Bardzo ważne jest to, co dzieje się między tymi konturami. A dzieje się tam diabelnie wiele! W tych wybrzmieniach zawarta jest niesamowita ilość informacji o dźwiękach, i to w każdym zakresie: barwowym, dynamicznym czy artykulacyjnym. Na samym początku płyty Adama Bałdycha i Helge Lien Trio „Bridges” słuchać skrzypce i fortepian. Bałdych gra i długimi pociągnięciami smyczka, i krótkimi uderzeniami w struny. Raz mocno dociska włosiem smyczka do strun, raz ledwie je muska. NADAC oddaje te różnice w niesamowicie namacalny sposób. Na akustycznych nagraniach na żywo Dave`a Matthewsa i Tima Reynoldsa po raz pierwszy usłyszałem, ile dzieje się tam w dźwiękach akustycznych gitar – prócz barw i wybrzmień słychać każdy brud i nieczystość, każde niedokładne przyciśnięcie struny do progu czy zbyt mocne jej podciągnięcie. A serpent, na którym gra fenomenalny Michael Godard, odtwarzany przez NADAC-a mieni się takimi barwami, jak nigdy wcześniej. Fortepian i klarnet Marilyn Crispell i Davida Rothenberga z płyty „One Dark Night I Left My Silent House” zabrzmiały wręcz spektakularnie.
>>> Jak najłatwiej poprawić brzmienie swojego systemu audio?
Istotną cechą NADAC-a jest różnicowanie poszczególnych dźwięków. Te, które mają być matowe, są matowe, te błyszczące – lśnią jak wypolerowane lakierki; te twarde są jak z kamienia, inne znowu są puszyste i miękkie, jak babcina pierzyna. I wszystko to odbywa się w zakresie jednego nagrania! Ze zdumieniem konstatujemy, ile dzieje się nawet w prostej piosence.
To różnicowanie odbywa się też na poziomie dynamicznym i przestrzennym. Świetnym przykładem są nagrania tria RGG z płyty dedykowanej Mieczysławowi Koszowi „Unfinished Story”. Poszczególne dźwięki mają bardo różną głośność, szybkość narastania i wygaszania, pojawiają się w bardzo różnych miejscach przestrzeni muzycznej: wyżej, niżej, dalej, bliżej. Konwerter te różnice pokazuje w znakomity sposób. Dodatkowo podaje wszystko w niesamowicie czysty i klarowny sposób, nie ma nawet śladu zawoalowania. NADAC pokazuje całą prawdę o muzycznej tkance. To mikroskop, ale jakiś taki przyjazny, niemęczący.
Poszczególne nuty – mimo że kapitalnie wyodrębnione – tworzą continuum, całość, spojone są wybrzmieniami, istnieją na tle innych.
Bo wystarczy tylko zmienić „perspektywę” słuchania, by usłyszeć całość muzyki. Spójność i homogeniczność tego przetwornika jest równie rewelacyjna. Poszczególne nuty – mimo że kapitalnie wyodrębnione – tworzą continuum, całość, spojone są wybrzmieniami, istnieją na tle innych. Nie ma w NADAC-u znanego z wielu bardzo drogich i rozdzielczych źródeł poszatkowania muzyki na malutkie elemenciki, które później trzeba „sklejać” innymi elementami elektroniki czy kablami. Ze szwajcarskiego przetwornika wszystko gładko i bezproblemowo płynie. Po prostu w sposób relaksujący.
No właśnie, relaksujący. Czy to oznacza, że nic nie jest w stanie nas zaskoczyć? Nie, o bogactwie i rozdzielczości już pisałem. A jak z dynamiką? W kategoriach obiektywnych niczego mu nie brakuje, jest szybkość, nic się nie ociąga, narastanie dźwięków jest takie, jak trzeba. Szwajcarski DAC doskonale oddaje rytmikę, szybkie uderzenia perkusji powodują, że niemal podskakujemy, a mocne basowe pasaże i klangowanie Marcusa Millera sprawiają pojawienie się uśmiechu na ustach. Jednak po tym, jak NADAC zaczarował bogactwem barwowym oczekiwałem jeszcze więcej po dynamice, jakichś efektów turbo, czegoś, co wbiłoby w fotel. Chciałoby się jeszcze więcej, tak jak na przykład z najdroższych dCS-ów. Ale nie można mieć wszystkiego, tym bardziej przy tej cenie. Tym bardziej, że wiele zależy tu od reszty systemu. W czasie odsłuchów w SoundClubie z końcówką mocy Soulution i dużymi, pełnopasmowymi kolumnami Hansena to właśnie dynamika robiła ogromne wrażenie. Z Passem i monitorami tego szalonego efektu nie udało się skopiować.
Ciąg dalszy na str. 4
Szkoda, że nie ma zdjęć ze środka, bo ptaszki spiewają, że tak kolorowo, bogato i jakościowo to znowu nie jest :-))).