Sama budowa skrzynki to temat na osobny artykuł. Dlatego wspomnę tu tylko, że składa się ona z kilkunastu wycinanych, użebrowanych elementów zrobionych z klejonego mdf-u i litego dębu, dodatkowo wzmacnianych i scalonych czterema metalowymi prętami biegnącymi wzdłuż całej obudowy. Skrzynię kolumny odpowiednio wytłumiono miękkimi materiałami absorbującymi a także sztywną matą ze spienionej ceramiki. O wszystkich tajemnicach budowy tych kolumn zainteresowani mogą przeczytać na stronie internetowej Maraim (TUTAJ). A jak brzmią te głośniki?
Kolumny od pierwszych dźwięków zadziwiają wręcz przestrzennością brzmienia. To tym bardziej zaskakujące, że bardzo szerokie obudowy, w dodatku z miękkim, lekko wytłumiającym materiałem na skrzynkach, sugerują coś przeciwnego. Patrząc na nie spodziewamy się raczej grania pierwszoplanowego i gęstego. A tu zaskoczenie – muzyka odrywa się od nich jak od najwyższej klasy monitorów, dźwięki jakby nie miały najmniejszego związku z zestawami.
Scena zaczyna się wyraźnie za linią kolumn i jest bardzo dobrze zarysowana w głąb, namacalnie oddane są poszczególne plany, ich gradacja jest naturalna i autentyczna. Równie dobrze oddana jest szerokość seny. Co bardzo ważne – nie zagina się ona eliptycznie bliżej słuchacza za kolumnami a swobodnie wybrzmiewa w głąb. Za to naprawdę należy się konstruktorowi duże uznanie. To efekt niemalże porównywalny z tym, z jakim miałem do czynienia w swoim pokoju z bardzo drogimi i ze znakomitymi – nie tylko pod tym względem – kolumnami Paradigm Persona 5F (test TUTAJ).
Czy na taką prezentację sceny ma wpływa dodatkowy głośnik wysokotonowy? Na pewno tak. Tym bardziej, że zwiększenie mocy promieniowania tylnego przetwornika jest słyszalne. Scena robi się jeszcze bardziej napowietrzona, otwarta i swobodna. Mamy iluzję, jakbyśmy najpierw słuchali muzyki w pokoju 12-15 metrowym a później, przy maksymalnie “otwartym” przetworniku z tyłu kolumny – w niemal dwa razy większym. Ale zastosowanie dodatkowe twittera ma też konsekwencje w balansie tonalnym.
Kolumny Maraim Weles 3.1 brzmią neutralnie, w ich równowadze tonalnej nie znajdziemy ani ocieplenia, ani rozjaśnienia. Czasem może przydałoby się nieco więcej dociążenia średnicy, ale możemy to “nadgonić” zmniejszając natężenie pracy tylnego wysokotonowaca. Ogólnie brzmienie staje się wtedy nieco bardziej ciemne, gęściejsze i właśnie dociążone.
Jeśli chodzi o skalę brzmienia, to nazwałbym ją monitorową. Maraim Weles 3.1 – mimo swojej wielkości – to kolumny tak naprawdę dwudrożne, a więc nie należy się spodziewać po nich, że zafundują nam trzęsienie ziemi. Nominalnie bas schodzi do 35 Hz, ale nie dominuje nad przekazem i nie pręży niepotrzebnie muskułów. Jest dobrze związany z reszta pasma. Podobnie jak średnica i wysokie tony ma szybki i zwinny charakter, bardziej stawia na kontrolę niż potęgę. Daje wystarczającą podbudowę do słuchania nawet rocka. Za to jest szybki, zwinny i doskonale oddaje fakturę brzmienia.
Podobnie jest z pozostałymi pasmami – grają wartko, konkretnie, oddając bardzo dużo detali i panując nad nimi żelazną ręką. Prezentacja szczegółów potrafi być wciągająca, choć zwolennicy ciepła i miękkości muszą Maraimy podłączyć do naprawdę nasyconej elektroniki.
Tyle o brzmieniu prototypów. W finalnej, sprzedażowej wersji być może zajdą w ich graniu jakieś subtelne zmiany, tym bardziej, że Marcin Markowski stanął przed kolejnym wyzwaniem – znalezieniem nowego głośnika średnio-wysokotonowego. Accuton przestaje bowiem produkować wykorzystany w zestawach przetwornik. Prace już trwają i ponoć efekty są bardzo obiecujące…
Maciej Stempurski, fot. wstereo.pl, Maraim
Czytaj także
Test polskich głośników Audioform Adventure 100
Test kolumn Taga Harmony Azure B-40
Brak komentarzy