10

TEST Musical Fidelity Nu-Vista CD. Szczodry odtwarzacz

2
MF Nu Vista CD zajawka

Nasza ocena

Hi - end10
Znakomity odtwarzacz! Niesamowicie muzykalny. Urzeka barwą, nasyceniem i kapitalną przestrzenią. Warty każdej złotówki.
10

Kiedy zacząłem testy Musical Fidelity Nu Vista CD dostałem w prezencie ścieżkę dźwiękową do filmu „Ostatnia rodzina”. Włączyłem drugi krążek z symfoniką i lekko oniemiałem. Scena, jaka pojawiła się za kolumnami była olbrzymia, znakomicie rozciągnięta we wszystkich kierunkach i niesamowicie realistyczna. Budowana jest w charakterystyczny sposób: zaczyna się wyraźnie za głośnikami i biegnie daleko w głąb, przy czym nie ma występującego często zagięcia po bokach sprawiającego, że dźwięki z prawej i lewej krawędzi sceny są podawane bliżej. Pojawiały się raz bliżej, raz dalej, tak jak chciał realizator, ale głębia zachowana była od lewa do prawa. Dźwięki poszczególnych grup instrumentów dochodziły z różnych wysokości i głębokości, były bardzo stabilne. W bardzo realistyczny sposób odtwarzacz oddawał wielkość instrumentów, ich skalę. Dźwięki otoczone były ogromną ilością powietrza ale współistniały ze sobą, miały miejsce na wybrzmienia i nie przeszkadzały sobie.

Bardzo ciekawe było to, że poziom głośności miał niewielki wpływ na głębokość sceny – zwykle im głośniej słuchamy, tym scena nieco przybliża się do słuchacza. Na Musicalu i w cichutkich fragmentach „Symfonii Dantego” Franciszka Liszta, i w monumentalnych symfoniach Gustawa Mahlera głębia była wyborna! Ale nie tylko duże symfoniczne składy robiły wrażenie. Świetnie zabrzmiały małe składy, na przykład jazzowe tria prezentowały się niesamowicie wciągająco. Na nagraniach, na których realizator stosował różne sztuczki i fazowe przesunięcia, słychać było absolutnie wszystkie przestrzenne triki.

Jak gra przetwornik i wzmak słuchawkowy Audeze Deckard? Nasz test

Czy taką przestrzenią – bez wypychania czegokolwiek do przodu, bez podkreślania pierwszego planu – nie będą zawiedzeni miłośnicy wokali? Absolutnie nie, namacalność i obecność dźwięku w przypadku Musical na tym nie cierpi. Ponieważ plastyka i bogactwo dźwięków są w tym odtwarzaczu kapitalne. Musical niczego nie kryje ani nie chowa, przekazuje olbrzymią ilość informacji o barwie, strukturze i głębi dźwięków, szczególnie w basie i średnicy. Są one pełne, nie odnosimy wrażenia, że z czegoś zostały one odfiltrowane, by na przykład podnieść wrażenie rozdzielczości, jak na przykład w niektórych, szczególnie dawniejszych dCS-ach czy Audionetach. Ważne jest to, że dźwięk mimo swojej gęstości, nasyconej barwy, tłustości jest absolutnie czysty, klarowny, przejrzysty i bardzo wyrazisty. Duża zasługa w tym świetnej rozdzielczości, która jednak nie męczy. Każdy instrument można z powodzeniem śledzić, nawet najbardziej karkołomne pochody basowe, ale jednocześnie muzykę otrzymujemy jako spójną całość, zachowana jest płynność grania. Pod tym względem Musical Fidelity bardzo przypominał referencyjny moim zdaniem przetwornik Merging NADAC. Szczerze mówiąc trochę się tym zasmuciłem, bo mój BAT VK D5 SE musiał uznać wyższość nuwistorowego Brytyjczyka.

MF Nu Vista CD 8

Nazwa firmy wyrżnięta na górnej płycie odtwarzacza

Musical w pierwszej chwili nie epatuje dynamiką, jest ona – chciałoby się powiedzieć – absolutnie wystarczająca. Jednak kiedy do szuflady powędruje świetna pod tym względem płyta, na przykład jakieś nagranie The The, czy któraś z nowych realizacji Depeche Mode, robi się naprawdę ciekawie. Odtwarzacz potrafi przyłożyć, szybko zadać cios i momentalnie wycofać się na wyjściowe pozycje. Nie robi tego ciągle, bo pewnie by się to znudziło, ale kiedy trzeba, jest gotowy do ataku. Po prostu ma zapas dynamiki i wie, kiedy jej użyć.

A równowaga tonalna? Idealnie zestrojona. Nu-Vista oferuje kapitalny bas. Tak, słyszałem szybszy, z bardziej zaznaczonym atakiem i gwałtowniejszym wygaszaniem wybrzmienia, na przykład w dCS Puccinim. Słyszałem też głębszy, niżej schodzący z dzielonego Metronome`a czy Abbington Music Research. Ale każdy z nich miał jakieś ułomności: ten pierwszy był nieco suchy i za mało masywny, ten drugi z kolei – nieco za jednostajny i za wolny. W basie Musical Fidelity subiektywnie nic mi nie przeszkadzało, był i atak, i wypełnienie; brawa i niski pomruk, uderzenie i wybrzmienie, dynamika i bogactwo. Trzeci utwór na płycie „Unfinished Story” tria RGG zaczyna się o solówki na kontrabasie, słuchając go jak na dłoni widać klasę niskich tonów. Kiedy Maciej Garbowski szarpie wyższą strunę, słychać, że brzmienie jest suchsze i krótsze; kiedy dźwięk pochodzi z najniższej brzmienie jest tłustsze, bardziej odzywa się pudło instrumentu, wybrzmienie jest wygaszane powoli. Świetne różnicowanie dźwięków! A faktura basu? Włączcie koncertowy album Renaud Garcia Fonsa „Arcoluz” – niemal słychać tarcie kalafonii ze smyczka, niemal widać druciki nawinięte na strunę kontrabasu. Bo bas z Musicala – zresztą nie tylko bas – łączy ciepło, wypełnienie ze świetną szczegółowością i przekazem wielkiej ilości informacji o fakturze dźwięku.

MF Nu Vista CD 11

Test Musical Fidelity Nu-Vista. Tylna ścianka (fot. wstereo.pl)

Średnica powtarza ten sam patent co bas – a więc świetne połączenie ciepła, masy, mocnego nasycenia barwami ze szczegółowością i bogactwem informacji o dźwięku. Kurt Elling, jeden z moich ulubionych wokalistów, zabrzmiał spektakularnie. To człowiek, który potrafi wydobywać nie tylko przeróżne barwy, zachwyca skalą głosu, techniką wykonawczą – ma rzadki talent do wykorzystywania różnych faktur głosu. Raz potrafi brzmieć gładko, by przy kolejnym dźwięku nabrać lekkiej chropowatości; raz jest pozbawiony niższych składowych, falsetowy a za chwilę masywny i basowy, raz wibrujący i rozedrgany, a po chwili czysty. Jak saksofon Coltrane`a. I Musical wszystkie te subtelności pokazuje wyraźnie, jak na dłoni, ale bez rażącej nachalności. Podobnie z dźwiękiem wiolonczeli, gitar czy wspomnianego wcześniej saksofonu. Taka średnic to jest coś!

Góra pasma wypada na pierwszy rzut oka mało spektakularnie: nic się nadmiernie nie skrzy, nie wybrzmiewa bardzo długo, nie przykuwa uwagi. Ale po chwili słuchania wiemy już, że takie wysokie tony idealnie pasują do reszty pasma. Ilość informacji z tego zakresu, jak dociera do uszu słuchacza, jest bardzo duża, nie ma mowy o gubieniu detali. Są one jednak podane w taki oszlifowany, gładki, zupełnie niezadziorny sposób. I podobnie jak w basie i średnicy słychać ogromne nasycenie barwy, szczególnie w niższych składowych. Świetnie na przykład słychać uderzenia pałki w talerz, przeszkadzajki mają swoją wagę. Ale jeśli komuś brakuje ostatecznego otwarcia na samej górze, iskier i odrobiny zadziorności wcale nie musi rezygnować z Musical Fidelity Nu-Vista CD. Wystarczy, że zmieni… wyjście na XLR-owe.

Ciąg dalszy na str. 2

1 2 3

2 komentarze

  1. Przemek pisze:

    “Nie jest to może jakość, jaką uzyskujemy korzystając w napędu odtwarzacza, ale nie o to przecież chodzi. “?
    Czyzby?czy Pan siebie czyta?Alez tak, wlasnie o to chodzi!o jakosc!ma tam byc i kropka, to nie jest rocket science,a od grajka za 45k mozna i nalezy tego oczekiwac.Inaczej, jest to kolejna recenzja poklepujaca po pleckach producenta, ktory za duze pieniadze zrobil sredni produkt.A szuflada?Proponuje porownac z tym, co oferuje wykonawczo i dzwiekowo Accuphase dp-560 za podobne pieniadze.

  2. Mirek pisze:

    Dokładnie! Za 45 000zł ma być wszystko idealne i perfekcyjne jak w szwajcarskim zegarku.

Post a new comment