Nic się nie klei do głośników, instrumenty są dobrze odseparowane od siebie a scena muzyczna jest pięknie uporządkowana zarówno wszerz, jak i wgłąb. Bardzo wyraźnie rysowane są plany. Gryphon bardzo dobrze radzi sobie ze składami orkiestrowymi. ,,Carmina Burana“ Carla Orfa wreszcie zagrała z należytym rozmachem. Doskonale można wyodrębnić poszczególne instrumenty, co w tak dużych składach orkiestrowych wcale nie jest tak oczywiste.
Podobnie ma się sytuacja z muzyką z filmu Gladiator – przestrzeń ma rozmach i bardzo dużą skalę. Dobrze wybrzmiewają poszczególne instrumenty a czysty i fantastycznie nasycony wokal Lisy Gerrard jest doskonale osadzony w przestrzeni. Bardzo realistycznie oddaje ona poczucie wielkości sali nagraniowej.
Jeśli chodzi o tonalność, to wzmacniacz dość neutralny, niektórzy mogą nawet powiedzieć, że stoi po jasnej stronie, ale na pewno nie charakteryzujący się brzmieniem ostrym czy męczącym. Bas jest konturowy, szybki i zawsze trzymany w ryzach. Neutralna jest również średnica, nie szukajmy w niej ciepła, podobnie góra pasma. Blachy perkusji podane są mocno, wybrzmiewają niemalże jak na żywo. Pewnie miłośnicy bardziej podkolorowanego brzmienia znajdą lepsze dla siebie konstrukcję, ale za to nie oddadzą one prawdy z nagrań.
Jak gra system all-in-one od Musical Fidelity? Test modelu Encore 225
Dużo słucham też śpiewających pań i kiedy kupowałem Gryphona Tabu miałem trochę obaw. Czy nie jest zbyt neutralny i za jasny… Ale nie zawiodłem się. Tori Amos śpiewa ze swoją charakterystyczną chrypką, wokalistka materializowała się niemal w pokoju odsłuchowym. Elizabeth Karsten, która potrafi czasem zabrzmieć ostro na nagraniach ze swojej płyty ,,Flux”, nadal była po jasnej stronie, jednak jej głos nie drażnił uszu, tak jak to miało czasem miejsce z innymi wzmacniaczami. I jeszcze Lee Douglas z Anathemy, którą wielokrotnie miałem przyjemność słyszeć na żywo. Tutaj nie mam złudzeń. Jest tak, jakbym był na ich dobrze nagłośnionym koncercie.
W czasie słuchania Cassandry Wilson z jednej z najlepszych jej płyt ,,New Moon Daughter” może nieco bas potrafi w niektórych momentach zdominować odbiór muzyki, ale za to przestrzeń i bliższe oraz dalsze plany są wzorowo zaprezentowane. Słynna ,,zapałka” niemalże płonie w naszym pokoju. Oznacza to, że dzielony Gryphon Tabu – mimo swojej neutralności i braku podkolorowań w średnicy i basie – jest wzmacniaczem grającym bardzo wciągająco, namacalnie, bezpośrednio. To nie jest brzmienie ultra szybkich i ultra przejrzystych ale nieco suchych i zdystansowanych wzmacniaczy. Ma w sobie to „coś”.
W muzyce jazzowej także sobie Gryphon dobrze radzi, choć osoby szukające bardziej ciepłego brzmienia pewnie znajdą inną alternatywę dla tego wzmacniacza. Miłośnicy ciepłych, miękkich dźwięków kontrabasu czy gęstego, kleistego klarnety powinni poszukać raczej jakiegoś Passa lub Electrocompanieta.
Dla mnie najważniejsze jest to, że to wzmacniacz bardzo uniwersalny. Nie ma obaw, że w pewnych gatunkach muzycznych sobie poradzi, a w innych już nie. Choć oczywiście najlepiej wypada w rocku, symfonice i tych rodzajach muzyki, które potrzebują potęgi brzmienia połączonej z rozdzielczością. Poza tym ważną cechę: nieważne, czy słuchamy go cicho czy głośno – zawsze jest to brzmienie nasycone i dynamiczne. Przy cichym delikatniejszym poziomie głośności niczego nie brakuje, natomiast przy wyższym nic się nie zlewa ze sobą. Żeby nie było zbyt słodko, to dodam także, że wzmacniacz jest bardzo podatny na wpływ okablowania.
Podsumowanie
Czy po tylu latach dzielony Gryphon Tabu to nadal hi-end? Myślę że tak. Gra potężnie, z dużą skalą, z bardzo dobrą przestrzenią. Tonalnie jest neutralny, może nawet minimalnie rozjaśniony, ale na szczęście nigdy nie jest męczący ani drażniący. Ba, jego granie można wręcz nazwać wciągającym i bardzo namacalnym. Na pewno nie zadowoli wszystkich audiofilów – ciepła i miękkości w nim raczej nie znajdziemy. To sprzęt używany i występuje ryzyko usterki, czego sam doświadczyłem, ale z drugiej strony nowy sprzęt też potrafi się zepsuć i to często tuż po gwarancji. Czy warto rozglądać się za używanym Tabu? Jak najbardziej.
Michał Walczak, fot. wstereo.pl
Czytaj także:
Test końcówki mocy Pass XA 30.5
Test polskich kolumn Audioform Adventure 100
Gryphon Tabu Pre One + Tabu 2/Onehundreed – dzielony wzmacniacz tranzystorowy
Ceno nowego – ok. 35 tys. zł
Cena na wtórnym rynku – 10-12 tys. zł
Sprzęt towarzyszący:
Odtwarzacze CD: C.E.C. 51 XR, Copland CDA 266
Zestawy głośnikowe: Audio Physic Virgo, Audiowave 171SE po modyfikacji.
Wzmacniacz: pre Audiolab 8000Q + końcówka mocy Roksan Caspian.
Okablowanie: Tellurium Q Black II, Tara Labs Prism Helix 6, Tellurium Q Black XLR, Tara Labs Vector XLR, zasilające Gryphon Headline, Audionova Orpheus
Brak komentarzy