TEST / TAGA HARMONY TCD-30 / Dwa lata temu firma pokazała swój pierwszy (sic!) odtwarzacz płyt kompaktowych w historii. Przyjęty został pozytywnie, także dlatego, że został bardzo rozsądnie wyceniony. Z czego zresztą firma słynie. Nie minęły dwa lata, a na rynku pojawiły się dwa kolejne dyskofony, jeden jeszcze tańszy! Jak się sprawdził w odsłuchu? Oto test TAGA Harmony TCD-30.
Mimo że absolutną supremację w sercach konsumentów muzyki mają dziś pliki audio i streaming, to wciąż w grze pozostają fizyczne nośniki: płyta winylowa i płyta kompaktowa. Wciąż wydawane są na nich nowe albumy, nie brakuje wznowień i nowych, remasterowanych wydań starych albumów. Nie może więc zabraknąć także urządzeń do ich odtwarzania, ba, wciąż pojawiają się na rynku nowe. Choć trzeba przyznać, że nie tak często, jak kiedyś. I wciąż mamy w ofercie urządzenia tanie, dla początkujących miłośników dobrego brzmienia, młodych ludzi czy dla tych, którzy chcą stworzyć sobie drugi system z CD.
I takie właśnie startowe, niedrogie urządzenie zaprezentowała niedawno TAGA Harmony. To polski producent, który rozpoczynał od kolumn głośnikowych, z czasem poszerzając ofertę o elektronikę audio: wzmacniacze (hybrydowe i lampowe), DAC, urządzenia all-in-one, kable oraz akcesoria prądowe. Dopiero przed dwoma laty wprowadzili do swojej oferty urządzenia do odtwarzania płyt CD.
TAGA Harmony w konsekwentny sposób buduje swoją ofertę odtwarzaczy płyt kompaktowych – najpierw pojawił się “średniak” (tak naprawdę dopiero później wiadomo było, że to środek oferty), a więc model TCD-50. Zresztą firma pokazała go dość późno, bo dopiero w 2023 roku, kiedy miała już w ofercie np. DAC. Miałem okazje przesłuchać ten mode.
Rok później pojawił się droższy odtwarzacz, a mianowicie TAGA Harmony TCD-70 z bardziej rozbudowanym zasilaniem, lepszymi elementami w napędzie (lepszy system korekcji i odczytu), a przede wszystkim z lampami w stopniu wyjściowym. Minął kolejny rok, i właśnie wszedł do sprzedaży “najmłodszy brat”, czyli bohater poniższego tekstu: najtańszy odtwarzacz TAGI
TAGA Harmony TCD-30 – test. Budowa
Dyskofony TAGA Harmony zbudowane są i zaprojektowane według podobnych założeń. Także estetycznych. Najtańszy i najnowszy odtwarzacz wygląda niema identyczny jak ten ze środka oferty i ma wiele wspólnych cech z tym najdroższym, choćby rozmieszczenie niektórych przycisków.
Obudowa TAGA Harmony TCD-30 skręcona jest solidnie, z metalowych blach pomalowanych na ciemny kolor. Zwraca uwagę aluminiowy panel przedni, można go zamówić w kolorze srebrnym lub czarnym. Po lewej stronie mamy w górnym rogu logo producenta, na dole przycisk standby, gniazdo słuchawkowe oraz pokrętło regulujące głośność w słuchawkach.
Centralnie umieszczono szufladę napędu, znajdującą się w górnej części plastikowego okienka wyświetlacza. Pokazywane informacje wyświetlają się pod szufladą. Warto zaznaczyć, że można regulować jasność wyświetlacza. Cyfry są sporej wielkości, widać je z daleka.
Od razu napiszmy kilka słów o pracy napędu. Jak na tak tani odtwarzacz, jest naprawdę dobrze. Znam nawet wielokrotnie droższe urządzenia, w których szuflada pracuje głośniej. A więc otwieranie i zamykanie tacki przebiega sprawnie, wczytywanie zawartości dysku także. Słyszymy w tym czasie tylko cichuteńki szelest. Ani razu w teście nie miałem problemu z wczytywaniem czy odtwarzanie żadnych płyt, także tych nagrywanych. Natomiast już w czasie pracy jest absolutna cisza.
Wracamy na panel frontowy. Po prawej stronie umieszczono pięć przycisków obsługujących podstawowe funkcje odtwarzacza. Oczywiście wszystkie, a także dużo więcej, dostępne są z poziomu pilota zdalnego sterowania, który otrzymujemy w komplecie.

TAGA Harmony TCD-30 – test. Wykonaniej tego niedrogiego odtwarzacz jest na dobrym poziomie (fot.wstereo.pl)
Rzut oka na tylną ściankę. Mamy na niej parę wyjść analogowych w formacie RCA oraz dwa wyjścia cyfrowe do podłączenia zewnętrznego przetwornika cyfrowo-analogowego: optyczne i koaksjalne. Po prawej stronie znalazło się miejsce na kabel zasilający.
Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłem uwagę w czasie słuchania odtwarzacza TAGA Harmony TCD-30, to dokładność jego brzmienia. Naprawdę robiła wrażenie
Sercem odtwarzacza TAGA Harmony TCD-30, które odpowiada za konwersję cyfrowo-analogową, jest wysokiej jakości przetwornik wykorzystujący uznany 32-bitowy układ ESS SABRE ES9018 Reference DAC z architekturą Hyperstream™ II i Time Domain Jitter Eliminator. To kość wykorzystywana także przez producentów droższych dyskofonów i przetworników cyfrowo-analogowych.
Na pokładzie znajduje się filtr Bessela: 2-biegunowy, w pełni różnicowy liniowy filtr fazowy utrzymujący liniowość fazową i minimalizujący zniekształcenia, zapewniając precyzyjną i dokładną reprodukcję dźwięku w całym spektrum częstotliwości. Zasilanie zapewnia transformator toroidalny o mocy 35W.
TAGA Harmony TCD-30 jest odtwarzaczem posiadającym kilka ciekawych funkcji. O wyjściu słuchawkowym o impedancji 32 ohm już wspomniałem. Jest też możliwość wykorzystania odtwarzacza jako transportu dla zewnętrznego przetwornika DAC. Poza tym mamy do dyspozycji kilka innych funkcji, m.in. odtwarzanie wielokrotne (wszystkich/jednego utworu) i A-B czy odtwarzanie zaprogramowanej kolejności utworów.
Dystrybutor odtwarzacza – firma Polpak – wyceniła to urządzenie na 1499 zł, zaliczam je więc do kategorii D (najtańsza grupa cenowa, urządzenia startowe w cenie do 2 tys. zł).
TAGA Harmony TCD-30 – test. Brzmienie
Przed niespełna dwoma laty opisywałem pierwszy w ofercie polskiego producenta odtwarzacz płyt kompaktowych TAGA Harmony TCD-50. Kosztujące około 2 tysięcy złotych urządzenie zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. A jak z jeszcze tańszym dyskofonem? Czy też jest to klocek wart uwagi i zakupu?
Nie stawiałem obu urządzeń obok siebie i nie porównywałem bezpośrednio. Ale znów zrobiłem ten sam szalony manewr: posłuchałem tych samych nagrań najpierw na swoim odtwarzaczu BAT-a, a później na najtańszej TADZE. Odważnie, prawda? Balanced Audio Technology VK D5 SE – kiedy był jeszcze produkowany – kosztował w Polsce ponad 40 tys. złotych, to kapitalnie zbudowany, w pełni zbalansowany odtwarzacz z lampowym stopniem wyjściowym. A naprzeciw niego urządzenie za 1500 zł…
Ciąg dalszy na str.2
Brak komentarzy