TEST / AUDIO ACADEMY HYPERION IV / Kolumny podłogowe z Łodzi zniewalają świetną średnicą. W swojej cenie trudne do pobicia.
Audio Academy to jedna z dłużej funkcjonujących na rynku polskich firm głośnikowych, jest rozpoznawalna i ceniona przez audiofilską brać. Oficjalnie sprzedaje swoje produkty od 15 lat, ale jej początki sięgają połowy lat 90. XX wieku. Oferta łódzkiego producenta obejmuje trzy konstrukcje, wszystkie to głośniki wolnostojące. Najtańszy jest model Phoebe III, jego rozwinięciem są Hyperiony IV, a najwyżej w ofercie stoi model Rhea. Michał Kęcerski, właściciel firmy i konstruktor nieczęsto wprowadza nowości, gdyż dopracowuje swoje modele, stąd kolejne cyfry przy ich nazwach.
Obudowy do głośników powstają w Polsce z płyt MDF. Stolarka jest dobrej jakości, wykonanie nie pozostawia niedosytu. Do wyboru jest duża gama fornirów. Przetworniki pochodzą od renomowanych dostawców, choć nie są to zwykle modele ze szczytu cennika. Ale już wielokrotnie się przekonywaliśmy, że nie cena głośników, ale talent konstruktorów odpowiadają za brzmienie.
Audio Academy Hyperion IV – budowa
Tak jest też w Audio Academy Hyperionach, które są 2,5-drożną konstrukcją z bas refleksem skierowanym do tyłu i mają charakterystyczny układ głośników z twitterem umieszczonym pomiędzy dwoma niskośredniotonowcami. Metalowy głośnik wysokotonowy to norweski Seas, zaś papierowe, ale powlekane woofery pochodzą od niemieckiego Visatona. Nie jest to jednak klasyczna konstrukcja D`Appolito, ponieważ dolny głośnik przetwarza tylko bas, górny zaś średnicę i część basu.
Hyperiony nie są specjalnie trudnym obciążeniem dla wzmacniacza, co prawda impedancja znamionowa wynosi 4 omy, ale rekompensuje to dość wysoka skuteczność na poziomie 89 dB.
Głośniki przymocowano do przedniej płyty w sposób perfekcyjny – w dokładnie wyfrezowanych otworach z idealnie położonym fornirem. Naprawdę dobra stolarska robota. Skrzynka jest duża i solidna, wykonano ją z płyt MDF o grubości 22 mm, wszystkie głośniki pracują w jednej przestrzeni, obudowę wytłumiono filcową tkaniną. Kolumna opiera się na czarnym cokole z logo firmy, do którego można wkręcić kolce.
Test zestawu Atoll 100 SE (odtwarzacz CD i wzmacniacz zintegrowany)
Zwrotnica jest rozbudowana, zmontowano ją na dwóch płytkach. Jedna część odpowiada za głośnik niskotonowy, druga – za dwa pozostałe. Jednak gniazda przyłączeniowe są pojedyncze. Kolumny wyposażone są w maskownice sięgające mniej więcej połowy przedniej ścianki, mocowane na plastikowe trzpienie. Szkoda że nie zastosowano połączeń magnetycznych, ponieważ po zdjęciu maskownic widać otwory. Ale to szczegół estetyczny, niemający nic wspólnego z brzmieniem. A to, w niektórych aspektach, jest naprawdę ponadprzeciętne.
Test Audio Academy Hyperion IV – brzmienie
Kilka lat temu pomagałem znajomemu wybrać zestaw stereo do 10 tys. złotych. Skończyło się co prawda na wydaniu 12 tysięcy, ale do jego domu trafiły właśnie Audio Academy Hyperion zostawiając w tyle kilka renomowanych zachodnich marek. Pamiętałem, że wtedy kolumny te od razu robiły wrażenie skalą dźwięku i niesamowitą średnicą. Tak było i tym razem.
Audio Academy Hyperion IV już po kilku minutach słuchania zaczynają czarować średnicą. To drugi najmocniejszy punkt tych głośników.
Łódzkie głośniki to niemałe podłogówki, ale nawet spore gabaryty nie obiecywały aż takich wrażeń. A tymczasem Hyperiony podłączone do Passa huknęły aż miło. Skala dźwięku była naprawdę duża, niewiele ustępująca ogromnym, pełnopasmowym trójdrożnym konstrukcjom. Spokojnie można nagłośnić tymi kolumnami nawet 40 metrowy salon – zresztą i w takim ich słuchałem. Nawet z mniej muskularnym zestawem Aloll 100 SE było bardzo dobrze. Obraz instrumentów i głosów nie pozostawiał niedosytu, był wyraźny i realistyczny. Kiedy pianista uderzał w niskie klawisze lewą ręką i fortepian odzywał się pełnią swoich możliwości, to Hyperiony oddawały to bez trudu. Radziły sobie z dużą orkiestrą grającą Nikołaja Rimskiego Korsakowa i rockowymi kawałkami z płyt Franza Ferdinanda, Kings Of Leon czy starymi dobrymi Uriah Heep. Audio Academy Hyperion IV aż rwą się do gry, niczego nie można im zarzucić pod względem dynamiki w skali makro. Mają co prawda pewne ograniczenia jeśli chodzi o mikrodynamikę wynikającą z balansu tonalnego, ale przy swojej cenie i wielkości owe ograniczenia są w zasadzie pomijalne.
Ciąg dalszy na str. 2
Brak komentarzy