ODSŁUCH / FELIETON Tego spotkania nie mogłem sobie odpuścić – dwa nowe wzmacniacze na jednej prezentacji! Ale ekipa Haiku-Audio przywiozła do Warszawy nie tylko sprzęt hi fi. Tajemniczy futerał skrywał coś jeszcze… I okazało się, że to, co było wewnątrz, przewróciło pokaz sprzętu do góry nogami. A ja utwierdziłem się tylko w przekonaniu, że nasze hobby trzeba chyba inaczej nazwać.
Nieczęsto zdarza się, by konstruktor sprzętu audio był starannie wykształconym i grającym muzykiem, a jeszcze rzadziej, aby publicznie skonfrontował brzmienie własnego instrumentu ze swoimi wzmacniaczami. Na taki krok odważył się w warszawskiej Audioszkole Wiktor Krzak. To była niezwykła i naprawdę bardzo pouczająca prezentacja, która jednak zmusza do zastanowienia się nad naszym hobby. Dlaczego? O tym za chwilę…
Wiktor Krzak jest fagocistą, absolwentem krakowskiej Akademii Muzycznej i elektronikiem po politechnice. Gra muzykę poważną i jazz w kilku zespołach a także prowadzi firmę Haiku-Audio, w której projektuje i buduje wzmacniacze: lampowe, tranzystorowe i hybrydowe. Do Warszawy przyjechał z dwiema swoimi konstrukcjami. Zobaczyliśmy i posłuchaliśmy tranzystorowej integry SOL IV oraz dzielonego wzmacniacza składającego się z lampowej końcówki mocy Origami z lampami 6550 i pasywnego przedwzmacniacza Arachne. Ale wcześniej zagrał na żywo na fagocie.
Usłyszeliśmy muzykę z różnych epok i o różnej fakturze, był Antonio Vivadi, później Étienne Ozi i utwór współczesnej polskiej kompozytorki Barbary Buczek. Po raz pierwszy miałem okazję posłuchać fagotu solo i to w dodatku z tak bliskiej odległości – od grającego Wiktora Krzaka dzieliły mnie zaledwie dwa metry. Wrażenia? Zaskakujące!
Nie sądziłem, że to instrument tak bogaty w barwy i możliwości sonoryczne. Potrafił zabrzmieć czysto, śpiewnie, klarownie i bardzo gładko, szczególnie w średnich i wyższych rejestrach. Ale kiedy odezwały się jego niższe dźwięki, szczególnie w XX-wiecznej, nieco dzikiej muzyce przypominającej free – potrafił być chrapliwy, wulgarny czy miejscami wręcz ostry. Charkotał, krzyczał, sapał… Okazało się też, że może być instrumentem niemal perkusyjnym, kiedy używa się klapek do wystukiwania rytmu.
Test kolumn Franco Serblin Lignea
Później posłuchaliśmy muzyki z klarnetem odtwarzanej przez sprzęt audio, w roli głównej wystąpił dzielony wzmacniacz Haiku-Audio Origami/Arachne, który napędzał wielkie głośniki Sky Audio zbudowane na bazie przetworników Tannoya. Muzyka brzmiała bardzo dobrze, niewielki mocowo wzmacniacz doskonale kontrolował kolumny, nie brakło rozmachu, świetnej przestrzeni, system bardzo dobrze radził dobie z dynamiką. Brzmienie było bardzo namacalne i obecne a jednak…
Dźwięk odbiegał od tego, co usłyszeliśmy z żywego instrumentu. Przede wszystkim bogactwem brzmienia – różnorodność barw, ilość alikwotów i wybrzmień z prawdziwego fagotu robiła kolosalne wrażenia. Także dynamika, ta w mikroskali była w czasie wykonania na żywo o wiele lepsza, skoki głośności, szybkość narastania i wygaszania dźwięku a tym samym jego uderzenie – różnica była naprawdę znaczna. I nie zmieniło tego wpięcie do systemu kosztownego Haiku-Audio SOL IV, ani zmiana kolumn na kultowe monitory Spendora. Zagrało zupełnie inaczej, ale nie tak, jak na żywo.
Sprowokowało mnie to pewnej refleksji. Nasze hobby opiera na pojęciu hi-fi, czyli high fidelity (wysoka wierność). Ale po każdym koncercie, kiedy wracam do domu i włączam swój sprzęt zadaje sobie to samo pytanie: gdzie jest ta wierność? Ta samo pytanie zadałem sobie po prezentacji Haiku-Audio. Im więcej mam lat, im więcej sprzętu przesłuchałem ta wątpliwość się tylko pogłębia. A od kiedy znów mam w domu gitarę, wiem na pewno jedno: sprzęt audio nigdy nie zabrzmi tak, jak żywy instrument.
Ale czy to znaczy, że mamy spakować wszystkie nasz graty i oddać je znajomym albo sprzedać w internecie? Że wszyscy musimy rzucić robotę, zapisać się do muzycznych szkół i godzinami, żmudnie ćwiczyć gamy i pasaże? To oczywiście bzdura, ale ja już chyba zmieniłem podejście. Muzyka na żywo jest wzorcem, do którego w domu nigdy się nie zbliżę. I już nawet nie chcę. Za to z dziką radością słucham kreacji, jaką jest każde nagranie i każde odtworzenie. Bo to też może być rodzaj sztuki. Tylko co dalej z tą nazwą? Hi fi…
Maciej Stempurski, fot. Jarosław Łukaszewicz
Prezentacja Haiku-Audio odbyła się w Audioszkole w Warszawie
Brak komentarzy