Test Canor AI 2.10. Wciągający, wyrazisty, muzykalny

0
Canor AI 20.1 zajawka

Nasza ocena

Wysokie9.2
Średnica9.3
Bas9.3
Przestrzeń8.9
Dynamika 9.4
Przejrzystość i szczegółowość9.5
Klasa A (wyższa grupa cenowa od 10 do 20 tys.zł). Robi wrażenie wyrazistością brzmienia. Szczegółowy, świetnie oddaje faktury dźwięków, bezpośredni i namacalny. Imponuje mikrodynamiką i świetnym różnicowaniem dynamicznym. Jest dźwięczny i dostatecznie rozdzielczy, a jednocześnie prezentuję muzykę spójnie. Tonalnie neutralny. Mniejsze wrażenie robi oddanie zjawisk przestrzennych
9.3

A po drugie lubię takie odsłuchy, kiedy urządzenie zaskakuje mnie, porywa, sprawie niespodziankę jakością. Tak, nie będę już tego urywał, choć to mało “profesjonalny” wstęp do opisu brzmienia. Bardzo mi ten wzmacniacz przypadł do gustu. Bardzo.

Pierwsza rzecza, którą ujął mnie Canor, to wyrazistość brzmienia. To kategoria dość nieostra, bo składają się na nią różne aspekty w odpowiednim połączeniu, ale chyba każdy z grubsza wie, o co chodzi. Muzyka jest obecna, namacalna, bezpośrednia, materializuje się w naszym pokoju, nic nas nie oddziela od dźwiękowych wydarzeń, pełno jest różnorodnych informacji o samym dźwięku instrumentów i tego, co je otacza. 

Canor AI 2.10 sprawie, że wokaliści brzmią tak, jakby przed chwilą wyszli od logopedy, wszystkie zgłoski i końcówki słychać bardzo wyraźnie i mocno. Także szczegóły artykulacji – wdechy, mlaśnięcia, sybilanty – są podawana bardzo namacalnie. Nie jest to epatowanie tymi rzeczami a po prostu podawanie ich w bardzo konkretny sposób. Bardzo przypominało mi to typ prezentacji kolumn Piega Premium 701 (test TUTAJ).

Na wysoką wyrazistość brzmienia wpływa też duża ilość informacji o strukturze dźwięku. Słowacki wzmacniacz robi to naprawdę świetnie. Doskonale słychać to na przykład w czasie osłuchów muzyki z instrumentami smyczkowymi. Kiedy włączyłem świetną płytę Krzysztofa Jakowicz i Tangata Quintet “Tango moja miłość”, to aż przykuło mnie do słuchania. Po kilku utworach od razy przerzuciłem się na Hilary Hahn grającą solo sonaty i partity Bacha. 

To, z jakim pietyzmem słowacki wzmacniacz pokazał faktury brzmienia skrzypiec, był w tej cenie naprawdę imponującą. Atak i wybrzmienia, wibrata i ślizg palców w czasie grania legato, praca smyczka na strunach i dźwięk pudła – wszystko to słychać jak na dłoni. W dodatku mamy wyraźne różnice w brzmieniu obu instrumentów i obojga muzyków, żadnego uśredniania. Duże brawa. 

Canor AI 20.1 - test. W czasie odsłuchów korzystałem między innymi ze zbalansowanego połączenia z odtwarzaczem Lumin T2 (fot. wstereo.pl)

Canor AI 20.1 – test. W czasie odsłuchów korzystałem między innymi ze zbalansowanego połączenia z odtwarzaczem Lumin T2 (fot. wstereo.pl)

Canor AI 2.10 gra też bardzo dźwięcznie. Dawniej, kiedy technologia wzmacniaczy w klasie D nie była tak rozwinięta, często zarzucano im, że brzmią nieco matowo i szaro. To już przeszłość. W prezentacji słowackiego wzmacniacza wszystko lśni i się błyszczy. I nie chodzi tylko o samą górę pasma, także instrumenty operujące w średnicy mają sporo świetlistości. Struny gitar czy klawesynu są odpowiednio dźwięczne i drgające. A przy okazji nie są zbyt wygładzone, kiedy trzeba, mają odpowiednią dozę zadziorności.  

Hybrydowy wzmacniacz Canora dość dokładnie i skrupulatnie pokazuje detale zawarte na płytach, rozdzielczość prezentacji jest dość wysoka, to może nie poziom najdroższych, bardzo kosztownych końcówek i integr, ale jest naprawdę nieźle. Dźwięki są dobrze od siebie rozseparowne i klarowne. Być może niektórym słuchaczom bardziej spodobałyby się dłuższe wybrzmienia i więcej “ogonów” przy wygaszaniu dźwięków, ale jak wiadomo nie można dogodzić wszystkim.

Test Haiku Audio SEnsei 300b i 211

Dobra kontrola i rozdzielczość sprzyja zwykle dobrej dynamice. I tak jest też w przypadku tego wzmacniacza. Canor AI 2.10 gra z dynamicznym rozmachem i swobodą, nie boi się uderzyć mocno i zamaszyście, kiedy trzeba, potrafi nawet lekko wystraszyć słuchacza nagłym spiętrzeniem mocy i silnym rytmicznym akcentem. To pewnie robota D-klasowego stopnia wyjściowego. 

Ale ten hybrydowy Słowak potrafi coś więcej, otóż naprawdę doskonale różnicuje dynamiczne aspekty muzyki. Kiedy potrzeba potrafi być delikatny i cyzelować różnice w ataku na dźwięk, pokazywać, jak muzyk z pietyzmem wydobywa nuty raz mocniej, raz spokojnie. A kiedy nagle trzeba kropnąć niemal jak z armaty, to zrobi to bez trudu. Włączcie sobie na przykład jakiś dobry skrzypcowy koncert z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej i prześledźcie te umiejętności Canora. Dodaje to muzyce siły wyrazu. Dawno nie miałem na teście wzmacniacza z tej grupy cenowej, który zrobiłby na mnie pod tym względem tak dobre wrażenie.

Canor AI 20.1 - test. Można wybrać wersję srebrną lub czarną (fot. Canor)

Canor AI 20.1 – test. Można wybrać wersję srebrną lub czarną (fot. Canor)

Jeśli chodzi o oddanie skali i masy dźwięku to wszystko jest na miejscu. Może nie jest to skala amerykańskich wielkich wzmacniaczy, na przykład BAT-a (test integry BAT VK 3000 SE – TUTAJ), ale słowacki wzmacniacz nie ma się czego wstydzić. Kiedy stoner rockowe gitary hukną niskim dźwiękiem, to odda go może nie spektakularnie, ale z należytym kopem. A wynika to też z równowagi tonalnej.

Canor AI 2.10 prezentuje brzmienie tonalnie neutralne i zrównoważone. Są urządzenia brzmiące zimniej, przeznaczone dla audiofilów szukających chłodnego obiektywizmu i analizy, ale i takie grające cieplej i bardziej miękko, dla miłośników  innej prezentacji. W słowackim wzmacniaczu nie ma ani jednego, ani drugiego. Jest złoty środek, ale znaleziono go w dość ciekawy sposób.

Canor AI 20.1 6

Canor AI 20.1 – test. Wnętrze ładnie podzielone na sekcje (fot. Canor)

Leciutko ocieplony jest dół pasma, w basie mamy odrobinę miękkości i zaokrąglenia, choć bez utraty informacji. Dołożono tam troszkę “farby”, leciusieńko podkreślono niższe składowe i zaoblono kontury, ale zrobiono to na tyle subtelnie, że nie ma utraty szybkości ani energii w najniższym paśmie. Natomiast dodało to brzmieniu całościowej pełni. Co się przydało, bo … 

Bo przeciwległy skraj pasma jest z kolei minimalnie chłodniejszy, dosłownie o pół stopnia. Jest dźwięczny i ma w sobie dużo blasku, o bardzo dobrej separacji, choć o minimalnie skróconych wybrzmieniach. I brzmi w sposób dość lekki i zwiewny, to nie soprany jak z przywoływanego już wcześniej wzmacniacza zintegrowanego BAT-a: złote, ciężkie i masywne. Canor gra górze jaśniej, srebrniej.

Canor AI 20.1 - test. Okablowany Canor w czasie odsłuchów (fot. wstereo.pl)

Canor AI 20.1 – test. Okablowany Canor w czasie odsłuchów (fot. wstereo.pl)

Natomiast temperaturę tego, co między basem za górą pasma ustawiłbym na zero. Średnica wydaje się ciut cieplejsze niż góra, ale bardziej schłodzona niż bas. Przez to mamy wrażenie całkiem niezłej plastyki prezentacji tej części pasma, a naprawdę dobra faktura i bogactwo sprawiają, że odsłuch jest wciągający. Ale ważne jest to, że te różnice są naprawdę subtelne, a zszycia pasm dokonano z pietyzmem, i odbieramy brzmienie w sposób jednorodny

Przestrzenność? Pod tym względem Canor nie jest łatwy do oceny. Dlaczego? Pewne aspekty przestrzennej prezentacji są na wysokim poziomie, inne – na przeciętnym. Dobrze radzi sobie słowacki wzmacniacz z realizowaniem stereofonii, jest szeroka i rozłożysta, na dobrze zrealizowanych nagraniach potrafi ładnie oderwać się na boki od głośników. Panorama stereofoniczna jest też dokładna i stabilna, nic nie pływa i się nie rozmywa. To pokazywanie źródeł na scenie dokładnie, bardziej punktowo niż w postaci brył czy plam dźwiękowych. 

Natomiast głębia nie była spektakularna. Oczywiści daleko Canorowi do grania płaskiego – to jednak nie ten poziom cenowy – jednak apetyt zaostrzony innymi aspektami brzmienia nie został u mnie do końca zaspokojony. Wzmacniacz nie oddaje ta dobrze jak niektóre urządzenia w podobnej cenie przestrzennych warstw i wybrzmień w głąb sceny. Jest na niej sporo powietrza, są zaznaczone plany, ale spodziewałem się odrobiny więcej. 

Podsumowanie

Canor AI 2.10 to jeden z najciekawszych wzmacniaczy do 20 tys. złotych, jakich miałem okazję słuchać od dawna. W zasadzie, gdyby coś stało się z moimi, mógłbym z nim zostać na długo. Zaprzecza stereotypom hybrydy, ale dzięki temu jest uniwersalny i może spodobać się sporej grupie słuchaczy. Przede wszystkim robi wrażenie wyrazistością brzmienia. Jest szczegółowy, świetnie oddaje faktury dźwięków, jego prezentacja jest bezpośrednia i namacalna. Po prostu wciąga do słuchania. Imponuje mikrodynamiką a przede wszystkim świetnym różnicowaniem dynamicznym prezentacji, dzięki temu muzyka ma dużo wigoru. Jest dźwięczny i dostatecznie rozdzielczy, a jednocześnie prezentuję muzykę spójnie. Tonalnie jest w zasadzie neutralny, z leciusieńką dożą ciepłą w dole i odrobiną chłodu na górze. Nieco mniejsze wrażenie robi oddanie zjawisk przestrzennych, a szczególnie głębi, planów i warstw przestrzennych nagrań. Stereofonia w porządku.
Maciej Stempurski, fot. wstereo.pl, Canor

Czytaj także:
Test wzmacniacza Unison Research Unico Nuovo 
Test hybrydy TAGA Harmony HTA 2500B

Canor AI 2.10 – wzmacniacz hybrydowy
Cena – 19 450 zł
Dystrybucja – Rafko

System testowy:
Pliki: Lumin T2, laptop z programem J River
DAC: Matrix Mini-i, LabGruppen IPD 1200
Pre: pasywka Khozmo
Odtwarzacz CD: BAT VK D5 SE
Wzmacniacze: LabGruppen IPD 120, Cary Audio V12R (z lampami KT120)
Interkonekty: Fadel Art Reference 1, Haiku Audio, Monkey Cables, Gekko Cables Purple Haze
Kable głośnikowe: MIT MH 750, Final Cable SC, Sound Sphere Deneb
Głośniki: Martin Logan ESL
Sieciówki: Ansae, KBL Sound
Akcesoria: płyty granitowe i podstawki SoundCare SuperSpikes

Dane techniczne producenta:
Moc ciągła (RMS): 2 x 150W /4 Ω
Typ: Hybrydowy
Klasa: A+D
Stosunek sygnał/szum: > 95dB
Zniekształcenia THD: <0,02% / 1 kHz, 5W
Pasmo przenoszenia: (20 – 20 000) Hz ±0,53dB / 5W
Czułość wejścia: 400 mV / 150 W / 1kHz
Impedancja wejściowa: 30kΩ
Wejścia 2xRCA liniowe: 4
Wejścia 2xXLR: 2
Wyjścia głośnikowe: 1 komplet
Zasilanie: 230 V / 50 Hz / 460 VA
Autorskie technologie producenta: Technologia CMT™
Pilot: TAK
Wysokość: 12 cm
Szerokość: 43.5cm
Głębokość: 40.5cm
Waga: 15 kg
Gwarancja: 24 miesiące

1 2

Brak komentarzy