Jest w tym kablu coś wyczynowego, to taki perfekcjonista, który stara się wszystko zrobić w idealny sposób, akuratnie, tak jak należy, precyzyjnie według instrukcji płynących ze źródła dźwięku i wzmacniacza. Jak to wygląda w praktyce na konkretnych aspektach brzmienia? Zacznijmy od rozdzielczości i wybrzmień.
Kimber Carbon 18 XL jest kablem naprawdę bardzo, bardzo selektywnym, obrysy dźwięków są niesamowicie dokładne i zaznaczona bardzo wyraźnie, wręcz czasami ostro. Poszczególne nuty zaczynają się momentalnie, wyraźnie i wybrzmiewają z precyzyjną, wręcz aptekarską odmierzoną długością. Idealnie słychać to na instrumentach solowych, na przykład gitarze klasycznej czy fortepianie.
Na solowych koncertach Keitha Jarretta dokładnie słyszymy różnice w długości wybrzmień każdej nuty, każdego akordu. Te szybko stłumione nikną w mgnieniu oka, natomiast każde wybrzmienie jest podtrzymywane dokładnie tak długo, jak chce muzyk. Jedne nuty cichną powoli, inne milkną momentalnie i nic nie jest przeciągane ani milisekundę dłużej. Jeśli ktoś lubi takie granie, to nowy Kimber jest dla niego. Testowany przeze mnie wcześniej głośnikowy Select pod tym względem dawał muzyce nieco więcej luzu.
Takie granie sprzyja pokazywaniu detali, i Kimber Carbon 18XL robi to znakomicie. Przekazuje każde najmniejsze drobiazgi nawet w najbardziej skomplikowanych i gęstych aranżacjach pokazując złożoność nagrań. Jeśli lubicie zagłębiać się w meandry skomplikowanych aranżacji Radiohead, Petera Gabriela czy Prince`a, wsłuchiwać się w partie poszczególnych instrumentów orkiestry symfonicznej, to odkładajcie pieniądze. Bo nowy Kimber to naprawdę potrafi.
A jednocześnie – co jest cecha sprzętu z najwyższej półki – rozdzielczości i detaliczności towarzyszy naprawdę znakomite nasycenie i umiejętność oddawania bogatej struktury harmonicznej i tekstury dźwięku. Proszę posłuchać na przykład utworu “Crucem Tuam (sacral song)” z albumu “Aura” tria RGG (test TUTAJ) – ileż tam się dzieje! Jak kapitalnie słychać pociągnięcia smyczkiem po strunach kontrabasu, jak różnicowane są uderzenia w bębny i talerze, jak cieniowane są barwy i wybrzmienia. Naprawdę wielka klasa.
Jeśli chodzi o tonalność tego kabla, to mam z opisem pewien problem. W pierwszej chwili wydaje się minimalnie ocieplony, ale im dłużej go słuchałem, tym odbierałem go jako bardziej neutralny. I myślę, że jednak jest bardzo neutralny w tym sensie, że nie eksponuje żadnego z pasm. Skąd więc pierwsze wrażenie ocieplenia? W brzmieniu jest naprawdę sporo wypełnienia, masy, body. Pewnie nie tak wiele jak na przykład w Cardasach czy Harmoniksach, ale niczego im nie brakuje. A wszystko przy absolutnej kontroli.
Test polskich kabli głośnikowych Melodika
Kimber Carbon 18XL podaje górę pasma w sposób zrównoważony – nie jest to prezentacja lekka i zwiewna, ale też nie stonowana i cofnięta. Soprany mają sporo masy i wypełnienia, nawet troszkę więcej niż interkonekt, który dostałem do kompletu, jest raczej miedziana niż srebrna. Ale podobnie jak w Selectach i interkonekcie jest kapitalnie różnorodna, barwna i pełna informacji o składowych.
Tony średnie nowy kabel głośnikowy Kimbera podaje w sposób bardzo zrównoważony. Mimo że ich koloryt wydaje się minimalnie mniej złoty czy miedziany od góry, to idealnie połączone są z sopranami. I to w niej kryje się ta olbrzymia ilość szczegółów. Posłuchajcie wokalu Terry`ego Calliera, Kurta Ellinga czy Tori Amos, fortepianu Sławka Jaskułke czy saksofony Mikołaja Trzaski – ile tam się dzieje!
Bas jest duży, ale nigdy nie przewalony. Czuć w nim tę samą precyzje, co w innych aspektach brzmienia. Jest doskonale kontrolowany, obrysowany, ale na tym nie koniec. Podobnie jak w średnicy mamy bardzo dużo informacji między konturami dźwięków, brzmienie jest bogate, szczegółowe, fizjologiczne, nigdy chude czy rachityczne. Ale powtarzam – równocześnie idealnie kontrolowane, szybkie.
No właśnie – szybkość – to kolejna cecha nowego amerykańskiego kabla robiąca olbrzymie wrażenie. Mikrodynamika Kimbera Cerbona XL18 jest wyborna, wynika oczywiście z precyzji, z jaką kable obchodzi się z narastanie i wygaszaniem dźwięków. Idealnie różnicuje te aspekty w ramach jednego utworu czy instrumentu, jedne dźwięki są szybsze, inne wolniejsze, w jednych atak jest bardziej autorytarny, w innych bardziej miękki, To samo z wybrzmieniami i zakończeniem dźwięków. Nadaje to muzyce żywości, pulsuje ona i mieni się różnymi odcieniami.
Jeśli chodzi o skale brzmienia, to jest ona … taka, jak powinna być. Nie robi jakiegoś przesadnego wrażenia, muzyka nie brzmi jak na sterydach, jest akuratnie, właściwie i … Tak, precyzyjnie. Testowany dawniej Select był pod tym względem chyba odrobinę bardziej spektakularny, ale też i troszkę efekciarski. Carbon wydaje się być bardziej dystyngowany.
I na koniec dwa słowa o przestrzeni. Tak jak reszta aspektów – bardzo dokładna. Słuchając tego kabla miałem wrażenie, że siedzę w studio i odsłuchuje własnie zmasteringowany utwór. Wszystkie dźwięki były bardzo precyzyjnie rozstawione w trzech wymiarach, mimo sporej masy otaczało je dużo powietrza. To granie w rodzaju bardziej punktowego niż plamami, bardziej w stylu kolumn PMC (test PMC twenty5.23 – TUTAJ) niż elektrostatów Martina Logana. Na siłę mógłbym się przyczepić tylko do budowania głębokich planów, są kable – drogie MIT-y, Transparenty czy na przykład polskie Sound Sphere – które robią to troszkę lepiej.
Jak na tym tle przedstawia się interkonekt Kimber Carbon? To jedyna łączówka w serii i dużo tańsza od testowanego głośnikowca. Podobnie jak XL 18 zachowuje główne cechu wielu kabli Kimbera, czyli w umiarkowany sposób wpływa na tonalność, raczej niczego nie zepsuje i nie przewróci niczego do góry nogami. Jest równie precyzyjna i dokładna. Ma jednak własne cechy nieco bardziej zaznaczone, niż kabel głośnikowy.
Jeśli chodzi o równowagę tonalna, to interkonekt można określić takimi słowami jak równowaga i neutralność, ale z maciupeńkimi dominantami. Słychać to w górze i w wyższej średnicy, tam, gdzie łączy się ona z sopranami. Te pasma nie są może wyraźnie podkreślone, ale nadano im nieco więcej dźwięczności, jakby bardziej je oszlifowano i stały się dzięki temu bardziej błyszczące. Stąd też wrażenie większej lekkości brzmienia.
Dzięki temu zabiegowi na łączówce Kimber Carbon kapitalnie słucha się na przykład gitar akustycznych, trąbek czy klawesynu. Posłuchajcie dwóch pierwszych utworów z płyty “New Moon Daughter” Cassandry Wilson – jest tam i trąbka, i kapitalnie nagrane gitary i dobro, na których w dodatku muzycy grają różnymi technikami. Za pośrednictwem Kimbera słucha się ich wyśmienicie, a różnorodność barw i faktur naprawdę robi wrażenie.
Co prawda mam wrażenie, że średnica i bas nie są już tak bogate, urozmaicone, fizjologiczne i nasycone, jak w kablu głośnikowym, ale nadal jest to bardzo wysoki poziom. Po prostu Kimber Carbon XL 18 podnosi w tym aspekcie brzmienia poprzeczką bardzo, bardzo wysoko i trudno to tego poziomu doskoczyć. Tym bardziej zważywszy na cenowe różnice.
Natomiast jeśli chodzi o inne elementy, to najnowsza łączówka Kimbera nie ma kompleksów. Otrzymujemy kapitalną rozdzielczość i rozseparowanie dźwięków kreślonych ostrą i cienką kreską, co z kolei przekłada się na szybkość brzmienia i kapitalna mikrodynamikę. Ze skalą i ogromem brzmienia nie jest już może tak spektakularnie, ale niczego nie brakuje. Przestrzeń? Podobna do głośnikowca, a więc precyzyjna ale nie sztucznie nadmuchana. Taka, jak powinna być. Namacalność i bezpośredniość dźwięku wysokiej próby. Wszystko w należytym porządku, i to za stosunkowo niewielkie pieniądze.
Podsumowanie
Jeśli Ray Kimber bierze się za zrobienie nowych kabli, to zwykle wychodzą mu one znakomicie. Tak jest i tym razem. Jeśli chodzi o głośnikowy Kimber Kable Carbon XL 18, to otrzymujemy naprawdę spektakularnie brzmiący przewód zachwycający precyzją w całym spektrum. Ma w sobie coś wyczynowego. Jest rozdzielczy i neutralny, selektywny ale nie chirurgiczny, szybki i bogaty, ale nie ocieplony. Mimo braku podbić kabel robi wielkie wrażenie nasyceniem barwowym i umiejętnością oddawania bogatej struktury harmonicznej i tekstury dźwięku. Interkonekt nie jest może aż tak wybitny, ale przy swojej cenie to nadal bardzo dobry przewód. Brzmi odrobinę lżej i zwiewniej, niż kable głośnikowy, ale powtarza jego najlepsze cechy. Jest więc bardzo rozdzielczy i dokładny, nadaje brzmieniu sporo życia i blasku. Kapitalnie brzmią na nich gitary i instrumenty smyczkowe.
Maciej Stempurski, fot. wstereo.pl, Kimber Kable
Czytaj także:
Test kabli XLO Signature S3-2
Test kabli sieciowych Perfect Cennection
System odsłuchowy:
Pliki: DigiOne Player, laptop z programem J River
DAC: Matrix Mini-i, LabGruppen IPD 120
Pre: pasywka Khozmo
Wzmacniacze: LabGruppen IPD 120, Cary Audio V12R (z lampami KT120)
Interkonekty: Fadel Art Reference 1, Haiku Audio, Monkey Cables, Gekko Cables Purple Haze
Kable głośnikowe: MIT MH 750, Haiku Audio, Percon SK 2140, Sound Sphere Black i Sound Sphere Deneb
Głośniki: Martin Logan ESL
Sieciówki: Ansae Muluc i Imix, KBL Sound
Akcesoria: płyty granitowe i podstawki SoundCare SuperSpikes
Hi ,
Having read your test of the Melodika loudspeaker cable and now Kimber, I immediately thought that You should test the LessLoss C-Marc cables !
Best Regards
Pascal