Norma Audio HS IPA-1 brzmi w sposób cieplejszy, gęstszy, ma też kilka cech własnych, które słuchać od razu. Pokazuje swój muzyczny rys, w przeciwieństwie do droższych wzmacniaczy stawiających na większą neutralność, brak, lub przynajmniej mniejsze zaznaczanie własnego charakteru. Czy to źle? Absolutnie nie, bo utrzymuje dobre różnicowanie nagrań, a jednocześnie ma to “coś”.
Przede wszystkim wzmacniacz stawia na średnicę, to ona jest głównym clou programu. Ale nie w tym rzecz, średnicą gra wiele urządzeń. Norma, poprzez leciutkie eksponowanie pierwszego planu sprawie, że główni bohaterowie muzycznych zdarzeń – np. głos wokalistów, saksofon w jazzowym kwartecie, czy główny instrument z rockowym zespole, który niesie muzykę – są podani bardziej bezpośrednio, plastyczniej. To pewnie dobra wiadomość dla miłośników jazzujących śpiewających pań, a na mnie zrobił wielkie wrażenie saksofon Sonnyego Rollinsa czy klarnet kontrabasowy Michała Górczyńskiego – gorąco polecam jego muzykę.
Jednocześnie średnica jest leciutko ocieplona przez eksponowanie części harmonicznych, szczególnie na przełomie przejścia z basem, co powoduje jej dodatkowe uplastycznienie i nadanie jej bardzo namacalnego charakteru. To taki dźwięk, jaki lubią miłośnicy na przykład Dynaudio czy tradycyjnego tzw. “brytyjskiego brzmienia”. A jeśli wspomniałem już o basie, to zakończmy wątek tonalności.
To, że Norma HS IPA-1 gra średnica, nie znaczy, że zaniedbuje skraje pasma, po prostu podaje je leciutki za środkiem. Bas ma odpowiednią wagę i masę, tym bardziej że jego przełom ze średnicą jest leciutko dopalony. Puryście pewnie będą lekko kręcić nosem, ale zabieg jest nienachalny. Daje za to poczucie odpowiedniej skali brzmienia. A naprawdę niezła kontrola niskich częstotliwości dodaje wzmacniaczowi werwy.
Jednocześnie bas jest odpowiednio kontrolowany, ale nie jakoś okrutnie, uzyskano dobry kompromis między atakiem, szybkością, a zaokrągleniem i wybrzmieniami. Taki więc przy okazji basu omówiliśmy sprawę dynamiki: jest jak najbardziej adekwatna dla wzmacniaczy z tej grupie cenowej: jest szybkość i werwa, potęga i skala. Nie ma braków.
Przejdźmy na przeciwległy skraj pasma – wysokie tony są podobnie do basu pół kroku za średnicą, ale nigdy nie można powiedzieć, że ich brakuje. Po prostu nie wychylają się, nie przykuwają uwagi, ale cały czas zaznaczają swoją obecność. Nie są może w jakiś sposób wybitnie zróżnicowane, ale – podobnie jak bas, to poziom, jakiego oczekujemy od wzmacniacza za 8-12 tys. złotych. Bardzo podobała mi się za to ich barwa: złota, pełna. I to, że mają swoją wagę i bryły, uderzenia z talerze brzmiał jak uderzenia w stal, a nie w aluminiową folijkę.
Test wzmacniacza Lyngdorf TDAI-1120
Ważne, że to wszystko jest ze sobą związane, wynika jedno z drugiego. Poszczególne zakresy tonalne tworzą jedność, nie czuć zszyć, jest – mimo lekkiego uprzywilejowania średnicy – jedność i ciągłość. A jednocześnie ciepło, które dodaje masy i skali, nie przeszkadza w dobrej szybkości i nie ogranicza dynamicznych możliwości wzmacniacza.
A teraz przejdźmy do jednej z cech, którą włoskie urządzenie mnie absolutnie ujęło. Chodzi o przestrzeń. Jest naprawdę kapitalna, a w kontekście ceny wręcz sensacyjna, nie przypominam sobie integry tak do +/- 15 tys. zł, która zrobiłaby ostatnio na mnie tak dobre wrażenie. Jeśli dla kogoś to ważny aspekt brzmienia musi posłuchać Normy koniecznie!
Po pierwsze chodzi o połączenie precyzji kreślenia sceny i umieszczania na niej dźwięków z jej plastycznością i namacalnością, a to nie jest prosta sprawa. Bo zwykle gdy jest ocieplenie i lekkie zaoblenie konturów dźwięków, to co prawda o namacalność łatwiej, ale z dokładnością mogą już być większe kłopoty. W tym przypadku jest inaczej. Norma pokazuje poszczególne nuty na scenie niemal punktowo, jak przyspawane. Użyłem słowa “niemal”, bo to jednak nie są punktu a trójwymiarowe muzyczne bryły; dźwięki mają swój obszar, swoje wybrzmienia, swoje body otoczone powietrzem. Mają kształt.
Między muzykami jest jednocześnie sporo powietrza, poszczególne partie nie wchodzą sobie na głowę, jest miejsce na flow. A jednocześnie widzimy je nie tylko na różnych głębokościach i szerokościach, ale także na różnych wysokościach. I to jest naprawdę imponujące. Na dobrze zrealizowanych pod tym względem płytach możemy pacem wskazywać, jak wysoko zawieszone są poszczególne nuty. I mimo lekkiego eksponowania pierwszego planu, co sprawie, że mamy muzyków stosunkowo blisko, a przynajmniej tych głównych – Norma HS IPA-1 doskonale radzi dobie też z głębią. I to nie tylko na poziomie pokazywania dźwięków czy instrumentów bliżej/dalej, ale także z głębią wybrzmień.
A co najważniejsze kapitalne są proporcje tych wszystkich trzech wymiarów. Świetnie słychać to na Utworze “In The Tail of Her Eye” z kapitalnej płyty “Viaticum” tria E.S.T. Chwilkę po czwartej minucie muzycy kończą zespołowo grać balladę i zaczynają się zabawy z preparowaniem fortepianu i perkusją, które później najprawdopodobniej poddano jeszcze elektronicznej obróbce i płynnie przechodzi to w kolejny kawałek. Posłuchajcie, jak poustawiane są dźwięki w przestrzeni, jak wybrzmiewają, jakie dobrano proporcje, jak to wszystko wybrzmiewa. Pycha!
Norma HS IPA-1 gra z dobrą rozdzielczością, i to mimo lekkiego zaokrąglenia konturów dźwięków. Nie jest może absolutną mistrzynią ataku, ale dzięki wysokiej klarowności i czystości brzmienie nie przeszkadza jej to w precyzyjnym i dokładnym pokazywaniu poszczególnych detali. Jednocześnie pewna miękkość i ocieplenie nadaje jej graniu płynności. A równocześnie naprawdę dobrze radzi sobie z pokazywaniem tkanki dźwięków, tej muzycznej materii, z której składają się poszczególne nuty. Słyszymy więc np. nie tylko pracę pedałów fortepianu, ale także wibracje i wybrzmienia poszczególnych dźwięków. Naprawdę udało się Włochom to połączenie ognia z wodą, co łatwe nie jest, szczególnie na tym poziomie cenowym.
Na koniec słów kilka o tym, jak sprawdza się moduł przetwornika cyfrowo-analogowego: do odsłuchu trafił model z DAC, bez przedwzmacniacza gramofonowego. Sprawdziłem go z tym samym źródłem, a więc Luminem T3 (test TUTAJ), który wykorzystałem tylko jako streamer i połączyłem z włoskim wzmacniaczem kablem USB. Efekt?
Włoski wzmacniacz z wewnętrznego DAC brzmi ogólnie podobnie, ale rzucają się w uszy dwie różnice. Pierwszy w balansie tonalnym – jest ustawiony odrobinę wyżej, muzyka brzmi odrobinę jaśnie. Mniej jest niskich składowych szczególnie w niskiej średnicy i basie. Poza tym mamy podobnie dobrą dynamikę, rozdzielczość. Nieco gorsze jest natomiast nasycenie, wypełnienie nut kolorami i różnicowanie. Druga różnica to przestrzeń. Nadal jest znakomita, ale zaczyna się nieco dalej od słuchacza, jej pierwsza linia nie jest aż tak bardzo pierwszoplanowa. Wydaje się też bardziej rozciągnięta na boki kosztem głębokości.
Należy jednak pamiętać, że to porównanie z DAC wbudowanym w Lumina T3, i to niezłym DAC. Jeśli więc dla kogoś priorytetem nie są pliki i steraming, może przy tym pozostać. Ale Norma proponuje też inne rozwiązanie – to odpowiadający temu wzmacniaczowi przetwornik cyfrowo-analogowy Norma Audio HS-DA1 (test TUTAJ). Zamknięte w takiej samie obudowie urządzenie idealnie zgra się wzorniczo ze wzmacniaczem. A brzmienie? Bije na głowę przetwornik oferowany we wzmacniaczu. To rasowy DAC, gra ekspresyjnie i dynamicznie, dobrze oddaje rytm i emocje. Prezentacja jest w miły sposób ocieplona, szczególne na skrajach. Średnica dopalona jest najmniej, bliska neutralności. Świetna para dla wzmacniacza.
Podsumowanie
Norma Audio HS IPA-1 to ciekawy wzmacniacz. Prezentuje się bardzo dobrze, wygląda niebanalnie, mimo że wymiarami odstaje od większości podobnych urządzeń. Druga ważna cecha, to jego modułowa budowa. Możemy kupić “czystą” integrę, albo od razu lepiej wyposażoną, możemy też stopniowo rozbudowywać o dwa dodatkowe moduły preampu gramofonowego i przetwornika cyfrowo-analogowego. No i rzecz najważniejsz – brzmienie. Mała Norma urzeka wręcz niesamowitą przestrzenią, rozbudowaną, obszerną, absolutnie trójwymiarową (na szczególną uwagę zasługuje jej wysokość). A jednocześnie wzmacniacz gra w sposób bardzo namacalny, nieco pierwszoplanowy, zaprasza muzyków do naszego pokoju. Dobra dynamika i szybkość. Norma jest rozdzielcza, choć nie jest to rozdzielczość wyczynowa, dźwięki podaje nieco zaokrąglone, ale dzięki czystości i sporej ilości powietrza nie ma problemu ze śledzeniem dźwięku. Tonalnie zrównoważona, choć na pierwszy plan wystawiona jest średnica: leciutko ocieplona, ale bardzo namacalna i plastyczna.
Maciej Stempurski, fot. wstereo.pl, Norma Audio
Czytaj także:
Test hybrydowego wzmacniacza TAGA Harmony HTA 600-B
Test integry Canor AI 2.10
Norma HS IPA-1 – wzmacniacz zintegrowany
Cena (bez modułów): 12 490 zł (dopłata do wersji czarnej 790 zł)
Dystrybucja – Adudio Atelier, tel. 606 276 001
System odsłuchowy:
Pliki: Lumin T3, laptop z programem J River
DAC: Lumin T3, Matrix Mini-i, Lucarto Audio Ferro DAC
Pre: pasywka Khozmo
Odtwarzacz CD: BAT VK D5 SE
Wzmacniacze: LabGruppen IPD 120, Cary Audio V12R (z lampami KT120),
Interkonekty: Fadel Art Reference 1, Haiku Audio, Monkey Cables, Gekko Cables Purple Haze
Kable głośnikowe: MIT MH 750, Final Cable SC, Sound Sphere Deneb
Głośniki: Martin Logan ESL
Sieciówki: Ansae, KBL Sound
Akcesoria: płyty granitowe i podstawki SoundCare SuperSpikes
Dane techniczne producenta:
Impedancja wejściowa: 10 kΩ
Czułość wejściowa: 480 mV dla 75 W/8 Ω
Wzmocnienie: 34 dB
Pasmo przenoszenia: 0-800 kHz (siła głosu na max)
Moc wyjściowa: 75 W/8 Ω | 150 W/4 Ω
Wymiary (S x W x G): 215 x 126 x 350 mm
Waga: 10 kg
Jak można wstawiać tekst z tyloma literówkami. Tego nie da się czytać bo oczy bolą. Mimo wszystko opis urządzenia bardzo przydatny.