TEST MUSICAL FIDELITY M6si 500. Energia i kop, ale z pełną kulturą

1
Musical Fidelity M6si 500 zajawka

Nasza ocena

Hi-end10
Najwyższa grupa cenowa powyżej 20 tys. zł. Wzmacniacz stawia na szybkość i precyzję, podaje dźwięki rozdzielczo i panuje nad nimi bez litości. Gra bardzo zrywnie, transjenty podaje mocno i wyraźnie, świetnie oddaje rytm i nagłe skoki dynamiczne. Bas lekko ocieplony i zaokrąglony, z gęstą fakturą, średnica neutralna, góra wyraźna, precyzyjna, ale odrobinkę matowa. Brzmi bogato i wciągająco.
10

Firma stworzona przez Antonyego Michaelsona zaczęła stawiać bardziej na to, co niektórzy audiofile mający więcej niż 40 lat nazywają brzmieniem nowoczesnym. A więc mamy w grze tego wzmacniacza akcenty położone na precyzję prezentacji i przejrzystość, neutralność barwową, i oczywiście szybkość oraz dynamikę; odrobinę kosztem tego, co wyróżniało stare MF. A jak jest z M6si 500, czy jest całkiem po nowej stronie mocy?

I tak, i nie, bo słuchając uważnie tego wzmacniacza znalazłem jednak echa dawnego stylu, bliżej mu oczywiście do nowego, ale robi ukłon w stronę tradycji, brzmi nowocześnie, ale tonalnie odnajdziemy w nim drobinę stylu z serii A. Ale zacznijmy od tego, co współczesne.

Musical Fidelity M65si 500 gra precyzyjnym, dokładnym dźwiękiem, tę dokładność prezentacji słychać najbardziej w średnicy i górze pasma. Na pewno część tej kontroli to pochodna bardzo dużej mocy tego wzmacniacza, panowanie nad dźwiękami jest bardzo autorytarne i wyraźne.

Mamy więc do czynienia z bardzo mocnym atakiem, zaznaczeniem inicjacji dźwięku, ale także jego zakończenie, wygaszanie jest krótkie i konkretne. Nie ma żadnych ogonów, wybrzmieniowej aury po zakończeniu. Jedni uwielbiają taką prezentację, inni – mniej. Tu Musical nie stoi pośrodku, jest bardzo konkretny i charakterystyczny.

Musical Fidelity M6si 500 - test. Ładne rozplanwanie gniazd (fot. Musical Fidelity)

Musical Fidelity M6si 500 – test. Ładne rozplanowanie gniazd (fot. Musical Fidelity)

Wzmacniacz ma też świetne umiejętności różnicowania mikrodynamiki – znakomicie pokazuje różnice w ataku na poszczególne dźwięki i różnice w ich wygaszaniu. A to wszystko sprzyja oczywiście bardzo dobrej rozdzielczości, dźwięki są bardzo wyraźnie od siebie oddzielone i rysowane ostrą, cienką kreską, bez żadnego rozmazywania.

Wzmacniacz gra bardzo energetycznie, szybko, wyrywanie. I w tym czujemy jego naprawdę dużą moc, ma zapas energii, by bardzo szybko, w okamgnieniu oddać skumulowaną energię czającą się w muzyce. I nie chodzi tylko o Marcusa Millera i jego basówkę, czy mocne uderzenia w perkusyjne bębny. Nawet w muzyce pozornie mało wrażliwej na ten aspekt brzmienie – w kameralnym jazzie czy muzyce dawnej – robi to doskonałe wrażenie, bo nadaj dźwiękom życia, pulsu.

Test wzmacniacza NuPrime IDA 16

Pary Musicalowi nie brakuje też w rocku, symfonice czy hip-hopie, daje czadu – mówiąc potocznie. Energii nie brakuje. Ale ci, którzy spodziewaliby się jakiejś niesamowitej ściany dźwięku, czegoś zaskakująco spektakularnego, nie znajdą tego. Musical gra pod tym względem z pełną kulturą, bez taniego efekciarstwa. Czuć energię, ale to nie jest prężeniu muskułów jak u przesadzonych kulturystów. Niektórzy też mogą poczuć w takiej muzyce odrobinę niedosytu, jeśli chodzi o gęstość i masę brzmienia. I tak przechodzimy do tonalności wzmacniacz, czyli tego, jak stare łączy się z nowym w tym urządzeniu.

Musical Fidelity M6si 500 - test. Uwagę zwracają duże radiatory po bokach (fot. wstereo.pl)

Musical Fidelity M6si 500 – test. Uwagę zwracają duże radiatory po bokach (fot. wstereo.pl)

Musical Fidelity M6si 500 brzmi tak, że im niżej, tym jego dźwięk jest cieplejszy, gęstszy, z większą masą. Ogólnie odbieramy go dość neutralnie, ale przez to, co dzieje się w basie mamy tę odrobinę smaku brzmienia starej szkoły MF.

Niskie tony nie są może aż tak gęste i lepkie, jak te z serii A, ale jest w nich zdecydowanie najwięcej tkanki, mięsiwa, struktury. Mi się taki bas bardzo podoba, choć wiem, że inni wolą bas bardziej szkieletowy, za to mocniej zarysowana. Bo niskie tony mają w tym wzmacniaczy także trochę miękkości i zaokrąglenia. Nic się nie zlewa oczywiście, ale atak, inicjacja dźwięku nie są tak ostre i mocno zaznaczone. Natomiast nie wpływa to w istotny sposób na szybkość i wigor prezentacji, bas jest energetyczny i mocny. 

Średnica jest już neutralna, bez ocieplenia i zmiękczenia. To w niej, a szczególnie w jej górnych partach słyszymy tę precyzję, dokładność, o której wspominałem wcześniej. Jest też jaśniejsza niż najniższe częstotliwości, nie ma tej mięsistości, jest stonowana, akuratna, doskonale rozdzielcza. Oddaje doskonale brzmienie akustycznych gitar, harfy, klawesynu. Daje bardzo dobry wgląd w nagranie, co wynika także z rozdzielczości, śledzenie poukrywanych w miksie dźwięków jest łatwe i nie trzeba wysilać się, by do nich dotrzeć.

Test wzmacnicza Lucart Audio Musica Hybryda

Najwyższy skraj pasma jest najjaśniejszy i podany najbardziej lekko i zwiewnie. Tu Musical Fidelity M6si 500 zupełnie odcina się od swoich korzeni, soprany są nie tylko srebrzyste, ale równie wzmacniacz ich nie szczędzi. Są dokładne, bardzo rozdzielcze, idealnie rozseparowane. Ale budzą mój mały niedosyt, ponieważ brzmią odrobinę matowo. To pewnie wynika znów z maksymalnej kontroli i lekkiego ograniczenia wybrzmień, tej sypkości i blasku. I to odrobinę dziwne, bo tego blasku nie brakuje w wyższej średnicy. 

Zastrzeżeń nie budzi ani bogactwo brzmienia, ani przestrzenność prezentacji. Na pewno Musical nie gra sucho, jest w nim wystarczająco dużo bogactwa, by wciągać w odsłuch i nie nudzić. Choć oczywiście neutralność średnicy i góry powoduje, że nie zaleje nas audiofilski sok. Bogactwo harmonicznych jest na adekwatnym poziomie dla wzmacniaczy z progu hi-endu. Po prostu słuchacze, nawet na tym poziomie cenowym, muszą dokonywać wyboru. Testowany wzmacniacz wydaje się być bezpieczną opcją, jest gdzieś pośrodku.

Podobnie jest z przestrzennością brzmienia. Nie zrobiła na mnie jakiegoś piorunującego wrażenia, ale również nie sposób jej niczego zarzucić. Jest wystarczająco obszerna i swobodna, na pewno jest to prezentacja – kolejny raz padają te słowa – precyzyjna i dokładna, bardziej nastawiona na pokazywanie stereofonii i szerokości sceny, choć z lokalizacją planów także jest dobrze. Można się czepiać, że wzmacniacz nie wbudowuje sceny o dużej wysokości, ale w tym względzie więcej zależy od kolumn.

Podsumowanie

Musical Fidelity M6si 500 to klasyczny Musical nowej szkoły, ale leciutko z sentymentem spoglądający w przeszłość. Nie jest tak gęsty i nasycony jak konstrukcje z dawnych serii A, ale muzykalności mu nie brakuje. Wzmacniacz stawia na szybkość i precyzję prezentacji, podaje dźwięki rozdzielczo i panuje nad nimi bez litości. To wynika z naprawdę imponującej mocy, z której robi użytek, ale nie zapomina o kulturze i dobrych manierach. Jest więc bardzo szybki, transjenty podaje mocno i wyraźnie, świetnie oddaje rytm i nagłe skoki dynamiczne. Ale nie wali na oślep i nie zalewa ścianą i masą dźwięków. Bas lekko ocieplony i zaokrąglony, z gęstą fakturą, średnica neutralna, góra wyraźna, precyzyjna, ale odrobinkę matowa. Jak na tak ustawioną równowagę tonalną wzmacniacz brzmi bogato i wciągająco. 
Maciej Stempurski, fot. wstereo.pl, Musical Fidelity

Czytaj także:
Test wzmacniacza TAGA Harmony HTA 2500B
Test lampowej integry Pier Audio MS 480 SE

Musical Fidelity M6si 500 – wzmacniacz zintegrowany
Cena – 21 999 zł
Dystrybucja – EIC

System testowy:
Pliki: Lumin U1 Mini, laptop z programem J River
DAC: Matrix Mini-i, LabGruppen IPD 120
Pre: pasywka Khozmo
Odtwarzacz CD: BAT VK D5 SE
Wzmacniacze: LabGruppen IPD 120, Cary Audio V12R (z lampami KT120)
Interkonekty: Fadel Art Reference 1, Haiku Audio, Monkey Cables, Gekko Cables Purple Haze
Kable głośnikowe: MIT MH 750, Final Cable SC, Sound Sphere Deneb
Głośniki: Martin Logan ESL. Kultura Dźwięku Jazz 1
Sieciówki: Ansae, KBL Sound
Akcesoria: płyty granitowe i podstawki SoundCare SuperSpikes

Dane techniczne producenta:
Moc wyjściowa – 500 W na kanał przy 8Ω (27 dBW)
Całkowite zniekształcenia harmoniczne (+noise) – <0.01% typical, 20Hz to 20 kHz
Stosunek sygnału do szumu – >100dB ‘A’-ważone
Pasmo przenoszenia – +0, –0.1dB, 10Hz to 20 kHz
Wejścia RCA – 4 x poziom liniowy RCA / phono (1 z home theatre bypass), 1 x XLR
Wymiary (Szerokość x Wysokość x Głębokość) – 440 x 160 x 460mm
Waga (spakowany/rozpakowany) – 35kg / 30 kg

1 2

Jeden komentarz

  1. Wojtek pisze:

    Podpisuję się oburącz pod powyższą recenzją. Ten wzmacniacz może być dla wielu docelowym sprzętem w poszukiwaniu metody na wydawanie tysięcy polskich nowych ;).
    Tym niemniej przy nieco skuteczniejszych kolumnach należy zaprzyjaźnić się z dość wysokim poziomem szumu. U mnie gra z B&W 702 signature, które swym tweeterem nie ukryją produkowanego przez MF szumu. Na łamach jednej ze stron audio znalazłem dość wyczerpujące wyjaśnienie tej kwestii: ta integra ma wejścia o bardzo wysokiej czułości, co skutkuje szumem na dość wysokim poziomie.

    Na początku chciałem go za ten szum wyrzucić za okno, teraz jest moim najlepszym audio- przyjacielem, a do nocnego plumkania Turnaua zakupiłem NADa m23 – polecam – tu nie ma szumu ani ani! 😉

Post a new comment