Małe, ale szalone

4
Ale grają naprawdę sporym dźwiękiem (fot. wstereo.pl)

Nasza ocena

Wysokie9.1
Średnica9.1
Bas8.5
Przestrzeń9.3
Dynamika8.8
Przejrzystość i szczegółowowść9.6
Znakomite małe monitory od polskiego producenta. Polecamy. Cena naprawdę atrakcyjna
9.1

TEST / RLS CALLISTO / Niewielkie polskie monitorki z wielkim sercem do grania. Niedrogie.  Test RLS Callisto IV.

Od wielu lat na Audio Show zawsze na dłużej zostawałem w pokojach, gdzie grały głośniki RLS, bo zawsze grało tam co najmniej dobrze. Widać Jerzy Rokoszewski doskonale zna się na swojej robocie i potrafi z niedrogich przetworników wyczarować kolumny prezentujące neutralne, a jednocześnie wciągające brzmienie.

Głośnikowa manufaktura powstała w 1991 roku, a konstruktor przy większości projektów trzyma się kilku zasad: stosuje filtry pierwszego rzędu, montuje głośniki od renomowanych firm ze Skandynawii (wyjątek stanowią głośniki firmy Wavecor), wytłumia obudowy w celu wyeliminowania wszelkich zaburzeń, powstających na charakterystyce głośnika nisko-średniotonowego. Priorytetem dla szefa RLS jest dążenie do uzyskania równowagi tonalnej i bardzo przestrzennego dźwięku z ostrą lokalizacją i głębią sceny. I to się chyba udaje, bo i Callisto, i duże monitory Nereidy, tak właśnie graję: neutralnie, szybko, przestrzennie.

Kieszonkowe monitory

W ofercie RLS rzadko pojawiają się nowe modele, ale to dobrze, bo jest czas na dopieszczanie konstrukcji. Jerzy Rokoszewski oferuje obecnie trzy modele monitorów (Callisto IV, Elara II i Nereida II) oraz konstrukcje podłogowe (Phobos II, Deimos II, Triton III, Oberon II i Umbriel II) oraz jubileuszowy głośnik Octagon XX Jubilee. Kolumny nazywają się jak księżyce różnych planet, a rzymskie dwójki i trójki oznaczają kolejną wersję. Zwykle pojawia się ona, gdy któryś z producentów kończy produkcję jakiegoś przetwornika i trzeba go zastąpić innym. W przypadku Callisto już po raz czwarty trzeba było wymienić głośnik.

Kiedy wyjmuje się z pudełka te głośniczki, w głowie od razu rodzi się pytanie: jak to ma grać? Callisto IV przypominają bowiem raczej głośniczki efektowe do kina domowego niż „prawdziwe” monitory, ich wymiary to 246/150/246 milimetrów (w/s/g). Trudno w to uwierzyć, ale są mniejsze nawet od miniaturowych Karisów N.W. Diapasona a postawione przy także niewielkich Totemach Model 1 wyglądają jak zabaweczki. Jednak wzięcie ich do ręki od razu sygnalizuje, że konstrukcja jest solidna, bo każde z Callisto waży aż 5 kilogramów.

Obudowę zmontowano z płyt MDF o grubości 12 mm, przednia ścianka jest natomiast dwukrotnie grubsza. Jest to prosta, prostopadłościenna skrzynka o ostrych rogach bez żadnych wyobleń i ozdób. Na froncie umieszczono tylko złotą tabliczkę z nazwą firmy. Kolumny pokryto naturalną drewnianą okleiną. Do Callisto IV można dokupić czarne maskownice, które montowane są na magnesy – nie szpeci się w ten sposób frontu głośnika otworami.

Przedwzmacniacz pasywny Khozmo. Tani i naprawdę dobry. Test

Kolumienki to dwudrożna konstrukcja z filtrem pierwszego rzędu w zwrotnicy z otworem bas refleks wyprowadzonym do tyłu. Użyto nisko-średniotonowy głośnik Wavecor, górę obsługuje miękka kopułka Scan Speaka. Głośniki zamontowano jednak niekonwencjonalne – wysokotonowy znalazł się na dole kolumny.

Gniazda połączeniowe są pojedyncze, solidne, ale niespecjalnie wyszukane. Przyjmują zarówno widełki jaki i goły drut i banany. Brawo za oddalenie ich od siebie. Niska efektywność 85 dB i impedancja nominalna na poziomie 4 ohmów wróżą problemy z napędzeniem kolumn. Lepiej więc łączyć je z wydajnymi prądowo wzmacniaczami, choć producent zaleca minimalną moc amplifikacji na poziomie 30 watów.

Brzmienie: mały, ale wariat

Od razu po podłączeniu tych maleństw do systemu wiadomo było jedno – mają wielkie serce do grania. Callisto IV to istny żywioł! Trudno to inaczej opisać, bo nie chodzi o prostą dynamikę, która jest bardzo dobra – dźwięki pojawiają się bez żadnej ospałości, wszystko dzieje się szybko, bez ociągania. Te małe monitorki niczego nie żałują, są otwarte i dźwięczne, przejrzyste i szczegółowe, znakomicie podają rytm i barwę instrumentów. A co najważniejsze, robią to bez wysiłku, ma się wrażenie, że mogą jeszcze więcej, trzeba tylko odkręcić gałkę głośności albo podłączyć jeszcze lepszą elektronikę.

Ciąg dalszy na str. 2

1 2

4 komentarze

  1. hubert pisze:

    nie wiem dlaczego ale chciałbym je mieć są super idealne do bloku heh

  2. admin pisze:

    hubercie
    Nie tylko do boku są świetne – słuchałem ich w swoim pokoju 16 metrowym a także w pokoju 20 metrowy. W tym większym też sobie radziły.
    Warto ich posłuchać. W Warszawie są w Audiopunkcie. Ale z konstruktorem Jerzym Rokoszewskim jest dobry kontakt. Trzeba zadzwonić, umówić się i pewnie znajdzie się sposób na ich odsłuch. Warto. A jeszcze lepsze są Nereidy. Test opublikujemy pewnie jeszcze w grudniu. Zapraszam do lektury.

  3. Lukasz pisze:

    Pamietam sprzed 10 lat granie Elear, w porownaniu do testowanych glosnikow jak sie klasyfikuja brzmieniowo, Eleary to wyzsza polka? Jak dla mnie graly wysmienicie z tak malych skrzynek.

  4. admin pisze:

    Nie słuchałem nigdy modelu Elara. Cenowo są na podobnym poziomie, więc pewnie musza różnić się charakterem brzmienia. Natomiast były u nas na testach największe monitory RLS – Nereida II. W styczniu opublikujemy ich test. Znakomite monitory!
    Pozdrawiam

Odpowiedz na „hubertAnuluj pisanie odpowiedzi

garbarek2

Garbarek, Trilok i wiadro!

KONCERT / Pauzy, cisza, długie dźwięki, skandynawski minimalizm i depresja? Nic z tego! Norweski saksofonista Jan Garbarek dał […]