No to po kolei. Po wpięciu Supreme odniosłem wrażenie, że wszystko dzieje się szybciej, system dostał przysłowiowego kopa. Znakomita była rytmiczność muzyki, energia narastania poszczególnych dźwięków. Z radością posłuchałem „Discipline” King Crimson, czy kapitalnego „Prądu zmiennego/ Prądu stałego” Lao Che. Ale szybkość grania robi doskonałe wrażenie nie tylko przy odtwarzaniu muzyki rockowej, świetnie sprawdza się także przy słuchaniu na przykład symfoniki. Jednocześnie owa energia i rytmiczność nie jest okupiona utratą spokoju. Granie ani przez moment nie robi się nerwowe, mechaniczne czy niespójne. Szybkość często kojarzona jest z lekkością czy wręcz zwiewnością brzmienia, ale nie w przypadku Ansae Supreme. I tak przechodzimy do kolejnej specjalności tego kabla.
Potęga grania. Muzyki z tymi kablami robi się po prostu więcej, źródła pozorne rosną, zajmują więcej miejsca w przestrzeni, wypełniają sobą powietrze. Nie ma jednak mowy o tym, by coś było wyolbrzymione, naturalne proporcje są zachowane i nie mamy wrażenie, że na przykład bas jest napompowany i w ten sposób osiągnięto potęgę brzmienia. Na takie sztuczki Ansae jest za dobry.
Nie ma ani grama odchudzenia, nic nie jest wyszczuplone ani rozrzedzone, barwy pozostają pełne i nasycone. Tam gdzie ma być miękko – jest miękko, gdzie dźwięk ma ukłuć – ukłuje. Świetnie pod tym względem Supreme zadziałał na znakomity wzmacniacz SOL II krakowskiej manufaktury Haiku Audio. Nadał mu odrobinę mięsistości i wypełnienia, oszlifował jego brzmienie. Po prostu Supreme nie ingeruje w równowagę tonalną i chwała mu za to.
I detal – pod tym względem Supreme robi bardzo ciekawą rzecz. Sprawia, że wszystko staje się bardziej czytelne i wyrazistsze, mniej zamazane. Obrazowo to tak, jak w przypadku 45-latka, który zauważa, że podczas czytania coraz bardziej musi oddalać książkę od oczu. Idzie do okulisty, później kupuje pierwsze okulary, zakłada je i… super! Znów jest tak jak trzeba! No więc Ansae to takie właśnie okulary do czytania. Łatwiej śledzić drobne szczegóły, na przykład zadęcia w saksofon czy pracę mechanizmu w blisko i detalicznie nagranym fortepianie, ale wszystko odbywa się bez utraty spójności. Ale to nie koniec atrakcji. Zwiększenie wyrazistości powoduje, że pewne drobiazgi, które ledwo były słyszalne bez Supreme, zaczynają się pojawiać wyraźnie. Na płycie „Juan Condori” grupy Dino Saluzziego jest wspaniały walc „Soles / La camposantena”. Zaczyna się od fragmentu granego na gitarze klasycznej. Brzmi ona przepięknie, bogato, nagrana jest bardzo blisko, słuchać nawet oddech grającego na niej Jose Maria Saluzziego. Ale z sieciówkami Ansae jest coś jeszcze – wyraźny atak paznokci na struny a poświst palców po gryfie jest jeszcze wyraźniejszy, pełniejszy. To naprawdę robi wrażenie. Klasa!
Aż gęsto od muzyki
Co poza tym? Absolutna kontrola i spokój w całym paśmie. Nic nie jest poluzowane, wlekące się ani rozmazane, ale jednocześnie nie ma sztucznego utwardzania. Dźwięki wybrzmiewają długo, ale kiedy milką, to na zawsze. Bas jest mięsisty i kiedy trzeba miękki, ale nigdy nie buczący, podobnie średnica. Góra ma blask i rozdzielczość. Ale wszystko to dzieje się ze stoickim spokojem, bez rozrywania muzyki na kawałki, bez nerwowości. Paradoksalnie dostajemy więcej muzyki i dynamiki, ale jednocześnie więcej spokoju i relaksu.
Kontrola nad głośnikami poprawia też wrażenia przestrzenne, scena się stabilizuje i jest wyraźniej rysowana. Nie ma natomiast jakiś hiperatrakcji z rozszerzaniem czy głębokością sceny. Pozostaje naturalna i przejrzysta.
Przeszkadzać może w tym kablu tylko jedna rzecz, szczególnie w ciepło i miękko grających urządzeniach, jakim jest np. mój Pass. Otóż absolutna kontrola nad dźwiękiem połączona z wielkością źródeł pozornych powoduje, że w niektórych nagraniach brakuje nieco powietrza, że wielkie instrumenty wypełniają sobą całą przestrzeń. Nie przeszkadza to w rocku czy utworach popowych, ale na przykład w kameralnym jazzie chciałoby się odrobinkę więcej luzu. Słuchając, jak Ray Brown, John Clayton i Chrisian McBride grają na trzech kontrabasach (płyta „Super Bass”) brakowało mi trochę wolnej przestrzeni między nimi. I zastanawiałem się: lepiej z Ansae czy bez niego? Sam nie wiem…
Podsumowanie
To nie jest tani kabek, ale warto wydać te kilka tysięcy, aby cieszyć się w pełni możliwościami systemu. Jest uniwersalny, choć większe wrażenie zrobił na mnie na nieco jaśniejszych elementach toru. Supreme dodaje muzyce życia i energii, jest szybkość, ale bez utraty masy; potęga, ale bez pogrubiania i powiększania źródeł pozornych. I to tego dostajemy niesamowitą detaliczność. Uzależnia. Po wypięciu już nie jest tak przyjemnie. Niestety.
Dystrybucja: Ansae
Cena: 6500 zł/sztuka
System odsłuchowy:
CD: BAT VK D5 SE
Pre: pasywka Khozmo
Końcówka: Pass XA 30.5
Integra: Haiku Audio SOL II
Kolumny: Totem Model 1 Signature, Pro Ac Response One SC
Interkonekty XLR: Fadel Art Reference 1, DIY
Kable Głośnikowe: MIT MH 750
Sieciówki: Ansae Supreme, KBL Sound
Akcesoria: płyty granitowe i podstawki SoundCare SuperSpikes
Pokój częściowo zaadaptowany akustycznie
Dane techniczne:
Kable zasilające Ansae Supreme
Przewodnik: miedź o czystości 6N
Budowa: skrętka z ponad 400 bardzo cienkich drucików
Izolacja: TPE (termoplastyczny elastomer)
Wtyki: Furutech FI-E50 oraz FI-50 w wersji rodowanej
Brak komentarzy