Musical Fidelity M6s DAC proponuje muzykalność opartą między innymi o bardzo dobrą mikrodynamikę i mikrodynamiczne różnicowanie, nawet w obrębie jednego utworu. To, w jaki ten przetwornik oddaje skoki głośności, różnice między cichymi a głośnymi dźwiękami, szybkość i dokładność tych zmian, robi bardzo dobre wrażenie. Dzięki temu muzyka nabiera różnych odcieni, jest urozmaicona i ciekawa, wciągająca i bardzo żywa.
Widać to dobrze na przykładzie fortepianu czy na dobrych wokalach. Pianiści potrafiący grać mocno, dynamicznie – na przykład Jarret czy Możdżer – brzmią na tym DAC-u bardzo wyraziście. Ale widać, że obok mocnych, dynamicznych uderzeń w klawiaturę potrafią w lirycznych momentach poskromić swoją werwę i zagrać spokojnie, cicho, niemal miękko. Podobnie jest na nagraniach znakomitej wokalistki Dee Dee Bridgewater, która doskonale operuje głosem, używa różnych technik, barw, różnego natężenia, świetnie śpiewa scatem. Przetwornik oddaje te wszystkie niuanse z taką pieczołowitością, że nawet w spokojnych balladach czuje się podskórny nerw.
Musical Fidelity M6s DAC – co nieco dziwi przy tak dobrej mikrodynamice – nie jest przy tym jakimś wyczynowym urządzeniem jeśli chodzi o szybkość prezentacji. Ten aspekt brzmienia jest adekwatny dla urządzeń z tego pułapu cenowego, ale nie wyskakuje ponad przeciętną. Niczego w zasadzie nie można mu zarzucić, jeśli chodzi o oddanie rytmu i pulsacji muzyki, ale chciałoby się nieco więcej. Jednak nieco miękki bas robi swoje… Może nie spowalnia jakoś widocznie muzyki, ale również nie ułatwia przetwornikowi roboty. Ale o tym za chwilę…
Podobnie jest ze skala i potęgą brzmienia – wszytko jest w porządku, tego się właśnie spodziewamy po urządzeniu z tego pułapu cenowego, dźwięk jest mocny i duży, ale zawsze można odrobinę lepiej. Słuchając bardzo drogich źródeł, na przykład odtwarzacza Esoterica (test TUTAJ) czy DAC-a Lampizator Golden Atlantic (test TUTAJ) – uświadamiamy sobie, że można połączyć szybkośc, mikrodynamikę i potęgę brzmienia. Tylko trzeba za to zapłacić wielokrotność ceny Musicala…
Musical Fidelity M6s DAC jest za to świetny w oddawaniu detali i drobnych szczegółów – nawet w gęstych i trudnych aranżacjach wgląd w nagranie jest na bardzo wysokim poziomie. Musical mówi do słuchacza: “Chcesz usłyszeć wszystko? Nie ma problemu, proszę bardzo”. Posłuchajcie nagrań Lao Che, na przykład świetnego “Jestem psem” – usłyszycie wszystko i to bardzo wyraźnie. Żadnego bełkotu w wokalu, klarownie i czysto. Świetnie słychać wszelkie nakładki w miksie i dźwięki w tle. Ale – co ważne – Musical podaje to bez wysiłku, jakby od niechcenie, nie epatując słuchacza tymi drobiazgami. Bo nie jest to źle rozumiana analityczność ale spójny przekaz.
Detaliczności i dobrej rozdzielczości (kontury są dobrze zaznaczone, ale nie przeostrzone) towarzyszy naprawdę niezłe nasycenie dźwięków składowymi. Szczegółowość, szczególnie w średnicy – jest na wysokim poziomie. Wokale mają dużo informacji, są pełne, choć nie specjalnie podgrzane, zachowują dużą dożę neutralności.
Test wzmacniacza Taga Harmony HTA 25B
I tak oto przeszliśmy do tonalności tego przetwornika. Musical Fidelity M6s DAC hołduje już nowej szkole brzmienia, choć gdzieś tam słychać jeszcze echa tej starej, musicalowej ciepłoty i “przytulności”. Gdzie? W basie. W niskich tonach słychać najbardziej pozostałość po starej szkole MF. Zwolennicy twardych jak skała, żylastych i napiętych basowych uderzeń muszą poszukać gdzie indziej. W tym DAC-u bas jest może nie misiowaty, ale zachowuje najwięcej ciepła ze wszystkich pasm. A jego kontury są najmniej wyraźnie zaznaczone, przez co atak jest minimalnie rozmyty. Nie jest to zabieg drastyczny i na pewno wielu słuchaczom – w tym także i mi – takie niskie tony podobają się.
Średnica – od leciusieńkiego ocieplana na samym najniższym skraju do neutralności. Im bliżej sopranów, tym jest lżejsza i zwiewniejsza. Nadaje to spójności wszystkim pasmom a jednocześnie nadaje masy i ciepła wokalom czy dęciakom operującym w tej części pasma. Jest nasycona i bogata.
Najwięcej różnic między starą a nową szkoło brzmienia MF jest w górze pasma. Stare modele sprzed lat miały soprany lekko cofnięte, zaokrąglone, jakby odrobinę matowe. W przetworniku Musical Fidelity M6s DAC najwyższe częstotliwości – choć dość lekkie i zwiewne – podane są mocno i wyraziście. Nie dominują przekazu, ale są dźwięczne i mają blask. Góra jest rozdzielcza, sypka i ładnie wybrzmiewa.
Przestrzeń kreowana przez ten przetwornik bardziej nastawiona jest na głębie niż szerokość. Ta ostatnia zawiera się w zasadzie między kolumnami głośnikowymi i rzadko wyskakuje poza ich obrys. Za to bardzo dobra jest głębia przestrzenna prezentacji. Musical Fidelity M6s DAC bardzo sugestywnie i precyzyjnie rysuje poszczególne plany, prezentacja jest trójwymiarowa, w czym pomaga ładnie oddawana aura wybrzmieniowa wokół poszczególnych dźwięków (sypka i mocna góra w tym pomaga).
Musical Fidelity M6s DAC dysponuje również możliwością regulowania głośności, co pozwala ominąć preamp i podłączyć przetwornik bezpośrednio do końcówki mocy. I muszę przyznać, że działa to zaskakująco dobrze. Jakość wzmocnienia niemal nie odbiegała od tego, co uzyskałem korzystając ze znakomitego pasywnego wzmacniacza Khozmo. Jeśli ktoś zamierza korzystać tylko z plików i nie ma innego źródła dźwięku, to wystarczy dokupić dobrą końcówkę i grać na wysokim poziomie. A ewentualnie wraz z rozbudową systemu o gramofon czy tuner spokojnie szukać przedwzmacniacza.
Musical bezpośrednio podłączony do końcówki brzmiał równie dobrze pod względem dynamiki, przejrzystości i prezentowania detali, wgląd w nagranie nie był gorszy, niż z preampem. Co się zmienia? Zmiany są dwojakiego rodzaju. Średnie tony wydają się odrobinę szczuplejsze i nie tak dobrze wypełnione i plastyczne. Odniosłem też wrażenie, że drobnemu spłaszczeniu uległa też scena dźwiękowa.
Natomiast są też zmiany na plus. Niskie tony są odrobinę lepiej zebrane i kontrolowane, pojawia się w nich nieco więcej faktury. Poprawia się też nieco kontur dźwięków i atak, co odrobinę przekłada się na szybkość prezentacji.
Podsumowanie
Musical Fidelity M6s DAC to udane urządzenie. Jeśli jednak pamiętacie tę markę sprzed kilkunastu lat i szukacie podobnego brzmienia – bardzo ciepłego, gęstego – to możecie się trochę zdziwić. Nowy Musical gra żywo, w sposób pełen werwy, ze świetną mikrodynamiką, która nadaj muzyce życia. Duże wrażenie robi rozdzielczość i dokładność tego urządzenia, aczkolwiek nie jest to granie pozbawione muzykalności, nasycenie barwami jest na dobry poziomie. Świetne jest mikrodynamiczne różnicowanie. W bonusie otrzymujemy klasowy wzmacniacz słuchawkowy i możliwość regulowania głośności, która działa naprawdę bardzo dobrze.
Maciej Stempurski, fot. wstereo.pl, Musical Fidelity
Czytaj także:
Test przetwornika Audio GD R2R-7
Test gramofonu Rega Planar P2
System testowy:
CD: BAT VK D5 SE
Pliki: DigiOne Player, laptop z programem J River
DAC: Matrix Mini-i, LabGruppen IPD 1200
Pre: pasywka Khozmo
Wzmacniacze: LabGruppen IPD 120, Cary Audio V12R (z lampami KT120)
Interkonekty: Gekko Cables Purple Haze, Fadel Art Reference 1, Haiku Audio, Monkey Cables,
Kable głośnikowe: MIT MH 750, Haiku Audio
Głośniki: Martin Logan ESL, ProAc Response SC One
Sieciówki: Ansae Muluc i Imix, KBL Sound
Akcesoria: płyty granitowe i podstawki SoundCare SuperSpikes
Musical Fidelity M6s DAC – przetwornik cyfrowo-analogowy
Cena – 6995 zł
Dystrybucja – Rafko
Dane techniczne producenta:
Przetwornik DAC: ESS Sabre Pro ES9028PRO Hyperstream II
Stosunek sygnał/szum: 120dB
Zniekształcenia THD: 0.0004%
Pasmo przenoszenia: 2 – 90.000Hz
Separacja kanałów: 105dB
Impedancja wyjściowa: 47 ohm
Zakres dynamiki: 119dB
Obsługiwane słuchawki: 0d 32 do 600 Ohm
Standardy obslugiwane przez USB: PCM do 32bit/384kHz oraz DSD128
Jitter: mniej niż 12 pikosekund
Wysokość: 10cm
Szerokość: 44cm
Głębokość: 38cm
Waga: 6.9kg
Brak komentarzy