TEST MODWRIGHT LS 100 / PREAMP TROCHĘ LAMPOWY

0
ModWright LS 100 zajawka

Nasza ocena

Hi - end10
Ten preamp wniesie do systemu dużo dźwięczności, klarowności, wpompuje między kolumny sporo powietrza i nada odrobinę lampowego czaru. Szybki, dynamiczny, szczegółowy.
10

W jego dźwięku jest bardzo mało „lampy w lampie”. W pierwszej chwili ma się nawet wrażenie, że włączyliśmy w tor przedwzmacniacz tranzystorowy, bo dźwięk jest bardzo szybki, transparentny, z bardzo wyraźnie zaznaczonymi konturami, otwarty. Dopiero po dłuższej chwili przyzwyczajamy się do takiego grania i konstatujemy, że jednak lampę w ModWrighcie słychać, choć subtelnie. Przede wszystkim w średnicy, budowaniu przestrzeni i w tym charakterystycznym lampowym powietrzu otaczającym instrumenty. Ale po kolei.

Amerykański preamp gra bardzo dźwięcznie i, chciałoby się powiedzieć, z radością i wigorem. I z taką pewną tranzystorową nutą. To nie jest brzmienie znane na przykład z BAT-ów, które kiedyś miałem w swoim systemie: masywne, gęste jak krem, czasami aż lepkie czy wręcz lekko ospałe. ModWright nadaje systemowi żywości, bo góra pasma, a także wyższe składowe średnicy, są przez niego podawane mocno, dobitnie. Mocno i dobitnie to nie znaczy, że dominują i burzą równowagę, po prostu słychać je jakby bardziej wyraźnie. Uderzania w talerze czy dźwięki strun gitar akustycznych mają swoją masę i ciężar, ale równocześnie sporo lekkości i filigranowości. Daje to poczucie klarowności i ożywczej jasności.

No właśnie, klarowność – to drugie słowo klucz do tego przedwzmacniacza. ModWright LS 100 z wielką skrupulatnością obchodzi się z mikrodetalami, dopieszcza je, cyzeluje, aby pokazać słuchaczowi w pełnej krasie. Nie epatuje nimi, nie wywleka na pierwszy plan, ale lekko doświetla. Początek pięknej płyty Normy Winston „Distances” to dobrze nagrany fortepian (na całej płycie brzmi zresztą świetnie, podobnie jak klarnet i głos wokalistki). W czasie odtwarzania za pośrednictwem ModWrighta wszelkie mikrodźwięki – praca mechanizmu, wybrzmienia pudła fortepianu, uderzenia młoteczków w struny – były bardzo wyraźne i ochoczo przedstawiane. Równie dobrze słychać to w czasie słuchania dużych składów symfonicznych, gdzie poszczególne grupy instrumentów są podawane jak na dłoni, nie zachodzą na siebie dając się łatwo śledzić. I z Khozmo, i z modyfikowanym Audio Research LS2, i przy sterowaniu końcówką bezpośrednio ze źródła też było to wszystko słychać, ale nie w tak wyraźny i klarowny sposób. Czyżby więc amerykański preamp był urządzeniem analitycznym, w tym złym tego słowa znaczeniu? Nie, podaje muzykę bardzo dokładnie i rozdzielczo, ale w niemęczący, zachowujący spokój sposób. Dlatego jest idealnym partnerem do ciemniej i gęściej grających końcówek, u mnie lepiej chyba zgrał się z Passem niż Cary Audio V12R grającą w trybie ultralinearnym.

ModWright LS 100 2

Logo ModWrighta wycięte na górnej pokrywie (fot. wstereo.pl)

ModWright LS 100 4

Mały, zgrabny pilocik, obsłużymy nim wszystkie funkcje (fot. wstereo.pl)

Klarowność ModWrighta LS 100 jest także determinowana ilością powietrza, jaką ten przedwzmacniacz wpompowuje w muzykę. Jest go naprawdę dużo, poszczególne dźwięki mają sporo miejsca wokół siebie, mogą swobodnie wybrzmiewać, pokazywać swój blask. To przeciwieństwo BAT-ów grających bardzo gęsto, kreślących duże, przylegające do siebie muzyczne bryły. Taka prezentacja ModWrighta nadaje muzyce ogólnej lekkości i zwinności, ale nie należy tego mylić z odchudzeniem brzmienia, nadal ma ono swoją masę, kontury dźwięków wypełnione są tkanką.

Test lampowego,  dzielonego wzmacniacza Haiku Audio

Lampowa jest za to na pewno przestrzeń, jaką kreuje ten przedwzmacniacz. Amerykańskie urządzenie gra szeroko, głęboko, trójwymiarowo, plastycznie kreśląc dźwięki. Wszyscy miłośnicy lampy wiedzą o co chodzi – głosy i instrumenty są prezentowane jako bryły w przestrzeni mające nie tylko swoje kontury, ale także głębię, wymiar we wszystkich kierunkach. Naprawdę przyjemnie się tego słuchało. Jest tylko jedno ale… Mod Wright grał u mnie z pewną manierą. Otóż kreślił scenę dość nisko, bez pełnego otwarcia na wysokość. Trochę tak, jakby słuchać koncertu w filharmonii nie z parteru a z wysokiego balkonu. Czy to wada? Chyba nie, raczej cecha charakterystyczna i być może np. wymiana lamp coś by w tym względzie zmieniła.

Oczywiście muszą paść audiofilskie pytania: a jak bas? Co ze średnicą? Jak brzmi góra? Więc po kolei i krótko, bo nie ma się co nad równowagą tonalną rozwodzić. Bas – bardo dobry, kontrolowany, szybki. Nie ma nic ze stereotypu lampowego brzmienia: bez podbijania niskich składowych, przeciągania. Suchy? Nie, raczej zwarty, zebrany w sobie i żwawy jak kauczukowa piłeczka, przenoszący sporo informacji o fakturze.

Średnica – ustawiona „na zero”, bez żadnego ocieplenia i czarowania. Za to bardzo szczegółowa i rozdzielcza, niczego nie ukrywająca. Ale mająca jednak ten element minimalnego „lampowego” czarowania; bez zamulenia i sklejania dźwięków, jednak z tym charakterystycznym flow, powietrzem, muzykalnością. Świetnie sprawdza się to w bardziej złożonych aranżacjach, na przykład w muzyce symfonicznej. Słuchając „Ognistego ptaka” Strawińskiego doskonale słychać poszczególne grupy instrumentów, różnice barwowe i fakturowe. Niektórym może brakować odrobiny ciepła, ale wykorzystanie odpowiedniego źródła lub końcówki załatwi sprawę.

Góra dźwięczna i otwarta, podana zdecydowanie, choć nie wyeksponowana, raczej lekko srebrna w kolorze niż miedziana, szybka. Jak widać z opisu ModWright LS100, nie ma najmniejszego problemu z tonalną spójnością, charakter poszczególnych pasm jest podobny i dobrze ze sobą współgra. Nie złapiemy go pod tym względem na błędach.

Podsumowanie

Bardzo dobry preamp. Z jednej strony jest neutralny i barwowo niewiele zmienia, z drugiej – po włączeniu go w tor wyraźnie słychać dobre zmiany, jakie wnosi. To nie jest urządzenie do mocnego modelowania dźwięku, nie odejmie basu, nie doda góry, nie dopali średnicy, nie ma obaw. Pod tym względem zachowuje się jak dobra pasywka lub jak dobre sterowanie bezpośrednio ze źródła. A jednocześnie wniesie do systemu dużo dźwięczności, klarowności, wpompuje między kolumny sporo „lampowego” powietrza i nada odrobinę lampowego czaru.
Maciej Stempurski, fot. wstereo.pl

Czytaj także:

>>> Test amerykańskich, bipolarnych kolumn głośnikowych Definitive Technology

>>> DAC i preamp słuchawkowy Audeze Deckard

System odsłuchowy:
CD: BAT VK D5 SE. Musical Fidelity Nu Vista CD
DAC: Matrix Mini-i + laptop z programem J River + odtwarzacz DVD Yamaha
Pre: pasywka Khozmo
Końcówka: Pass XA 30.5, Cary V12 R
Kolumny: Totem Model 1 Signature, ProAc Response One SC
Interkonekty: Fadel Art Reference 1, Haiku Audio, Mogami N III, DIY Arek 45
Kable głośnikowe: MIT MH 750
Sieciówki: Ansae Muluc i Imix, KBL Sound
Akcesoria: płyty granitowe i podstawki SoundCare SuperSpikes
Pokój częściowo zaadaptowany akustycznie

Przedwzmacniacz lampowy ModWright LS 100
Dystrybucja: SoundClub
Cena: 18 000 zł
Phono: 1500 zł
DAC: 4000 zł

Dane techniczne:
Lampy sterujące: 6SN7
Lampa prostownicza: 5AR4/GZ34
Pasmo przenoszenia: 20hz – 100Khz (+/-1dB)
Impedancja wejściowa: 38Kohms.
Impedancja wyjściowa: 300 ohms
Wymiary: (WxSxG): 14 cm x 43 cm x 43 cm
Waga: 11,5 kg

1 2

Brak komentarzy