FELIETON / AUDIO VIDEO SHOW 2019 / Nie będę pisał o tym, co mi w tym roku na warszawskiej wystawie zabrzmiało, a co nie. Mija się to z celem, bo i tak każdemu zabrzmiało co innego, i każdemu inaczej. Jakoś trudno dopuścić nam do świadomości, że Audio Video Show nie jest – paradoksalnie – miejscem, gdzie się słucha i ocenia sprzęt. Może warto przy tej okazji przyjrzeć się nam samym, audiofilom, naszym oczekiwaniom, zachowaniom, podejściu do naszego hobby?
Od pewnego czasu dziwi mnie poziom emocji, jakie wywołują prezentacje na wystawie, te gorące dyskusje i spory na korytarzach i internetowych forach. Podkreślam, od pewnego czasu, bo dekadę temu zachowywałem się tak samo. Skąd to moje zdziwienie? Mam wrażenie, że zapominamy o jednym: to tylko wystawa, a więc miejsce na pokazanie sprzętu, nowości, marek. Nie łudźmy się, sprzęt wstawiony do przypadkowych pokoi hotelowych, nawet uzupełnionych naprędce wstawionymi adaptacjami akustycznymi, filtrami sieciowymi czy kondycjonerami najczęściej nie zagra na sto procent swoich możliwości.
Dodajmy do tego, że cześć wystawców traktuje AVS jako poligon w swoistym wyścigu zbrojeń, przywozi to, co ma najlepszego (czytaj – najdroższego), co nie zawsze zestawione razem gra dobrze. Znamy wszyscy te prezentacje sprzętu za setki tysięcy, które okazywały się co najmniej dyskusyjne. I wiemy, że nasze zestawy kompletujemy czasem latami.
Poza tym warunki po prostu nie sprzyjają. Co z tego, że wystawca dobrze system zestawi, zrobi pomiary i wstawi ustroje akustyczne, jeśli za sąsiadów będzie mieć basolubów, którzy rozkręcają gałki głośności do poziomu zagłuszającego wszystkich dookoła? Co z tego, że ustawi wszystko idealnie w pustym pokoju, jeśli po wejściu do niego 10 osób akustyka zmieni się diametralnie? A jeśli nawet wszystko jakimś cudem się uda, to do pokoju z mini monitorami idealnymi do muzyki dawnej i kameralnej wejdzie miłośnik metalu, włączy Slayera i po kwadransie wyleje wiadro internetowych pomyj na fecebokowym forum pisząc, że nie było basu, skala brzmienie wręcz śmieszna i w ogóle zagrało koszmarnie…
Skok higieniczny, ale sporo jeszcze brakuje
Niestety i my sami, odwiedzający wystawę, siejemy na niej brzmieniowe, i nie tylko, spustoszenie. Sam zresztą biorę czy brałem w tym udział … Na szczęście postęp higieniczny już się u nas dokonał, i nie trafiłem w tym roku na pokój, który trzeba było w popłochu opuszczać, bo wszedł właśnie “wczorajszy” pan, który w dodatku od dwóch dni nie brał prysznica.
Wciąż jest masa “aparaciarzy”, którzy muszą obfotografować każdy pokój, każdą kolumnę (najlepiej i prawą, i lewą z osobna) wchodząc przed sprzęt i doprowadzając do szału kogoś, kto właśnie wykorzystał chwilę spokoju i poprosił o włączenie ulubionego nagrania. Nie brakuje ciągle “dotykaczy” – trzeba pomacać, z czego zrobiony jest przetwornik w kolumnie; przeciągnąć palcem po obudowie wzmacniacza w celu sprawdzenia gładkości aluminium na przednim panelu. I oczywiście należy sprawdzić dłonią, jak dmucha z bas refleksu (zawsze mnie to zadziwia i bawi). Są wciąż też “zbieracze” z naręczami siatek pełnych folderów i ulotek.
Jak zawsze nie brakuje licznych “znawców” i “recenzentów”. I tu składam samokrytykę, sam jeszcze kilka ładnych lat temu mógłbym być zaliczany do tej grupy. To ludzie, którzy nie pytani o zdanie muszą je jednak głośno wygłosić. Najczęściej to zjadliwa krytyka brzmienia lub odmienny pogląd do wygłoszonego chwilę wcześniej przez innego “znawcę”.
Luźna dwurzędówka i marzenia o Krellu. Moda w audio
Ale mam wrażenie, że pojawili się nowi, albo może dopiero w tym roku zwróciłem na to uwagę? “Drzwiarze”. To osoby, które nie chcą wejść do środka pokoju czy sali, usiąść i choć chwilę posłuchać. Stoją w progu, i ani w tę, ani we w tę. Wolne krzesła stoją, nawet w sweet spocie, a oni stoją. Krócej, dłużej, ale stoją. I trzeba głośnym “przepraszam” domagać się wpuszczenia. Nie wchodzą pewnie z różnych powodów. Może muzyka im nie odpowiada? Może jest za głośno? Albo za cicho? Albo liczyli na gramofon a grano z plików? Może się wstydzą? Najgorsze, że po wyjściu na wąski korytarz hotelu Sobieski stają na nim i tam zaczynają być “znawcami” i “recenzentami”. I znów – przejść nie można a i hałas coraz większy.
Być może wszystko to bierze się po trosze ze skali wystawy, wszak Audio Video Show rozrasta się z roku na rok i jest dziś pewnie jedną z trzech największych tego typu wystaw na świecie. Wielu zwiedzających chce zobaczyć, jeśli nie wszystko, to jak najwięcej, odwiedzić obydwa hotele i zdążyć jeszcze na stadion. A i na spotkanie z ulubionym muzykiem wpaść. I gonimy, spieszymy się, przepychamy, byle zrobić zdjęcie, byle rzucić okiem choć przez drzwi…
Żywsze bicie serca
Skala wystawy to jedno – mówił zresztą o tym na otwarciu Audio Video Show 2019 jej twórca i szef Adam Mokrzycki. Sam zauważył, że impreza rozrosła się już do takich rozmiarów, że przeciętnemu audiofilowi ciężko ją ogarnąć. – Nie wiem, czy chciałbym, aby za rok pobić kolejny rekord w liczbie wystawców i powierzchni – nie ukrywał Adam Mokrzycki zapowiadając, że AVS musi zacząć podążać w nieco inną stronę.
Z wielu rozmów jakie przeprowadziłem wyłania się też inny problem. Wystawa staje się coraz bardziej przewidywalna i nieco skostniała. Każdy, kto był na niej 5-6 czy więcej razy wie, że firmę A znajdzie jak zawsze w sali nr 1, firmę B na antresoli w hotelu Sobieski, firmę C w Golden Tulipie w tym samym pokoju. I wie, z mniejszą lub większą pewnością, co w nich zagra i jakiego brzmienia można się spodziewać. Dla niektórych to ułatwienie, bo wiedzą, gdzie znaleźć swoich ulubieńców, ale dla innych…
Śmierć tranzystora, grające kable i odsłuchy ślepców
Pojawienie się przed kilku laty wystawy na stadionie PGE Narodowy przyniosło trochę ożywienia, jednak nie na długo. Dziś już wiadomo, że na narodowej arenie piłkarskiej wystawia się kilku największych polskich dystrybutorów i że zawsze tam znajdziemy strefę słuchawkową i winylową. Mniejsi i debiutanci będą w Sobieskim a hi-end w Golden Tulipie.
Wciąż niewielu wystawców ma jakiś pomysł na prezentacje, choćby ciekawy wystrój pokoju (pamiętacie doktorów audio w białych kitlach na jednej z poprzednich wystaw?), pokazanie wpływu na przykład kabli cyfrowych czy sieciowych na brzmienie albo zorganizowanie porównania dwóch różnych wzmacniaczy czy kolumn.
Na szczęście od kilku lat powoli pojawia się i rośnie w siłę nowy trend – zapraszanie gości ze świata audio, organizowanie seminariów, warsztatów i spotkań. Wykłady o akustyce, spotkania z Wojckiem Czernem z Rogalowa Analogowego w pokoju TR Audio, premiera nowego singla Lecha Janerki czy cieszące się ogromną popularnością warsztaty gramofonowe – to jest moim zdaniem przyszłość Audio Video Show.
I – co moim zdaniem bardzo ważne – coraz częściej zapraszani są muzycy. Jedni tylko opowiadają o swojej pracy, inni wydobywają dźwięki i prezentują swoje dokonania. A to właśnie oni są solą tej naszej audiozabawy – bo, przypominam, o słuchanie muzyki w tym wszystkim chodzi. I mam nadzieję, że za rok spotkam znów takie osobowości jak Janerka czy Czern, bo to chyba przyprawiło mnie o żywsze bicie serca niż kolejny wzmacniacz za 100 tysięcy.
Maciej Stempurski, fot. wstereo.pl
Nie oburzałbym sie na te osoby ,które muszą dotknąć ,obfotografować i jeszcze tam co . Zwiedzające osoby sa na różnym poziomie obycia z takim sprzętem i mają do tego prawo ,po to jest wystawa. Natomiast nie usprawiedliwiałbym wystawców za źle dobrane części składowe systemów i warunki odsłuchu. Szwedzcy konstruktorzy kolumn głośnikowych (chyba Sonab) twierdzą , że taki sprzęt gra na codzięń w bardzo różnych pomieszczeniach, a nie w komorze bezechowej i musi grac prawidłowo nawet niezbyt zaadoptowanym pokoju. Specjaliści od prezentacji po to są specjalistami , żeby to na wystawie brzmiało jak najlepiej.