Judas Priest w Brukseli, czyli metalowe rekolekcje

0
judas

Ufoki straszyły przez prawie godzinę, a po przerwie poszła w górę kurtyna z wielkim napisem ”Judas Priest”, przy dźwiękach ”War Pigs” Black Sabbath  (nie wiem czemu, może dlatego, że Sabaci też z Birmingham?) i odsłoniła Bogów Metalu. Tak ich pompatycznie zwą.

jp III

Kurtyna idzie w górę! (fot. wstereo.pl/Andrzej Januszewski)

Nagrali zresztą utwór o tytule ”Metal Gods”, umieszczony na ”British Steel” i podczas brukselskiego show wykonali go jako jeden z pierwszych. Mają rzeczywiście imponujący image. Opatuleni w czarne skóry, lśniące i wymyślnie wykrojone, jakby prosto z najlepszych butików Mediolanu, wyglądali jak z ”Metal Hammera” wycięci. UFO to przy nich ubodzy krewni. Perkusista wisiał kilka metrów nad sceną na platformie i często wyrzucał efektownie w powietrze pałki niczym żongler. Za nim ogromne telebimy wyświetlały okładki płyt Judasów, które akurat były na tapecie oraz utrzymane w metalowej konwencji klipy, tzn. fantastyczne smoki, potworne maszyny, piekielne ognie i apokaliptyczne, mściwe upiory.  Dziesiątki świateł pod sufitem kręciło się i zmieniało kolory, czasem nad sceną ścielił się dym. Wizualnie bez zarzutu. Oglądałem zmieniające się szybko obrazy jak dziecko zahipnotyzowane przez kalejdoskop.

Koncert był zdecydowanie przekrojowy, okładki zmieniały się często… Skrzydlate Przeznaczenie także się pojawiło i zabrzmiało, nie mogło być inaczej, ”Victim of Changes”, ale niestety, tego wieczoru był to jedyny utwór z mojej ulubionej płyty. Dobrze wypadł ”Breaking the Law”, ze wspomnianej ”British Steel”. Zespół zadbał nawet, by słychać było odgłosy tłuczonych butelek, tak jak w oryginale. Na finał zagrali swoje sztandarowe kawałki – ”Painkiller” i ”Living After Midnight”, a Halford zarządzał grupowe śpiewy.

Podobnie jak lider UFO, wokalista Judasów też jest teraz łysy jak kolanko, za to hoduje wąso-brodę i coś sobie chyba wytatuował z boku czaszki. Stroił się i zmieniał często skórzane kapoty, co nie dziwota, bo przecież jest właścicielem modowej marki Metal God Apparel. Dopingował dwóch gitarzystów i bas, czasem śpiewał zza kulis. Głos ma nieco bardziej matowy niż za młodu, lecz kilka razy przypomniał o swoich umiejętnościach używania wysokich tonów. Jak na faceta tuż przed emeryturą w wersji PiS, nieźle. Pod koniec wykonał swój popisowy numer i wjechał na scenę na harleyu. Z powodu zmieniającego się oświetlenia nie mogłem się zdecydować, czy jest to motocykl srebrny, czy złoty.

jp ii

Zapowiadali, że już nie będą grać koncertów. A jednak się złamali. Na scenie Judast Priest (fot. wstereo.pl/Andrzej Januszewski)

Niezły czad dał ten latający cyrk. Aż trzech członków – Halford, gitarzysta Glenn Tipton i basista Ian Hill – pamięta lata 70 i pierwsze płyty, więc nieźle. Fani na pewno byli zadowoleni. Dźwięk czysty, aranżacje bliskie oryginałom. Trochę chyba za dużo było speed-metalowych, podobnych do siebie kawałków, ale jak wspomniałem, koneserem w tym względzie nie jestem.

Jeszcze słówko o ciekawej sprawie związanej z ich płytą ”Stained Class” z 1978. Podobno jedna z piosenek, ”Better By You, Better Than Me”, cover zresztą utworu zespołu Spooky Tooth, zawierała podprogową wiadomość: ”Do it!”. Siedem lat później miało to popchnąć dwóch nastolatków z USA (plus alkohol i marihuana) do próby samobójczej, w przypadku jednego z nich niestety udanej. Rodzice nieszczęsnych ofiar wytoczyli grupie proces. Judasi bronili się twierdząc, że nakaz ”Zrób to!” może odnosić się do tysiąca i jednej rzeczy, a namawianie swoich fanów do pożegnania się z tym łez padołem byłoby działaniem uszczuplającym dochody. Ponadto wiadomość ta ponoć nie została umieszczona z premedytacją, lecz spowodowana była złym zmiksowaniem utworu. Sąd pozew odrzucił, muzycy niewinni, ale oczywiście tego numeru na żywo Judas Priest już nie gra.
Tu przypominają mi się liczne oskarżenia kierowane w stronę różnych rockowych ansambli o tajemne przekazy zawarte w piosenkach, oczywiście satanistyczne, zaszyfrowane ”na wspak” i czytelne dopiero, gdy zastosuje się ”backsmacking”. Stonsi, Bitelsi, Sabaci i kto tam jeszcze. Fakt, Judas Priest często odnosi się do ciemnych stron ludzkiej duszy i wykorzystuje diabelską symbolikę, weźmy choćby stylizowane na trójząb ”T” w członie nazwy ”Priest”, czyli logo zespołu. To ”szataństwo” jest jednak najwyraźniej obliczone na kasę, jeśli by się kto mnie pytał.

Tak oto zakończyłem mocnym uderzeniem mój koncertowy AD 2015, rok przebogaty w muzyczne wydarzenia. Były wielkie firmy jak Dylan, U2, Jarrett, były koncerty klubowe, różne gatunki, od klasyki po death metal, kilka jazzowych festiwali. Do intensywności tournée Judasów trochę mi brakuje, ale chyba już ich nie przebiję. Będę się jednak starał, a o wszystkim (no, prawie) powiadamiał Was natychmiast!
Do Siego Roku!
Andrzej Januszewski, Wasz człowiek na Zachodzie

1 2

Brak komentarzy