TEST HAIKU AUDIO BRIGHT MK3. Na start i na zawsze

0
HAIKU BRIGHT ZAJAWKA

Nasza ocena

Wysokie9
Średnica8.2
Bas8.2
Przestrzeń9
Dynamika8.8
Przejrzystość i szczegółowość9
To wzmacniacz dla wyrobionego słuchacza, ale może być też pierwszym Haiku Audio w waszym systemie
8.7

To wysokiej próby wyrafinowany wzmacniacz, niezwykle obiektywny, brzmiący niemal liniowo, o wyraźnym akcencie kremowej gładkości, typowej dla brzmienia konstrukcji Haiku Audio oraz niewielkim, wynikającym zapewne z zastosowania lamp, zmiękczeniu. Nie jest to zaciemnienie, czy znane nam „ciepłe, lampowe brzmienie”, a raczej udana próba osiągnięcia dźwięku „analogowego”, niemal jak z lampowca napędzanego muzyką z winyla.

Bas może nie sięga zbyt głęboko, ale jest wystarczający, by nadać „driveru” nagraniom rockowym, jazzowym, elektronicznym, czy live; nigdy nie odczuwamy jego deficytu, a co najwyżej – przy bardzo głośnym odsłuchu – niewielki brak dociążenia na samym dole. Jednocześnie np. płyta „Emerald Tears” Dave’a Hollanda (ECM 1978) z kompozycjami na kontrabas solo została odegrana wręcz wzorowo – instrument brzmiał sprężyście, a jednocześnie był obecny w postaci dużego drewnianego pudła rezonansowego. Basu, zaprezentowanego żywo i różnorodnie, nie brakowało także w nagraniach muzyki elektronicznej (Depeche Mode – „Violator“, Mute 1989) czy rockowej (Dire Straits – „Alchemy Live”, Mercury 1986).

Średnica jest gładka, plastyczna, obiektywna i „niedopalona”, nie dominuje nad pozostałymi pasmami, pozwala na świetny wgląd w nagrania. Nie umykają nam najmniejsze szczegóły realizacji, wszystkie te smaczki, za którymi wodzimy uchem w trakcie co bardziej zaangażowanych odsłuchów. Wszystkie instrumenty mają swoje miejsce i rozmiar, nie zdarzają się braki równowagi, jak np. efekt „wielkich ust” wokalisty/stki, czy „pornograficznie” nagrane gigantyczne gitary czy skrzypce. Instrumenty i głosy mają prawdziwą, naturalną barwę i nie są wypchnięte na pierwszy plan, a jednocześnie są dobrze zarysowane. Prezentacja dość nietypowego materiału, jak field-recordingi Tomasza Mirta z płyty „Khmer & Siam Recordings” (Saamleng 2014) stwarza wręcz iluzję przebywania w zaułkach tajskich miast czy kambodżańskiej dżungli. Zebrane mikrofonem kierunkowym na cyfrowy dyktafon dźwięki są niezwykle obecne, wręcz zaskakują, realizując się w pokoju odsłuchowym.

HAIKU BRIGHY 4

Piękny płat szczotkowanego aluminium z przodu.

Zasługą tak prezentowanej średnicy jest fakt, że wzmacniacz brzmi świetnie na nagraniach, które może nie są zrealizowane wzorcowo, czyli np. rockowych, pochodzących z lat 60., 70. czy 80. Posłuchajcie sobie np. AC/DC „Dirty Deeds Done Dirt Cheap” (Epic 1976), Led Zeppelin „The Song Remains The Same” (Warner 1976) czy Marilion – „Early Stages 1982-1987” (EMI 2008), żeby przekonać się, że słuchanie niedoskonałych pod względem realizacji nagrań, może jednak dać dużo rockowej frajdy.

Harmonia, równowaga, uniwersalność – te pojęcia kojarzą się ze wzmacniaczem hybrydowym Haiku Bright MK3. Zupełnie jak nazwa nawiązująca do japońskiej poezji.

Tony wysokie nie są prezentowane zbyt wylewnie, charakteryzują się lekkim „zaokrągleniem”, pochodzącym raczej z użytych w przedwzmacniaczu lamp (w testowym urządzeniu były to rosyjskie 6N2P-EW). Zapewne zastosowanie innych szklanych baniek zmienia charakter brzmienia wzmacniacza, oczywiście nie tylko wysokich tonów. Dobrą jakość sopranów potwierdzają jednocześnie świetne wrażenia przestrzenne i rozplanowanie sceny stereo, charakterystyczne już dla sprzętów Haiku Audio; tego, co potrafi Bright MK3 nie dałoby się osiągnąć z ocieplonym, „zgaszonym” u góry brzmieniem.

Prezentacja wysokich tonów zbliża wzmacniacz do stereotypu „analogowego” – odnosimy wrażenie, że gdy słuchamy z odtwarzacza CD, czy plików, system brzmi z lekką nutą „gramofonową”.

HAIKU BRIGHY 3

Prostota i elegancja. Żadnych zbędnych elementów

Wzmacniacz lubi grać głośno, a do tego potrafi to! Niech nikogo nie zmyli niewielka moc znamionowa. Robimy coraz głośniej, a w muzykę nie wkrada się bałagan, nie tracimy nic z czytelności i przejrzystości dźwięku. Oczywiście w pewnym momencie zauważalne są pewne oznaki spadku dynamiki, ale to całkiem naturalne, szczególnie, że nie jest to „elektrownia” oddająca setki watów mocy.
Adam Duchliński

System testowy:
Źródła: Unison Research Unico CD (lampa RTC 5814A); tuner radiowy Sony ST-J60
Przedwzmacniacz: Audiomatus TP01 (lampa 6N30P-EH)
Końcówka mocy: Audiomatus AS500
Kolumny: Harbeth HL Compact 7-ES2
Interkonekty: Furutech FA-220 RCA (CD -> preamp); ProCab REF800 (preamp -> amp)
Kable głośnikowe: Furutech u-4T (bi-wire)
Kable sieciowe: ProCab CAB490/1,5

Opinia 2

Harmonia, równowaga, uniwersalność – te pojęcia kojarzą się ze wzmacniaczem hybrydowym Haiku Bright MK3. Zupełnie jak nazwa nawiązująca do japońskiej poezji.

Po wpięciu do sieci i sprawdzeniu połączeń pozwoliłem mu się pogrzać przez kilka godzin, a potem pograć w samotności, żeby nie narażać uszu na dyskomfort słuchania niewygrzanych lamp stopnia wejściowego – ale już pierwsze dźwięki sygnalizowały dużą kulturę i wiadomo było, że żadnych drastycznych dźwięków nie będzie.

W trakcie właściwego odsłuchu zacząłem od „10 Łatwych utworów na fortepian” Preissnera w wykonaniu Leszka Możdżera – płyty, której dawno nie słuchałem, a którą pamiętam jako bardzo zrównoważoną i subtelną, z pięknie oddaną ciszą. I tak zagrał ją wzmacniacz Haiku Bright MK3, w moim zestawie pokazując się od dobrej strony, pozwalając fortepianowi wybrzmieć, wciągając w niespieszną opowieść. Odrobinę brakowało mi nasycenia, fortepian był jakby mniejszy od tego, który odwzorowuje na co dzień w moim systemie wzmacniacz Lavardin. W stosunku do moich przyzwyczajeń brakowało troszeczkę dynamiki, tak jakby Haiku nie wydobywał z Harbethów ich całego potencjału. Ale słuchało się z dużą przyjemnością – i w końcu trudno mieć „pretensję” do Haiku porównywanego z urządzeniem trzykrotnie droższym.

Ciąg dalszy na str. 3

1 2 3

Brak komentarzy