TEST / WALL AUDIO M 100 / To wielka radość, kiedy trafia na test urządzenie, które wcześniej nie było opisywane ani testowane. W dodatku kiedy jego konstruktorem jest Polak – Andrzej Wall. Z przyjemnością spędziłem więc kilka tygodni z zupełnie nowymi lampowymi monoblokami. Razem z nimi trafił do mnie przedwzmacniacz tej samej firmy, ale tematem testu pozostały wzmacniacze mocy. Jak zagrały? Oto test końcówek mocy Wall Audio 100.
Wall Audio to firma niemiecka, założona jednak przez naszego rodaka, Andrzeja Walla. Właściciel manufaktury i konstruktor w latach 70. XX wieku prowadził we Wrocławiu firmę Horn-Wall specjalizującą się we wzmacniaczach i efektach gitarowych, później poszerzył swoja ofertę o sprzęt studyjny, cieszący się dużym powodzeniem wśród naszych muzyków i realizatorów.
Andrzej Wall był także cenionym wówczas specjalistą od nagłośnienia, skonstruował między innymi autorski, 24 kanałowy mikser estradowy. Sprzęt był na tyle dobry i nowoczesny, że zainteresował się nim sam Czesław Niemen, który zaprosił Walla do współpracy. Razem wyruszyli na trasę koncertową po Skandynawii, w czasie której urządzenie polskiego inżyniera sprawdziło się znakomicie. W 1981 roku Wall pracował w Niemczech dla firmy BCC Music, i tam zastał go stan wojenny.
– Postanowiłem zostać w Niemczech i pracować na własny rachunek. Połowa lat 80. był to okres, kiedy świat audio zaczął się nieco nudzić techniką tranzystorową, minął okres euforii i niektórzy zaczęli zerkać w stronę lamp. Postanowiłem to wykorzystać, zacząłem projektować wzmacniacze lampowe i w 1986 roku powstała firma Wall Audio – mówi jej właściciel.
Manufaktura z Freiburga ma w tej chwili w ofercie trzy wzmacniacze mocy M 33, M 50 i najnowsze M 100 (wszystkie jako monobloki), dwa wzmacniacze zintegrowane Opus M 33 i M 34, dwa preampy Opus M 88 i M 100 i dwa przedwzmacniacze gramofonowe Opus M 120 i M 140. Wszystko oczywiście w technice lampowej.
Test Wall Audio M 100 – budowa
Wall Audio M 100 prezentują się bardzo dobrze – wyglądają jak klasyczne lampowce, szklane bańki dumnie prężą się z przodu obudów wykonanych z grubej, czarnej blachy. Monobloki są dość wąskie, ich szerokość to 30 cm, za to ich waga robi wrażenie – 25 kilogramów sztuka. Transformatory ukryto w jedne dużej puszcze z tyłu, jej boki wykonano ze srebrnych kawałków aluminium. Podobnego koloru są zdobnicze paski na wierzchniej płycie obok lamp a także montażowe śruby z rozmysłem pozostawione na widoku.
Na tylnej ściance logicznie rozplanowano gniazda. Po lewej stronie znalazły się gniazda wejściowe RCA i XLR a między nimi malutki hebelkowy przełącznik, za pomocą którego wybieramy odpowiednie wejście. W środku ulokowano gniazda głośnikowe z odczepami 4 i 8 ohmowymi, po prawej stronie gniazdo kabla sieciowego i włącznik główny.
Od razu słyszymy, że monobloki Wall Audio M 100 dopieszczają każde detal prezentowanej muzyki, rozdzielczość jest jednym z priorytetów tego wzmacniacza. Każdy dźwięk słyszymy wyraźnie, niemal oddzielnie
No i przednie ścianki, która są wizytówkę tych wzmacniaczy. Zrobione są z czarnego, grubego, szczotkowanego aluminium z wyciętymi w środku oknami. Pod zaślepką ze szkła umieszczono w nich lazurowy wyświetlacz z nazwą firmy i nazwą model: M 100. Pod napisem znalazły się malutkie przyciski wybudzające wzmacniacze ze stanu uśpienia. Po włączeniu wyświetlacze świecą się lekkim blaskiem, wieczorem robi to znakomite wrażenie.
Wall Audio M 100 to monobloki push-pull wykorzystujące bardzo popularne kiedyś, choć ostatnio nieco rzadziej wykorzystywane radzieckie lampy 6C33, zwane potocznie “diabełkami”. – Lubię te lampy, posiadają w porównaniu z innymi lampami mocy wiele zalet. Trzeba ja tylko opanować, jak mustanga, wówczas służą wiernie i długo – mówi Andrzej Wall. Jako lampy sterujące pracują popularne ECC82 w wersji NOS. Wzmacniacze wyposażone są w system automatycznej regulacji biasu. Ścieżka sygnałowa w monoblokach zbudowana jest w montażu “point to point”, do połączeń wykorzystano kable z miedzi posrebrzanej w izolacji PTFE. Zastosowano bardzo solidne transformatory i wysokiej klasy wewnętrzne komponenty.
Test Wall Audio M 100 – brzmienie
Odsłuch Wall Audio M 100 sprawił mi dużo przyjemności, i to nie tylko ze względu na brzmienie tych monobloków. Po raz kolejny okazało się, że moje podejście do audio ma jednak mocne podstawy w tym, co słyszę. I nie tylko zresztą ja. Niemiecko-polskie wzmacniacze zagrały bowiem tak, że pewnie bardzo wielu audiofilów w ślepym odsłuchy byłaby pewna, że mają do czynienia z mocnymi tranzystorami. A to przecież lampy pełną gębą, oparte o klasyczne “diabełki”. Nie ma więc sensu na dzielenie brzmienia na “lampowe” i “tranzystorowe”, bo takie nie istnieje. To tylko stereotypy.
W przypadku Wall Audio M 100 otrzymujemy dźwięk pioruńsko szybki, maksymalnie kontrolowany, bez przesadnych wybrzmień, przejrzysty jak mroźne powietrze w słoneczny, zimowy dzień. Zebrany i zwarty. Pełen werwy i energii. Nieprzeciążony, dość lekki, napowietrzony. Z nieco ograniczoną przestrzenią, za to bardzo rozdzielczy. Tak brzmi lampa? Tak, oczywiście, i to wcale nie wyjątek.
Ale po kolei. Ktoś, kto szuka ciepłego, dopalonego, miękkiego dźwięku może te monobloki skreślić z listy poszukiwań. Za to miłośnicy odrobinę chłodnego, wyrazistego, przejrzystego brzmienia powinni ich koniecznie posłuchać. Wall Audio M 100 nie czarują, nie upiększają brzmienia, podają go bezpośrednio do słuchacza bez zbędnych ceregieli. Nie ma żadnej zasłonki, granicy, dystansu dzielącego muzykę od słuchaczy. To jest po prostu mocne, naprawdę wyczynowe granie.
Test wkładki gramofonowej Goldring Legacy
Od razu słyszymy, że monobloki Wall Audio M 100 dopieszczają każde detal prezentowanej muzyki, rozdzielczość jest jednym z priorytetów tego wzmacniacza. Każdy dźwięk słyszymy wyraźnie, niemal oddzielnie. Czasem, na płytach nagranych w taki właśnie sposób, mamy wrażenie aż nazbyt wyrazistego oddzielania od siebie nut, jakby nieco brakowało współbrzmienia między nimi. Trzeba o tym pamiętać przy konfigurowaniu systemu i kabli. W każdym razie na tym wzmacniaczu nawet kontrabas Charliego Hadena brzmiał będzie prawie zawsze staccato.
Ostre kontury dźwięków, bardzo mocne nastawienie wzmacniacza na atak, pierwsze zaakcentowanie dźwięku implikują świetną szybkość i mikrodynamikę brzmienia. To naprawdę robi duże wrażenie – uderzenie w werbel podrywają z fotela, klangowanie na gitarze basowe brzmi ja strzały z bicza a wszelkiego rodzaju przeszkadzajki, konga czy arabskie bębenki są jak na adrenalinie: mocne, ruchliwe, pełne życia.
Ciąg dalszy na str. 2
Brak komentarzy