych). 

Test włoskich głośników Audel U-Basik 5/8

A jeśli jesteśmy już przy rozdzielczości, często mylonej ze szczegółowością (bo wysoka rozdzielczość dźwięku sprzyja często pokazywaniu bogactwa i szczegółowości), to monitory Perlisten S5m nie przesadzają z tym aspektem, nie są pod tym względem wyczynowe, tak jak na przykład Paradigm Persona (test TUTAJ).

Rozdzielenie poszczególnych dźwięków nie jest aż tak ostre, aż tak dobitne. Ale z drugiej strony ani przez chwilę nie odczuwałem pod tym względem niedosytu. Separacja była bardzo dobra, niczego nie musiałem szukać. Pewnie są zwolennicy bardzo wyśrubowanego rozdzielania dźwięku w stylu Magico czy Piegi, tak samo jak prezentacji bardziej zaokrąglonej i płynnej, znanej na przykład z Dynaudio czy głośników Opera (test TUTAJ). Dla mnie Perlisteny to taki złoty środek.

W customowej wersji płytka z terminalami głośnikowymi jest z polerowanej miedzi (fot. wstereo.pl)

W customowej wersji płytka z terminalami głośnikowymi jest z polerowanej miedzi (fot. wstereo.pl)

Wróćmy jeszcze na moment do bogactwa i barwy, oraz do tonalności tych głośników. Zastanawiałem się, jak określić ich balans tonalny i temperaturę prezentacji. I miałem z tym początkowo nieco kłopotu. Czasem wydawało mi się, że to kolumny na wskroś neutralne, nastawione na przysłowiowe “zero”, na pewno bez ostudzenia przekazu. Innym razem znów znajdywałem w nich nieco – tak mi się wydawało – ciepła i osłodzenia. Kiedy posłuchałem ich dłużej i uważniej zacząłem się zagłębiać w ich brzmienie, to odkryłem, w czym rzecz.

Perlisten S5m nie są ocieplone, nie ma w nich podbicia dołu, łagodzenia góry (choć ma odrobinę swojego charakteru) czy dopalania niższych składowych. Skąd więc to powracające czasem wrażenie, że to ciepło jest? Właśnie z bogactwa informacji podawanych przez te głośniki, szczególnie w średnich tonach. Jest ich dużo, słyszymy więcej niż przeciętnie i owo nagromadzenie informacji powoduje jakby zagęszczenie przekazu. Wokale, instrumenty dęte, fortepian – słyszymy więcej i odbieramy to czasem właśnie jako minimalne ocieplenie.

Perlisten S5m 18.jpg

Dodatkowo średnica jest podana bardzo plastycznie, z taką atencją, w sposób niezwykle namacalny i bezpośredni. Może nie jest to aż taka wyrazistość jak na przykład w Piega Premium 701 (test TUTAJ), ale obecność i iluzja obcowania z instrumentem jest chyba odrobinę większa. A tak obawiałem się o średnicę z tych dwóch niewielkich przetworników… 

A jak radzą sobie te duże monitory z basem? Wszak mamy tam aż dwa przetworniki niskotonowe i jeszcze wentylację otworem bas refleks. Niskich tonów jest na pewno więcej, niż spodziewać się można z przeciętnych podstawkowców, ale też nie jest to jeszcze rozmach solidnych zestawów podłogowych. Niemniej jednak basu jest jak najbardziej wystarczająco, i w dodatku trudno się do niego czepiać. Jest bogaty, pełny, a jednocześnie dobrze kontrolowany, przekazuje niemal takie samo bogactwo informacji jak średnica. Temperaturowo neutralny, kiedy trzeba szybki i strzelający, kiedy indziej leciutko puchowaty. A to świadczy o tym, że basowe przetworniki świetnie radzą sobie z różnicowaniem brzmienia. 

Na pewno nie odczuwa się jego braku przy normalnym słuchaniu różnych gatunków muzyki, choć też jasno trzeba sobie powiedzieć, że nie będzie basowego rozmachu przy wielkiej symfonice czy potężnym rocku w pokoju o powierzchni 30 czy 40 metrów kwadratowych. Ale w 20 czy 25 metrach i The Allman Brothers Band, i symfonie Beethovena, i Kraftwerk zabrzmiały donośnie, bez uszczupleń, z wykopem i masą.

Test monitorów Guru Audio Q10

Przeciwległy skraj pasma pomyślany jest podobnie jak bas, a więc skrojono go w sposób pełny kultury i wyrafinowania. Nie wybieg przed szereg, nie stara się wyskakiwać na pierwszy plan, ale zawsze jest czytelny i obecny. Soprany robią duże wrażenie przede wszystkim rozdzielczością, dokładnością, a także dużą ilością powietrza, jaka jest wokół poszczególnych dźwięków. Kontury są zaznaczone wyraźnie i mocno, ale nie oznacza to, że ograniczają wybrzmienia. Nie, tylko odmierzają dokładni ich długość i wygaszanie.

Soprany mają jednak w kolumnach Perlisten S5m odrobinę własnego charakteru, co może wynikać z materiału, z jakiego zrobiony jest przetwornik (choć zawsze podkreślam, że to nie determinuje rodzaju brzmienia). Wysokie tony mają srebrny koloryt, są bez ocieplenia i doważenia. Brzmią stosunkowo lekko, ale ważne jest tu słowo “stosunkowo”. Nigdy nie miałem wrażenie, że soprany są za zwiewne, zawsze mają swoją wagę i skalę. Chodzi o ich koloryt. Nigdy nie są też zbyt ofensywne i przesadnie ostre, co nie znaczy, że kiedy trzeba, to są zbyt wygładzone. Nie, i trąbka, i klawesyn mają dzięki nim odrobinę niezbędnej szorstkości i ukłucia. 

Perlisten S5m to także duża czytelność brzmienia i doskonały, ale nie laboratoryjnie bezduszny wgląd w nagrania i aranżacje, otwartość prezentacji. Chodzi o to, że nie ma w tej prezentacji ostrości, epatowania detalami na oślep, bezdusznej wiwisekcji. Nie ma agresji, ale jest cała paleta odcieni. Monitory doskonale pokazują krawędzie dźwięków, ale ich od siebie nie separuję, nadając spójny bieg muzycznym wydarzeniom. Prócz obrysu jest taż bogata tkanka.

Niskotonowce wykonano z z włókna węglowego (TPCD) TeXtreme

Niskotonowce wykonano z z włókna węglowego (TPCD) TeXtreme

Doskonale słychać to w tym, jak oddają wybrzmienia. Kiedy słuchamy, czasem niezbyt uważnie, jakiegoś rozrywkowego nagrania, wydaje się, że amerykańskie głośniki są nastawione na kontur, radykalne zaczynanie i kończenie dźwięku. Ale wystarczy posłuchać innej muzyki, z instrumentami akustycznymi, na przykład jazzowego tria z fortepianem, kontrabasem i perkusją, by przekonać się, że wybrzmienia nie są ograniczane a tylko dokładnie odmierzane i różnicowane. Polecam świetnie, naturalnie nagrany w studiu Tokarnia przez Jana Smoczyńskiego album tria RGG “Unfinished”, szczególnie momenty z preparowanym fortepianem i kontrabasem na pierwszym planie. 

Dynamika tych kolumn nie pozostawia wiele do życzenia. Jak już wcześnie wspominałem skala brzmienie, potęga grania jest bardzo dobra nawet jak na duże monitory, pod tym względem nie czułem niedosytu. A jak ktoś chce jeszcze więcej, to Amerykanie mają w ofercie podłogówki lub można dokupić subwoofer. Bo to wciąż monitory, nie zapominajmy o tym. Natomiast ważne jest to, jak te kolumny radzą sobie w innych dynamicznych aspektach. A radzą sobie świetnie. 

Perlisten S5m grają bardzo szybko i zrywnie, energia, jaką wpompowują w muzykę, jest naprawdę duża. Narastanie dźwięku, jego kontrola, oddawanie szybkich zmian głośności – to wszystko przychodzi im z wielką łatwością. Czy to rockowe granie oparte na rymie w stylu RATM, czy solowy koncert fortepianowy Keitha Jarretta, zawsze w muzyce “dzieje się”.

Natomiast z tą mikrodynamiką jest dokładnie tak, jak z wszystkimi innymi aspektami brzmienia: jest świetna, ale nie epatująca; robi wrażenie, ale nie przykrywa innych aspektów brzmienia. Wrócę do krawieckiej metafory z początku opisu brzmienia. Można uszyć garnitur z różowego materiały w kolorowe rybki, z wielkim kołnierzem i spodniami do kolan. Na pewno wszyscy zwrócą na taki ciuch uwagę, ale absolutna większość nie będzie traktować tak ubranego osobnika poważnie. A wielu zareaguje, kreśląc palcem kółka na czole. Natomiast wszyscy docenią świetnie skrojony garniak w stonowanym kolorze, okraszony krawatem i poszetką w zabawnym kolorze.

Perlisten S5m 8

Na koniec kilka zdań o przestrzeni Perlisten S5m. Większość użytkowników nawet dobrych pod tym względem monitorów po posłuchaniu amerykańskich kolumn będzie jak najbardziej usatysfakcjonowana, a nawet pozostanie pod ich wrażeniem. Swoboda i rozmach przestrzenny to hi-endowy poziom. Ale …

Jednak przy porównaniu z głośnikami pod względem przestrzeni wybitnymi okazuje się, że nawet niektóre kolumny tańsze mogą oferować odrobinę więcej. Chodzi przede wszystkim o plastyczność sceny dźwiękowej, sposób pokazywania głębi i planów. Perlisteny nieco promują pierwszy plan, przez co wzrasta wrażenie bezpośredniości i namacalności prezentacji, ale odrobinkę cierpi na tym oddanie całej aury przestrzennej. Plany są pokazywane, nawet te dalsze, ale z odrobinę mniejszym pietyzmem. Powietrza jest na scenie sporo, ale nasycenie przestrzennym flow mogłoby być odrobinę lepsze.

Podsumowanie

Perlisten S5m to kolumny niezwykle wyważone, ale równocześnie z wielką klasą. Wciągające w słuchanie muzyki, ale czyniące to bez ostentacji. Nie robią wielkiego pierwszego wrażenia, ale kiedy odkryjemy ich zalety, to trudno się oderwać od słuchania muzyki. Dla mnie największą zaletą tych monitorów jest to, jak wiele informacji o barwie i fakturze dźwięku przekazują te kolumny. To robi ogromne wrażenie. Ale podkreślam, trzeba się wsłuchać, trzeba posmakować, bo ilość informacji o dźwięku jest ogromna, ale podane są one w sposób niebywale kulturalny, wyważony i spokojny. Równie znakomita i równie kulturalna jest mikrodynamika tych kolumn i ich szybkość. To robi wrażenie. Perlisteny w świetny sposób połączyły rozdzielczość brzmienia z płynnością – tylko najwyższych lotów urządzenia dokonują tego kompromisu w sposób absolutnie mistrzowski. Tonalnie kolumny są absolutnie neutralne, choć nie odbieramy ich dźwięku jako stonowany. Dzieje się tak dzięki wielkiej liczbie informacji, o której wspomniałem wcześniej, a ta z kolei powoduje zagęszczenie przekazu, przez co wydaje się nam minimalnie ocieplony. Mimo to świetnie różnicują nagrania. Oczywiście skala brzmienia i potęga basu są odrobinkę ograniczone, ale niejedne niewielkie podłogówki mogłyby im tego pozazdrościć. Pamiętajmy też, że to duże, ale jednak wciąż monitory. Przestrzenność prezentacji na wysokim poziomie, choć tu na przykład elektrostaty czy magnetostaty mają ciutkę więcej do zaoferowania. To dla mnie zadziwiające kolumny: niby nie jest to do końca “moje granie”, a jednak bardzo chciałbym je mieć.
Maciej Stempurski, fot. wstereo.pl, Perlisten

Czytaj także:
Test Xavian Perla Esclusiva
Test kolumn Piega Premium 701

Perlisten S5m – kolumny podstawkowe
Cena – 59 990
Dystrybucja – Rafko

System odsłuchowy:
Pliki: Lumin T2, laptop z programem J River
DAC: Lumin T2, Matrix Mini-i, LabGruppen IPD 120
Pre: pasywka Khozmo
Odtwarzacz CD: BAT VK D5 SE
Wzmacniacze: LabGruppen IPD 120, Cary Audio V12R (z lampami KT120)
Interkonekty: Fadel Art Reference 1, Haiku Audio, Monkey Cables, Gekko Cables Purple Haze
Kable głośnikowe: MIT MH 750, Final Cable SC, Sound Sphere Deneb
Głośniki: Martin Logan ESL
Sieciówki: Ansae, KBL Sound
Akcesoria: płyty granitowe i podstawki SoundCare SuperSpikes

Dane techniczne producenta:
Konstrukcja: 3-drożna
Budowa: Pasywna (wymaga wzmacniacza)
Przetworniki: Dynamiczne
Obudowa:
Otwarte
Zamknięte
Głośniki wysokotonowe: 1x 28mm kopułka berylowa
Głośniki średniowysokotonowe: 2x 28 mm Textreme TPCD
Głośniki średnioniskotonowe: 2x 180mm Textreme TPCD
Bas-refleks: TAK
Membrana pasywna: NIE
Impedancja: 4 Ohm
Skuteczność: 89.6dB/2,83v/1,0m
Zalecana moc wzmacniacza: 50 – 300W RMS
Pasmo przenoszenia: 36 – 37kHz (-10dB) / Bass reflex: 35 – 37kHz (+/-1,5dB) / Obudowa zamknięta: 41 – 37kHz (-10dB)
INNE: Certyfikacja: THX Dominus, THX Ultra
:: SPL (100-20kHz) 117dB szczyt <2% – 2., 3. harmoniczne
:: Impedancja 4Ω nominalna / 3Ω minimalna
:: Typowe rozciągnięcie basu w pomieszczeniu Bass reflex: 29Hz Obudowa zamknięta: 32Hz
:: Maskownice w zestawie (mocowane na magnes)
Wysokość: 60cm bez podstawek
Szerokość: 24cm
Głębokość: 40cm
Waga: 19kg
Rozpraszanie: Klasyczne
Gwarancja: 24 miesiące

 

1 2 3

Brak komentarzy