TEST / LYNGDORF FR-2 / Dziś w świecie audio coraz większe znaczenie ma wygląd oraz użytkowe walory sprzętu. Elektronika czy głośniki muszą współgrać z nowoczesnymi pomieszczeniami, dawać też możliwość swobodnego ich ulokowania. Takie w założeniu mają być odsłuchiwane zestawy: dwudrożne, pełnozakresowe kolumny podłogowe, przeznaczone także do powieszenia na ścianie. Jak radzą sobie brzmieniowo? Oto test Lyngdorf FR-2.
Wielu miłośników dobrego brzmienia, którzy są w stałych związkach, a jednocześnie warunki lokalowe, w jakich mieszkają nie pozwalają na wygospodarowanie osobnego pokoju tylko do słuchania, znają ten problem doskonale. Brytyjczycy, którzy mają o wiele dłuższe tradycje audiofilskie, ukuli nawet na opisanie tego zagadnienie skrót: WAF. Pochodzi on od słów Wife Acceptance Factor, czyli po polsku Współczynnik Akceptacji Żony.
Ileż to razy audiofile słyszeli od swoich życiowych partnerek, że nie mogą kupić i postawić w salonie swojego ulubionego wzmacniacza, bo “jest wielki i brzydki jak noc”. Albo że kompletnie nie pasuje do wystroju wnętrza, a te jego wychyłowe i podświetlane wskaźniki “to już naprawdę kompletny obciach”.
Jeszcze gorzej jest z kolumnami głośnikowymi. Audiofile wiedzą doskonale, jak bardzo ważne jest ich ustawienie, jak zestawy muszą współpracować z pokojem poprzez odpowiednią odległość od ścian i od pozycji słuchacza. A w życiu okazuje się, że niestety najczęściej muszą być jak najmniejsze, jak najmniej widoczne i powinny stanąć wciśnięte w kątach i najlepiej zostać czymś zasłonięte… Na szczęście jest coraz więcej firm, które próbują walczyć o ów WAF i oferują sprzęt, który może być estetycznie i użytkowo bardziej akceptowalny. Jedną z nich jest Lyngdorf.
To legendarna firma, na czele której stoi Peter Lyngdorf – twórca koncepcji wzmacniaczy “cyfrowych”. To on zaprojektował pierwsze chyba tego typu urządzenie na rynek konsumencki, słynny TacT Millenium. Do dziś są wierni swoim koncepcjom projektowania wzmacniaczy. Ale z czasem rozszerzyli swoją ofertę także o kolumny głośnikowe.
Duńczycy w zasadzie od początku swojej historii duży nacisk kładli także na wizualną stronę swoich produktów. Wierni stonowanemu, minimalistycznemu skandynawskiemu designowi, oferowali urządzenie wizualnie z jednej strony proste, nienachalne, a z drugiej piękne w swojej prostocie i braku ostentacji. Takie są też ich głośniki. A w dodatku konstruktorzy Lyngdorfa twierdzą, że odbywa się to bez straty w jakości brzmienia. Ba, mało tego – swoje głośniki reklamują jako zestawy, które mogą być zamontowane na ścianie lub ustawione bezpośrednio pod nią, i nadal dostarczać będą wielkiej przyjemności ze słuchania muzyki.
Firma ma w ofercie całą gamę głośników montażowych, a także takich przystosowanych do ustawienia w pokoju. Są to głównie monitory, głośniki centralne, ale jest też sporo subwooferów. Najnowszym modelem jest Lyngdorf FR-2 – dwudrożne, pełnozakresowe kolumny podłogowe, przeznaczone także do powieszenia na ścianie.
Lyngdorf FR-2 – test. Budowa
Kolumny, tak jak wcześniej wspomniałem, to przykład projektu minimalistycznego. Są bardzo proste, wymyślone tak, że z jednej strony nie rzucają się w oczy, a z drugiej – mogą stać się ozdobą niejednego pokoju w nowocześnie pomyślanym domu. Bo to, co geometryczne, czyste, też może być piękne.
Głośniki nie epatują absolutnie żadnymi ozdobami, ostentacyjnie wręcz są ich pozbawione. Zdobne pierścienie wokół przetworników, szlaczki, wstawki z innych materiałów, metalowe ozdoby, specjalne śruby – nic z tego ani z tym podobnych zabiegów nie zobaczymy na tych zestawach. A jednak przyciągają oko.
Przede wszystkim proporcjami obudów. Kiedy przyjrzymy się im bliżej, to pierwsze wrażenie jest takie, że głośniki zostały w nich błędnie zamontowane, bo na bocznej ściance … Nie, wszystko jest w porządku. Obudowy są bardzo płytkie, ich głębokość to zaledwie 16 cm. O tym dlaczego – za chwilę. Za to przednia ścianka jest bardzo szeroka, ponad dwukrotnie przebija wymiarami głębokość. Kolumny mają wysokość 102 cm, więc to średniej wielkości zestawy.
Obudowy Lyngdorf FR-2 wykończone są znakomicie. Zaokrąglone na łączeniach ścianek, pokryte matowym lakierem robią wrażenie, jakby były monolitem wyciętym z jednego kawałka jakiegoś materiału. Kolumny zbudowane są solidnie, każda waży 18 kg, nie słychać w nich głuchych odgłosów przy opukiwaniu.
Test TAGA Harmony Diamond B-60 v.3
Na pewno wzrok przyciągać może szeroka przednia ścianka skrzynki. W jej płaszczyznę wkomponowano pionowe, zaokrąglone na dolnych rogach wcięcie, w którym umieszczono trzy przetworniki. Przechodzi ono na górną ściankę. Można tam zamontować specjalny panel na głośniki lub maskownicę. I tu zaczyna się zabawa w kolory, bo panel jest zdejmowany i wymienny.
Lyngdorf dostarcza swoje kolumny malowane w trzech stonowanych kolorach: białym, czarnym i mocca (rodzaj beżu czy szarawego brązu – mężczyźni mają kłopot z nazywaniem kolorów, to prawda znana od lat). I w takich samych kolorach dostarczane są wymienne panele. Możemy więc zamówić kolumny w jednorodnej barwie, lub poszaleć, i do obudowy w jednym kolorze zamówić panel w innym, na przykład skrzynka może być biała a panel w kolorze mocca. Możliwości jest więc sporo.
Ale to nie wszystko. Kolumny Lyngdorf FR-2 maję też klasyczne maskownice. Jeśli więc ktoś nie chce oglądać przetworników, może zdjąć panel okalający głośniki i w jego miejsce założyć maskownicę. Te klasyczne, materiałowe maskownice dostępne są w dwóch kolorach: jasno i ciemnoszarym. Aha, na froncie pod panelem/maskownicą jest subtelne logo producenta.
Dwa słowa o tylnej ściance, dwa, bo niewiele się tam dzieje. Jest płaska, znajdują się na niej tylko otwory do mocowania na ścianie. Terminale głośnikowe, pojedyncze, znalazły się bardzo nisko, na samym dole przy spojeniu tylnej ścianki ze spodnią. Dobrej jakości gniazda są skierowane ukośnie w dół, i nie jest to najlepsze rozwiązanie. Jeśli mamy kable głośnikowe z dużymi bananami lub widełkami, a w dodatku grube i sztywne, to wpięcie przewodów może być nie lada problemem…
Lyngdorf FR-2 to głośniki grające z werwą, z pazurem, dając dużo satysfakcji z tego, jak rockowi perkusiści walą z impetem w bębny, a big bandowe sekcje dęte miażdżą nas swoimi krótkimi, celnymi uderzeniami. Dynamika to ich bardzo mocna strona
Zestawy Lyngdorf FR-2 są przystosowane do pracy blisko ściany lub wręcz na niej. Do tego służy specjalny zestaw montażowy. Ale możemy je postawić także w klasyczny sposób, i to w takiej odległości, jakiej chcemy. Do tego celu służą specjalne szyny mocowane do spodu, w które wkręcamy nóżki z możliwością regulacji wysokości, co pozwala na wypoziomowanie głośników.
Test głosników Franco Serblin Accordo Goldberg
Na pracę przy ścianie ma pozwalać także akustyczna konstrukcja kolumn. Składają się na nią trzy elementy. Pierwszym jest ich strojenie, a więc strojenie zwrotnicy i dobór przetworników. Drugim jest konstrukcja obudowy: jej bardzo mała głębokość i sztywność ma niwelować niepożądane rezonanse, bo głośniki umieszczone są blisko tylnej ścianki kolumn. Trzecim elementem jest otwór bas refleksu odpowiednio strojony i skierowany ku dołowi. W tym cel kolumny zawieszone na ścianie powinny być umieszczone na odpowiedniej wysokości.
Lyngdorf FR-2 to konstrukcje dwudrożne, z trzema przetwornikami. Za tony średnie i niskie odpowiadają dwa przetworniki o średnicy 6,5 cala (18 cm), wyposażone w solidne, wentylowane kosze odlewane, wyjątkowo silne magnesy oraz lekkie membrany aluminiowe. Miękka kopułka tweetera również posiada wzmocniony magnes, co pozwala na osiągnięcie maksymalnej efektywności i wysokiego poziomu głośności przy zachowaniu niskich zniekształceń.
Głośniki mają stosunkowo wysoką skuteczność na poziomie 92 dB, dodatkowo bardzo liniowa impedancja na poziomie 4 Ohm umożliwia każdemu wzmacniaczowi pełne wykorzystanie ich możliwości. Producent podaje, że zestawy charakteryzują się pasmem przenoszenia 45 – 20 000 Hz (-3 dB).
Polski dystrybutor duńskiej marki Lyngdorf – warszawska firma DNA Audio – wyceniła parę kolumn na 17 780 zł. Zaliczam je więc do kategorii A (wyższa grupa cenowa, komponenty kosztujące od 10 do 20 tys. zł).
Lyngdorf FR-2 – test. Brzmienie
Tego typu kolumny – naścienne, designerskie, minimalistyczne – są czasem omijane przez część audiofilów, szczególnie tych bardziej konserwatywnych. Uważają oni, że tego typu konstrukcje nadają się bardziej do kina domowego, multipokojowch instalacji i tego typu zastosowań. I właściwie nie wiadomo, skąd takie podejście, bo to przecie najczęściej normalnie zaprojektowane, według wszystkich zasad sztuki inżynierskiej, głośniki. Tak więc bez zbędnych uprzedzeń przystąpiłem do słuchania. Na początek ustawiłem je tak, je zwykle ustawiam kolumny w swoim pokoju odsłuchowym. I skorzystałem ze swoich wzmacniaczy. Później były zmiany: i ustawienia, i amplifikacji.
Ciąg dalszy na str. 2
Brak komentarzy