TEST / LUMIN D3 / Odtwarzacze sieciowe to dziś chyba najważniejsze źródła dźwięku na audiofilskim rynku. Można kupić takie za kilkaset złotych, i takie za kilkadziesiąt tysięcy złotych (albo jeszcze więcej). Tym razem posłuchaliśmy urządzenia mieszczącego się na środku tej skali. Od specjalisty w tej dziedzinie. Oto test odtwarzacza Lumin D3.
Lumin – mimo że na rynku jest stosunkowo niedługo, raptem od nieco ponad dekady – stał się już marką absolutnie rozpoznawalną i jak najbardziej docenianą. Warto przypomnieć, że to chyba pierwsza na świecie firma, która w domowym sprzęcie audio zaoferowała natywne odtwarzanie plików DSD. I od samego początku przyświecał jej jeden główny cel: jak najbardziej muzykalny dźwięk. Niektórzy nazywali go “analogowym” i przeciwstawiali “cyfrowemu”. Ja nie rozumiem tak skonstruowanych pojęć, ale niech będzie, mniej więcej wiem, o co chodzi.
Marka należy do przedsiębiorstwa Pixel Magic Systems z Hongkongu specjalizującego się w transmisji sygnałów wizyjnych najwyższej jakości, ale postanowiono zająć się także segmentem audio i w 2013 roku Lumin pokazał swój pierwszy odtwarzacz sieciowy, który nazywał się po prostu Lumin (później dodano do nazwy A1).
Firma ma dość wąską specjalizację – są to cyfrowe źródła muzyki. I choć w ofercie Lumina było jakiś czas temu urządzenie all-in-one, a teraz w portfolio jest zbalansowany, zbudowany w topologii dual mono wzmacniacz mocy o nazwie Lumin Amp, audiofilski switch i biblioteka/serwer, to wciąż marka kojarzona jest ze źródłami dźwięku. Poza tym mają one też swoje charakterystyczne cechy, choćby brak transmisji bezprzewodowej i znakomita, cyfrowa regulacja głośności.
Lumin słynie więc z tego, że oferuje transporty plików oraz kompletne odtwarzacze cyfrowe (transporty z DAC). Nie są to urządzenia najtańsze, firma specjalizuje się w urządzeniach z wyższej i najwyższej półki cenowej, choć do absolutnego hi-endu cenowego nie aspiruje. Tym razem do odsłuchu trafił najtańszy odtwarzacz sieciowy Lumin D3.
Lumin D3 – test. Budowa
Lumin przez wszystkie lata był wierny swojej koncepcji brzmieniowej (choć to ewoluuje), ale także pomysłom wzorniczym. Bo Lumin się zewnętrznie nie zmienił, hołduje minimalistycznemu, prostemu wzornictwu, które sprawdza się najlepiej i się nie starzeje.
Nie inaczej jest w przypadku opisywanego odtwarzacza strumieniowego. Lumin D3 wygląda tak, jak… każdy Lumin z dołu oferty tej firmy. To urządzenie o niewielkich, kompaktowych rozmiarach (nieco mniejszych niż “klasyczna” wielkość klocków audio), niespecjalnie rzucające się w oczy, łatwo dla niego znaleźć miejsce na stoliku ze sprzętem. Jakość użytych materiałów i wykonanie jest bez zarzutu.
Przednia ścianka urządzenia wykonana jest z płaskiego kawałka aluminium (w droższych urządzeniach jest grubsza i dodatkowo pięknie wyoblona). Znajduje się na niej tylko wycięte okienko na wyświetlacz, a pod nim nazwa marki z charakterystyczną literką “I” z czymś przypominającym antenkę zamiast kropki (choć Lumin akceptuje tylko łączność przewodową).
Test odtwarzacza CD TAGA Harmony TCD-50
Wyświetlacz ma kolor niebieski i też nie zmienia się od lat. Jest naprawdę mały i właściwie jeśli siedzimy dalej niż 2,5 metra od sprzętu, to jest mało czytelny. Ale ładnie się świeci, a jasność blasku można regulować z poziomu aplikacji. Jeśli zaś siedzimy wystarczająco blisko, to widać na nim charakterystyczne kółko (może pokazywać czas trwania utworu lub poziom głośności), nazwę wykonawcy, tytuł utworu i dane o strumieniowanym pliku.
Lumin D3 to maszyna grająca naprawdę z dużą energią. Nie spodziewałem się, szczerze mówiąc, z takiego “malucha” tak mocnego uderzenia i werwy. Szybkość i mikrodynamika to bardzo mocna strona tego urządzenia
Na tylnej ściance też w zasadzie luminowska klasyka. Niestety pozostały także słynny i bardzo irytujące sporą część użytkowników, a nawet miłośników tej marki, daszek i boczki, czyli wystające nad tylną ściankę fragmenty obudowy. Mają niby zasłaniać wtyki kabli, ale bardzo utrudniają wpinanie i wypinanie przewodów, szczególnie LAN i XLR.
Z lewej strony mamy gniazda na analogowe kable wyjściowe, są w formacie RCA i XLR (Lumina zawsze ma budowę w pełni zbalansowaną), bardzo dobrej jakości. W środku miejsce na łącza cyfrowe. Najpierw wyjście w formacie BNC – to stosunkowo rzadko stosowany ostatnio w audio typ łącza, ale oceniany bardzo dobrze (Lumin od dawna trzyma się tego formatu). Następnie mamy wejście Ethernet. Nad nimi malutkie gniazdko z nakrętką na dodatkowe uziemienie.
Dalej mamy dwa porty USB. Zatrzymajmy się na chwilę nad nimi. W niektórych modelach gniazdo USB pełni podwójną funkcję: jest portem do podłączenia pamięci z biblioteką muzyczną (np. dysku lub pendrive`a) oraz także wyjściem cyfrowym USB do komunikacji z zewnętrznym DAC. W przypadku Lumina D3 oba gniazda są tylko łączami do zewnętrznej pamięci, nie można za ich pośrednictwem wysłać sygnały do przetwornika. Szkoda… Natomiast dobrze, że są dwa, ponieważ Lumin oferuje od jakiegoś czasu pilota zdalnego sterowania, który jednak łączy się z urządzeniem za pomocą odbiornika wpinanego właśnie do gniazda USB. Dobrze więc, że są dwa.
Co w środku? W Luminie D3 zamontowano najnowszą platformę cyfrową, która montowana jest także w droższych urządzeniach; Lumin chwali się na nowo opracowanym oprogramowaniem procesora, który ma działać szybciej i stabilniej. Wykorzystany układ FPGA obsługuje algorytmy Lumina pozwalające konwertować sygnały PCM i DSD. Dzięki niej odtworzymy niemal dowolny format zapisu (FLAC, FLAC MQA, WAV, DSD, Apple Lossless (ALAC) i AIFF, aż po mp3). Platforma odtwarza pliki PCM o częstotliwości do 384kHz, a pliki DSD do DSD256.
Za zmianę sygnału cyfrowego w analogowy odpowiada znana i nowoczesna kość ESS SABRE32 ES9028Pro – Lumin korzysta z niej także w innych odtwarzaczach, ale tam montowane są dwie takie kości. Tor analogowy jest w pełni zbalansowany, warto więc wypróbować kable XLR, bo może okazać się, że brzmienie w tym połączeniu będzie lepsze. Zasilanie oparto o zasilacz impulsowy.
Lumin D3 ma certyfikat Roon Ready, możemy za jego pośrednictwem korzystać z najpopularniejszych serwisów streamingowych w różnych konfiguracjach: Spotify, Spotify Connect, MQA, TIDAL, TIDAL Connect, Qobuz i radia internetowego TuneIn. Lumin jest też kompatybilny z AirPlay 2.
Jak w każdym urządzeniu tej marki na pokładzie znajduje się system regulacji głośności LEEDH PROCESSING, uznawany za jedno z najlepszych rozwiązań do cyfrowej regulacji głośności i wykorzystywany przez znanych producentów audio (m.in. Metronome, Soulution, Vermeer Audio). Sterować możemy Luminem za pomocą firmowej aplikacji, a od jakiegoś czasu także za pośrednictwem pilota zdalnego sterowania (cały system, a więc pilot i jego odbiornik podłączamy do gniazda USB, można dokupić).
Test kabla cyfrowego Lampizator Silver Shadow Coaxial
Polski dystrybutor marki – wrocławska firma Audio Atelier – wycenił Lumina D3 na 11 790 zł. Zaliczam go więc do klasy A (wyższa grupa cenowa, urządzenia kosztujące od 10 do 20 tys. zł). Odtwarzacz możemy zamówić w kolorze czarnym lub srebrnym.
Lumin D3 – test. Brzmienie
Zastanawialiście się kiedyś nad tym, czy rzeczywiście istnieje coś takiego, jak brzmienie danej marki? I nad tym, jak może ono ewoluować? Jest chyba nad czym myśleć… Co do tego, że urządzenia pewnych producentów kojarzą się – mniej lub bardziej – z określonym sposobem grania, nie mam wątpliwości. Nawet weszły te stereotypy do obiegu, mówi się często o tym, że kanonem neutralności jest lub był na przykład Focal czy Monitor Audio, że BAT to niemal zawsze masywne, gęste, brzmienie, z kabli Nordosta często “wieje chłodem” a Musical Fidelity do takie klasyczne ciepłe i zaokrąglone granie. No i ten ostatni przykład jest w tych rozważaniach znamienny.
Bo są firmy, które się jednak brzmieniowo zmieniają, nie jest to nagły zwrot, a oczywiście ewolucja. Do dziś pamiętam moje zauroczenie starymi Musical Fidelity – sam miałem na własność jedne z ich wzmacniaczy, niemal kupiłem też kiedyś słynną NuVistę. Kochałem to plastyczne, ocieplone, lekko miękkie granie. I pamiętam moje zdziwienie, kiedy po ponad 10 latach przerwy zasiadłem do słuchania jednego z nowszych modeli tej firmy. Były tam pewne cechy MF, te cechy, które znałem sprzed lat, ale całościowo było to inne brzmienie.
Ciąg dalszy na str. 2
Brak komentarzy