TEST / ANTHEM STATEMENT M1 / Wzmacniacze impulsowe nie cieszą się wśród audiofilów zbytnią popularnością. Ich walory użytkowe – duża moc, możliwość napędzenia dowolnych kolumn czy energooszczędność – nie są wystarczającym argumentem. Przyjął się bowiem stereotyp, że wzmacniacze w klasie D brzmią przeciętnie. No właśnie, ile w tym prawdy a ile stereotypowego uprzedzenia? Sprawdziliśmy, oto nasz test monobloków Anthem Statement M1.
Wzmacniacze impulsowe, czyli pracujące w klasie D (błędnie zwane też przez niektórych wzmacniaczami cyfrowymi) to urządzenia, w których tranzystory działają jak przełączniki binarne: przełączane są miedzy całkowitym przewodzeniem a wyłączeniem. Ich podstawową zaletą jest bardzo wysoka sprawność, bardzo mało energii zamieniane jest na ciepło – odwrotnie niż we wzmacniaczach w klasie A. Wzmacniacze te mają więc zwykle bardzo wysoką moc. Teoretycznie takie urządzenie daje jednak sporo zniekształceń harmonicznych i zakłóceń do sieci. Jak jest w praktyce?
Wielu audiofilów ma do tych wzmacniaczy dość chłodny stosunek, uważają że grają w sposób bardzo stonowany, nieco zdystansowany i mało barwny. Czy tak jest w istocie? Pamiętam swoje pierwsze spotkania z tymi urządzeniami, to były wzmacniacze Bel Canto i Rotela. Robiły wielkie wrażenie przejrzystością i rozdzielczością, grały szybko, dynamicznie i transparentnie, ale faktycznie miały kłopot z barwą. Szczególnie średnica wydawała się szara, trochę nijaka, mało wypełniona.
Jakie są więc wzmacniacze impulsowe dziś? Tak jak każde inne – brzmią w różny sposób i chyba coraz lepiej. Wynika to między innymi z gwałtownego rozwoju tej technologii. Wcześniej większość tego typu urządzeń oparta była o kilka znanych modułów (np. Ice Power, Tripath czy Hypex), teraz wiele firm stosuje własne rozwiązania i od podstaw projektuje impulsowce. I coraz więcej firm nie boi się wprowadzać do swojej oferty wzmacniaczy pracujących w klasie D, nawet tak znane hi-endowe marki jak Audio Research czy Cary Audio Design.
W ciągu ostatnich dwóch, trzech lat miałem okazję słuchać kilku naprawdę udanych konstrukcji, także z rynku pro. Jak na tym tle wypadną końcówki Anthem Statement M1?
Test Anthem Statement M1 – budowa
Kanadyjski Anthem jest spadkobiercą słynnej hi-endowej firmy Sonic Frontiers założonej pod koniec lat 80. przez Chrisa Jensena i Chrisa Johnsona. Początkowo robili zestawy do samodzielnego montażu, później gotowe elementy. SF zasłynęli znakomitymi wzmacniaczami, głównie lampowymi, a w latach 90. świetnymi źródłami cyfrowymi. Wtedy właściciele podjęli decyzję o powołaniu do życia drugiej marki – Anthem, która robiła sprzęt tańszy, a z czasem skupiła się na komponentach kina domowego. W końcu w 2001 roku Sonic Frontiers jako marka przestała istnieć, a Anthem został przejęty przez Paradigma i szybko stał się rozpoznawalną marką w świecie hi-endowego kina domowego. Ale wciąż w ich ofercie są także komponenty stereofoniczne.
Do testu otrzymaliśmy monobloki Anthem Statement M1 – to monofoniczne wzmacniacze w klasie D, gotowe oddać – jak podaje producent – nawet oszałamiające 2000W/4 ohm na kanał (w sposób ciągły!). Prawda, że te dane robią wrażenie? Mogą one pracować jako zestaw stereofoniczny (tak testowaliśmy), jednak zamysł producenta jest taki, by w oparciu o kilka tych wzmacniaczy wraz z oferowanymi przez Anthema przedwzmacniaczem AV i procesorem dźwięku, zbudować bezkompromisowy system kina domowego.
Wzorowa przejrzystość Anthema oznacza równie wzorową średnicę. Jeśli szukacie wzmacniacza, który w sposób perfekcyjny oddaje brzmienie elektrycznej gitary, koniecznie go posłuchacie
Anthem w swojej szczytowej konstrukcji nie korzysta z gotowych modułów wzmacniaczy impulsowych, w swoim centrum badawczym w Ottawie inżynierowie od podstaw opracowali układ wzmacniający. Opracowano między innymi specjalny system chłodzenia wzmacniacza pozwalający na wyeliminowanie wiatraków, system redukcji zniekształceń i szumów oraz system kontroli jego parametrów (ALM).
Pierwsze wrażenia po wyjęciu urządzeń z pudeł jest niezwykle pozytywne, szczególnie jeśli lubimy estetykę sprzętu z rynku profesjonalnego. Anthem wyraźnie do niej nawiązuje, dodając nawet specjalne uchwyty, by umocować monobloki w specjalnym racku. Monobloki ważą ok. 9 kg, ich kształt jest nieco nietypowy, co zapewne wynika z odwołań do stylistyki pro-audio: wzmacniacze mają niewielką wysokość, natomiast są niemal równie głębokie, co szerokie. Dzięki temu urządzenia wyglądają nieschematycznie i przyciągają wzrok. Obudowę spasowano bardzo precyzyjne, wykonano ją ze świetnych jakościowo materiałów I w sposób wyrafinowany wykończono. To wszystko daje poczucie obcowania z produktem luksusowym i niezwykle solidnym.
Haiku Audio SOL II – test polskiej superintegry
Wyprofilowany przedni panel jest wykonany z anodyzowanego na czarno aluminium, zdobi go jedynie srebrny przycisk “Power“ oraz dwie niebieskie diody sygnalizujące tryb pracy wzmacniacza. Panel tylny wyposażono natomiast dość bogato – dwa wejścia liniowe XLR i RCA, wybierany przełącznikiem hebelkowym poziom wejścia zbalansowanego (0dB/-6dB), solidne oblane plastikiem zaciski głośnikowe, gniazdo IEC z przyciskiem “Reset”, gniazda trigger 12V oraz hebelkowy przełącznik trybu pracy urządzenia. Monobloki można używać w trybie MANUAL, AUTO i TRIGGER: pierwszy pozwala na ręczne włączanie i wyłączanie urządzenia, dwa kolejne – usypiają i wybudzają wzmacniacze podając sygnał na wejście lub robią to za pomocą wyzwalacza.
Adam Duchliński
Test Anthem Statement M1 – brzmienie
Opinia 1
System odsłuchowy:
Źródła: Unison Research Unico CD (lampa 5814A Sylvania Gold Brand); tuner radiowy Sony ST-J60;
Przedwzmacniacz: Audiomatus TP01 (lampa 6N30P-EH)
Końcówka mocy: Audiomatus AS500
Kolumny: Harbeth HL Compact 7-ES2
Interkonekt: Furutech FA-220 RCA (CD -> amp);
Kable głośnikowe: Furutech u-4T (bi-wire)
Kable sieciowe: ProCab CAB490/1,5)
Monobloki Anthem Statement M1 zostały zainstalowane w moim systemie w miejsce końcówki mocy Audiomatus AS500 – cyfrowego wzmacniacza, opartego o moduły IcePower firmy Bang&Olufsen. Wzmacniacze grały w systemie dwa dni, zanim przystąpiłem do krytycznych odsłuchów, podczas testu monobloki pozostawały ciągle pod napięciem.
Ciąg dalszy str. 2
Brak komentarzy