TEST/ SUPRAVOX VOUVRAY / Są firmy kojarzące się audiofilom bardzo jednoznacznie. Wiadomo, Krell to świetne wzmacniacze, Esoteric – znakomite źródła dźwięku. Są też marki kojarzone tylko z głośnikami. Na przykład francuska Supravox. Ale i one potrafią zaskakiwać. Francuzi postanowili jakiś czas temu wprowadzić do swojej oferty wzmacniacz. I tak powstał ich hybrydowy model. Jak brzmi? Oto test Supravox Vouvray.
Supravox to francuska marka z naprawdę wielkimi tradycjami, która od wielu lat specjalizuje się w produkcji głośników i kolumn głośnikowych. Pod obecną nazwa funkcjonuje od połowy lat 50. XX wieku, ale jej początki sięgają czasów przed II wojną światową. Wtedy to została założona przez M. Dorliaca firma SEM – Super Electro Mecanique, produkująca membrany głośnikowe i głośniki do zastosowań w radioodbiornikach. Produkowała między innymi całą gamę głośników z magnesami Alnico, zaopatrywała całą masę producentów kolumn oraz urządzeń audio.
Francuzi do dziś pozostają dość konserwatywni, jeśli chodzi o technologię produkcji swoich głośników, ale podążają z duchem czasu. Dziś w ofercie Supravoxa mamy cała gamę kolumn (podstawkowe, podłogowe, centralne a nawet subwoofery), możemy więc złożyć z nich i wysokiej klasy kino domowe. Część z nich opiera się o słynne szerokopasmowe przetworniki tej firmy. Większość kolumn ma wysoką skuteczność, a więc są idealnym partnerem dla wzmacniaczy lampowych.
Jakiś czas temu Supravox poszerzył ofertę o zintegrowany wzmacniacz stereofoniczny Vouvray. Chodziło o zaprojektowanie urządzenia, które bardzo dobrze łączyłoby się z kolumnami tej marki, choć oczywiście wzmacniacz sprawdzi się z wieloma innymi konstrukcjami. Tym bardziej że jego moc – 70 watów przy 8 omach – pozwala łączyć go także z kolumnami o przeciętnej skuteczności.
Ludzie z Supravox znają się na kolumnach, więc do opracowania wzmacniacz doprosili specjalistów od amplifikacji. W konstruowaniu brali udział inżynierowie z Line Magnetic, znanej chińskiej marki specjalizującej się w wysokiej klasy elektronice. I tak powstał jedyny jak na razie wzmacniacz w ofercie francuskiej marki – Supravox Vouvray, hybrydowa konstrukcja z przedwzmacniaczem gramofonowym MM i wyjściem słuchawkowym
Supravox Vouvray – test. Budowa
Czy to moda na sprzęt vintage spowodowała, że niektórzy producenci nieco inaczej projektują swój sprzęt? Niedawno testowałem zestaw wskrzeszonej marki Leak (test TUTAJ), który nawiązywał do starej szkoły, a teraz Supravox Vouvray. Choć z drugiej strony takie marki jak Accuphase czy Leben od lat trzymają się sprawdzonych rozwiązań wzorniczych… To czysto akademickie rozważania, faktem jest jednak, że opisywany wzmacniacz wygląda bardzo charakterystycznie.
Jego bryła jest duża i przyciąga uwagę. Wzmacniacz zamknięty w metalowym chassis obudowany jest drewnem wybarwionym na czarno i pomalowanym błyszczącym lakierem przypominającym lakier fortepianowy. Tył jest metalowy a przedni panel aluminiowy. Prezentuje się więc dostojnie i elegancko. Sporo też waży, to nie jest piórko, przy wyciąganiu go z kartonu musimy podźwignąć niemal 20 kilogramów.
Vintage`owy styl nadaje wzmacniaczowi nie tylko drewniana obudowa, ale również wygląd frontowego panelu z aluminium. Przez całą jego długość biegnie wyraźne przetłoczenie dzielące przednią płytę na dwie części. Poniżej znalazły się przełączniki i manipulatory. Po lewej stronie mamy główny włącznik a zaraz za nim logo firmy i nazwę wzmacniacza. W centralnym punkcie jest okienko zdalnego sterowania i gniazdo słuchawkowe.
Test wzmacniacza BAT VK 3000 SE
Po prawej stronie znalazły się trzy gałki (dwie mniejsze, jedna większa). Jedna z nich służy do regulacji balansu, druga – do wybierania źródła dźwięku. Największa, skrajna, to regulator głośności. Znalazła się na niej mała pomarańczowa dioda. Informuje ona nie tylko o położeniu gałki, ale również o fazie nagrzewania lamp. Po włączeniu przez jakiś czas mruga, kiedy zacznie palić się ciągłym światłem oznacza to, że wzmacniacz jest gotowy do pracy. Powyżej przetłoczenia znalazły się podświetlane na jasnobursztynowo dwa wychyłowe wskaźniki oraz trzy podłużne wycięcia, przez które widać lampy sekcji przedwzmacniacza.
Bogactwo, nasycenie barwą, pełnia to główna świetna cecha tego wzmacniacza. Muzyka aż pęcznieje od harmonicznych. Dzięki temu mamy wrażenie wielkiej obfitości i pełni. Wokale, gitary, dęciaki – wszystko jest ciepłe i różnokolorowe
Na tylnej metalowej ściance znalazły się cztery wejścia RCA: jedno gramofonowe dla wkładek MM oraz trzy wejście liniowe. Jest oczywiście także miejsce dla podłączenia uziemiania gramofonu. Na środku solidne, oblane plastikiem gniazda głośnikowe a po prawej stronie gniazdo na kabel zasilający. Jest jeszcze jeden, zaślepiony, przełącznik służący do zmiany napięcia. Bez potrzeby lepiej nie zmieniać jego położenia.
Supravox Vouvray jest wzmacniaczem hybrydowym o nominalnej mocy 70 W przy 8 omach (120/4), mamy więc lampowy stopień przedwzmacniacza oraz tranzystorowy stopień końcowy. W przedwzmacniaczu pracują dwie podwójne triody 12AU7. To popularne lampy mające sporo zamienników (12AU7EH, ECC82, E82CC), można więc za ich pomocą kształtować brzmienie. Dalej pracują tranzystory bipolarne 2SB i 2SD oraz para bipolarnych tranzystorów Toshiby, 2SA1943 i 2SC5200. Prąd dostarcza duży, zaekranowany transformator typu El.
Wzmacniacz wyposażony jest w wyjście słuchawkowe oraz przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek MM i wewnętrzną korekcję RIAA z układami scalonymi 5532. Razem z urządzeniem otrzymujemy prosty, ale estetyczny i porządnie wykonany pilot zdalnego sterowania. Wzmacniacz Supravox Vouvray został wyceniony przez polskiego dystrybutora na 13.200 złotych, zaliczamy go więc do cenowej klasy A (wyższa grupa cenowa 10-20 tys. zł)
Supravox Vouvray – test. Brzmienie
Po pierwszych dwóch dniach odsłuchów Supravox Vouvray zacząłem się obawiać, że recenzja tego wzmacniacza może nie powstać… Siedziałem w pokoju odsłuchowym, słuchałem muzyki i kompletnie nie chciało mi się wziąć do ręki długopisu ani laptopa na kolana i robić notatek. Po prostu słuchałem. I nie było to nerwowe bieganie do półki z płytami, aby położyć na tacce odtwarzacza kolejny krążek, żeby posłuchać jak zabrzmi kontrabas, jak rockowa kapela, jazzowa trąbka a jak muzyka dawna w wykonaniu zespołu Jordi Savalla nagrana na żywo w pomieszczeniu o żywej akustyce.
Nie, po prostu włączałem płytę i słuchałem. Może nie do samego końca, ale co najmniej kilkanaście minut. Nic mi w tym brzmieniu nie przeszkadzało, kompletnie nic. Grało zupełnie bezproblemowo, i nieco chłodne nagrania ECM, i rockowe realizacyjne gnioty w stylu Pendragona, i kwartet smyczkowy.
Ciąg dalszy na str. 2
Doskonale się czyta. Pozdrawiam autora.