Bo to o muzykę chodzi…

0
Muarah 13

FELIETON / Nie jesteśmy w pełni zadowoleni z brzmienia naszego systemu? Nowe kable głośnikowe, którymi zachwycaliśmy się zaraz po zakupie jeszcze dwa miesiące temu, mają jednak za dużo basu? Czy znów czeka nas kolejna inwestycja? Tymczasem znalazłem nieprawdopodobnie łatwy sposób na osiągnięcie niemal audiofilskiej nirwany. Najłatwiej osiągnąć ją wtedy, kiedy mamy chwilę wolnego czasu. Na przykład w wakacje.

Zatracamy się czasami w tym naszym audiofilskim szaleństwie. Zwykle jest tak, że po okresie względnego spokoju, trwającego od kilku tygodni do kilku miesięcy, wracamy do poszukiwań brzmienia dla nas idealnego. W ruch idą komputery, które aż grzeją się od penetrowania najdalszych zakamarków internetu w poszukiwaniu bardzo ważnych informacji. Później jest żmudne docieranie do sprzętu, który ma być tym właśnie najlepszym, idealnym. Wiadomo, nie wszystkie firmy mają w Polsce dystrybutora, jeśli przedstawiciel jest, to może nie mieć konkretnego modelu. Albo właśnie ten nasz wyśniony wzmacniacz, odtwarzacz czy DAC wyszedł z produkcji, i zastępuje go nowy „jeszcze lepszy”. Pozostaje więc obdzwanianie znajomych, szukanie możliwości odsłuchu u kogoś. W końcu się udaje, jedziemy 200 kilometrów, by posłuchać. Bingo, to jest to! Teraz kolejne tygodnie szperania w ogłoszeniach, kupno, niemal zawał przy otwieraniu kurierskiej przesyłki (co oni robią z tymi paczkami?)… Gra!

Co prawda musimy teraz szybko sprzedać nasz starty wzmacniacz/odtwarzacz/DAC, bo przekroczyliśmy budżet, a więc troszkę stracimy. Ale jak gra! Do czasu… Aż usłyszymy u znajomych coś jeszcze lepszego lub bliski kolega, z którym po cichu konkurujemy, kupi wzmacniacz/odtwarzacz/DAC dwa razy droższy od naszego… Oczywiście głośno się do tego konkurowania nie przyznajemy, tak samo jak do fetyszu ceny. Ale zapytajmy się w duchu i szczerze odpowiedzmy, ile razy myślimy tak: „Kupię sobie kiedyś kolumny droższe niż te Tomka?”

Audio Show 2015 magnet

A sposób na radość z własnego systemu, radość niepomierną wręcz jest… abstynencja! Doświadczam tego zawsze po powrocie z wakacji. Po dwóch, trzech tygodniach słuchania głównie głosów ptaków w lesie i odstawienia muzyki w wersji audiofilskiej, włączenie własnego systemu jest jak objawienie! Kiedy słucha się jej tylko w samochodzie lub u znajomych na działce z minigłośniczka sterowanego komórką, to powrót do domu jest jak nirwana. I to bez względu na to, czy mamy budżetowe klocki czy system warty dziesiątki czy setki tysięcy. Mam czasami wrażenie, że w pogoni za jakością – twardym i kontrolowanym basem, nasyconą średnicą, przejrzystą jak kryształ górą i hektarami przestrzeni – zapominamy trochę o tym, że to wszystko robimy dla muzyki. I warto to sobie przypomnieć, także w wakacje. Jak?

Albedo Cermo walczy z wibracjami

Mnie zdarza się śpiewać piosenki z żoną w samochodzie – to taki może prymitywny, ale najprostszy sposób na muzykowanie. Zawsze też staram się posłuchać chwilę grajków na ulicach czy grających przy kawiarnianych ogródkach instrumentalistów, na przykład w Zamościu znów usłyszałem, jak brzmi z bliska, bez pośrednictwa płyty i kolumn klarnet i saksofon. A w Kraśniku przydusiły mnie tłuste bity lokalnych hip-hopowców serwowane wprost ze sceny. Bo – jak powiedział pewien sprzedawca w salonie audio – to o muzykę w tym wszystkich chodzi…

Maciej Stempurski

Czytaj także:

brzmienie

Brak komentarzy