SPOTKANIE / Płyta zespołu, w którym liderem jest gitarzysta, z gitarą schowaną na drugim planie? Tak brzmi nowy krążek Voo Voo zatytułowany „7”. Opowiadali o niej członkowie grupy. Wojciech Waglewski skarżył się na syna a perkusista Michał Bryndal nie ukrywał, że na początku nie wiedział, co ma grać.
W gościnnym warszawskim Studiu U22 stawiła się cała ekipa Voo Voo: Wojciech Waglewski, Karim Martusewicz, Mateusz Pospieszalski. W doskonałych nastrojach, przywitani przez gospodarzy – Piotra Welca i Grzegorza Kszczotka – mówili o nowym albumie.
– Dlaczego „7”? Bo wiedziałem, że wszyscy będą o to pytać. Bo Golden Life nagrali też taką płytę i jest taki film o siedmiu dniach – zaczął dowcipnie lider Voo Voo Wojciech Waglewski i oddając mikrofon Mateuszowi Pospieszalskiemu dodał: – Przekazuję głos młodszemu koledze.
A saksofonista zespołu, już nieco poważniejąc wyjaśnił, że siódemka to liczba magiczna, mająca wiele znaczeń i konotacji w różnych kulturach, odwołująca się do różnych magicznych i ważnych przestrzeni. – I mam nadzieję, że tą ważność w muzyce słuchać – powiedział Mateusz Pospieszalski.
Ta płyta jest inna od tego, co zespół robił w ostatnich latach, nie ma w niej nawiązań do prostego, granego emocjonalnie rocka, do opartego na gitarowych riffach i prostej rytmice prostego „łojenia”. Mało tego, „7” to płyta, na której gitary wcale nie grają pierwszoplanowej roli. Waglewski kilkakrotnie podkreślał, że producent nagrania, jego syn Piotr Emade Waglewski, ciągle ciął gitary, minimalizował ich znaczenie, kazał nagrywać od nowa… Za to wszędzie słuchać saksofony Pospieszalskiego, jest kwartet smyczkowy i kontrabas Karima Martusewicza, a także fortepian.
– Ta płyta z jednej strony jest taka sama jak poprzednie, bo nagrał ją ten sam zespół, w tym samym składzie. A jednocześnie jest inna, bo my jesteśmy innymi ludźmi niż byliśmy dwa, trzy czy cztery lata temu. Muzyka też gra w nas inna – mówił na spotkaniu Wojciech Waglewski.
Voo Voo wracają trochę do swoich początków z pierwszych płyt, szczególnie „Sno-powiązałki”. „7” to siedem utworów odpowiadających dniom tygodnia, ale nie jest to takie proste, bo wszystko zaczyna się od „Środy” a kończy na „Wtorku”. – Muzycy żyją nieco innym tygodniowym rytmem. Ludzie pracujący w korporacji zaczynają w poniedziałek, czekają na piąteczek i lekko się zabawiają, by w sobotę zabawić się mocno. W niedzielę dochodzą do siebie. My w piąteczek i sobotę dostarczamy Państwu rozrywki. Taki piąteczek mamy w środę – tłumaczył z humorem lider Voo Voo.
Nie są to proste piosenki, linie melodyczna wokalu są ledwo zaznaczone. Waglewski raczej melodeklamuje niż śpiewa. Wiele w tej muzyce transu, nawiązań do muzyki repetycyjnej, Philipa Glassa czy Steve`a Reicha, jazzu czy etnicznej rytmiki. Zupełnie nierockowo gra sekcja rytmiczna. I nie ma na płycie ani jednego potencjalnego radiowego przeboju. – Musimy, w celach promocyjnych, zrobić krótką radiową wersję tak zwanych singlowych utworów. Ale na płycie kompozycje mają o wiele więcej niż 3 czy 4 minuty. Dajemy się im rozwijać, czekamy na dźwięki, które pojawią się w piątej czy siódmej minucie, bo one dopiero tam powinny się znaleźć – tłumaczył Wojciech Waglewski.
Rozmowom nie było końca: o wyższości winylu nad płytą CD, o tajnikach nagrywania albumu, o tym, jak ważna jest rola producenta i realizatora nagrań, o muzycznych inspiracjach. Ale przyszedł czas na odsłuch materiału z nowego albumu. Muzycy nie ukrywali, że trochę są już zmęczeni tymi utworami i chcieli choć na chwilę odpocząć od dobrze znanych im dźwięków. Chyba jednak jakość brzmienia im się spodobała, bo wysłuchali na elektronice Denona i kolumnach Sonus Fabera całej płyty.
Maciej Stempurski, fot. wstereo.pl
Gospodarz spotkania: Studio U22
Wydawca płyty: ART2 Music
Sprzęt do odsłuchu dostarczył: Horn
Brak komentarzy