Nowa płyta Rogera Watersa. Déjà vu? Nie, to naprawdę już było

0
waters zajawka

MUZYKA / Po 25 latach ukazuje się nowy, studyjny album Rogera Watersa „Is This the Life We Really Want?”. Czy premierowa muzyka dawnego lidera Pink Floyd zaskoczyła czymś odkrywczym? Miałem okazję jej posłuchać. Wnioski? Nie czekałem na tę płytę specjalnie i teraz już wiem, że spokojnie przeżyłbym, gdyby w ogóle nie wyszła.

Tym razem w sali odsłuchowej gościnnego Studia U22 w Warszawie nie pojawił się żaden muzyk występujący na płycie, którą przedpremierowo odsłuchiwaliśmy. Nic w tym dziwnego – z głośników popłynęła bowiem najnowsza produkcja Rogera Watersa. To dla Warszawy wyróżnienie, bo byliśmy jednym z siedmiu miast na świecie, w których prezentowano ten album, który w sklepach pojawi się 2 czerwca.

Od wydania ostatniej studyjnej płyty dawnego lidera Pink Floyd minęło 25 lat – w 1992 roku ukazał się koncepcyjny album „Amused To Death”. Materiał do dziś cieszy się wielka sławą wśród audiofilów zafascynowanych efektami specjalnymi, ale artystycznie był oceniany bardzo różnie. Co prawda w 2005 roku ukazała się jeszcze płyta “Ça Ira” z muzyką skomponowana przez niego do opery, ale fani rocka nie wliczają jej do regularnej dyskografii. Tak więc zapowiedzi, że jeden z gigantów prog rocka wziął się do pracy i wydaje album zelektryzowały jego fanów.

No właśnie, chyba tylko tych najwierniejszych, bo zdaniem wielu Roger Waters najlepsze lata ma już dawno za sobą. Z Pink Floyd był wielkim rewolucjonistą i muzycznym wizjonerem, ale po nagraniu z zespołem w 1979 albumu “The Wall” nie zaproponował właściwie niczego odkrywczego. Moim zdaniem kolejna płyta Pink Floyd był niemrawą kopią poprzedniczki a jego solowe produkcje nie przekonywały. Te płyty były wtórne. Także jego widowiskowe koncerty to odcinaniem kuponów od dawnej sławy a publiczność przychodziła na nie w zasadzie tylko po to, by zobaczyć legendarnego muzyka odrywającego swoje wielkie hity. Nie licząc oczywiście oddanych, wiernych fanów.

Może jednak Roger Waters zaskoczył malkontentów i stworzy – jeśli nie dzieło życia – to przynajmniej muzykę na miarę swojego dawnego talenty? Słuchając znanego od miesiąca singlowego „Smell the Roses” nie miałem wielkich nadziei – kawałek niczym, absolutnie niczym nie zaskakuje i nie wciąga. Mógłby spokojnie znaleźć się na jakimś solowym albumie tego basisty i wokalisty albo na bootlegu z odrzutami z którejś sesji Pink Floyd. Podobne brzmienia i rozwiązania harmoniczne, te same irytujące psy szczekające w tle utworu, te same patenty rytmiczne, ten sam damski chórek i archaiczne gitarowe solówki.

waters okladka

Kiedy więc rozpoczęliśmy odsłuch w Studiu U22 nadzieja na dobrą muzykę mieszała się z obawa, że nic z tego nie będzie. Niestety obawy bardzo szybko okazały się rzeczywistością. Już na początku nie było dobrze – po pierwszym utworze „When We Were Young”, który w zasadzie był klasyczny watersowkim wstępem z gadającymi głosami nastąpiła ballada „Déjà vu”. Tak, to było déjà vu – takich piosenek słyszałem w wykonaniu tego muzyka na pęczki. W kolejnych nie było lepiej – znane z Pink Floyd motywy, melodie i kadencje akordów ogrywane przez Watersa od lat, czasami brzmiało to jak autoplagiat. Słuchając „Bird In A Gale” miałem nieodparte wrażenie, że to motyw z „Welcome To The Machine”…

Irytująca maniera gry na akustycznej gitarze, męczące pompatycznością wstawki z syntetycznymi smyczkami i chórkami, te same rozwiązania melodyczne… I ciągle te głosy z radia w tle, szczekanie psa, fragmenty dialogów nie wiadomo skąd będące łącznikami między utworami… Ileż razy można eksploatować te same motywy? Myślałem, że może na finał Waters da nam coś mocnego, świeżego. Nie dał, bo kończący album „Part of Me Died” to kolejna kopia floydowskiego brzmienia.

Niestety nie pomogło zatrudnienie w roli producenta znanego ze współpracy m.in. z Radiohead Nigela Godricha, słychać, że autor płyty nie dał mu specjalnie swobody. Szkoda, bo w kilku kawałkach (np. „The Last Refugee” czy tytułowym „Is This The Life We Really Want?”) pojawiło się kilka ciekawych dźwięków i nowocześniejszych rozwiązań aranżacyjnych.

To nie tylko moja opinia. Wychodząc po odsłuchach byłem mimowolnym świadkiem rozmowy telefonicznej jednego z uczestników spotkania. Mówił do komórki: – Sam nie wiem… Miałem wrażenie, że to płyta, którą Pink Floyd mogli nagrać w 1978 roku .

Na albumie znalazło się 12 kompozycji, muzykami towarzyszącymi Watersowi byli: Nigel Godrich (aranże, klawisze, gitara), Gus Seyffert (gitara, gitara basowa, klawisze), Jonathan Wilson (gitara, klawisze), Joey Waronker (perkusja), Roger Mannning (klawisze), Lee Pardini (klawisze) oraz wokaliści Lucius, Jessica Wolfe i Holly Proctor.

Maciej Stempurski

Roger Waters, Is This the Life We Really Want?
Columbia Records/Sony Music Polska

Gospodarz spotkania: Studio U22
Sprzęt do odsłuchu firmy Marantz dostarczył: Horn

Brak komentarzy