Audio GD R7 HE – Shanling D 3.2 – Denfrips Venus II. Azjatycki sparing DAC-ów

0
Trzy DAC zajawka

Nasza ocena

Audio GD R7 HE0
Shanling D 3.20
Denfrips Venus II0
Trzy DAC, dwa różne światy. Audio GD i Shanling grają neutralnie, szybko i dynamicznie, z rozłożystą przestrzenią i bardzo dobrą rozdzielczością. Dobrze kontrolują dźwięk. Nasycenie barwowe nieco wstrzemięźliwe. Shanling jest odrobinę mniej przejrzysty, ma bardziej dociążony bas. Denafrips gra cieplej i masywnie, o wiele bardziej nasycony barwowo. Imponuje plastyką brzmienia, choć jest mniej rozdzielczy. Nie przyznajemy punktów, bo nie ma zwycięzcy.
0

I na koniec słowo o cenach. Wszystkie przetworniki należą do szeroko rozumianej klasy A (wyższa grupa cenowa od 10 do 20 tys. zł), jednak między najtańszym a najdroższym jest spora różnica. Najtańszy Shanling D 3.2 kosztuje 11 990 zł, droższy jest Denafrips Venus II – 15 500 zł. Najwięcej trzeba zapłacić za Audio GD R7 HE, bo aż 18 000 zł.

Audio GD R7 HE, Shanling D 3.2, Denfrips Venus II – test. Brzmienie

Słuchałem tych trzech przetworników ponad miesiąc, z dwoma wzmacniaczami i dwoma zestawami głośników (Opera Callas Diva i Martin Logan ESL), miałem więc czas, by dość dobrze je poznać. Zastanawiałem się, jak opisać to starcie. Zdecydowałem się na porównanie ich brzmienia na kilku konkretnych utworach. Wszystkie dostępne są na serwisach streamingowych, każdy łatwo może je sobie włączyć i spróbować wyobrazić sobie te różnice.

Minnesota Orchestra, “Obrazki z wystawy” (cz. X, “Wielka Brama kijowska”) Modesta Musorgskiego (z płyty “Tutti! Orchestral sampler”, Reference Recordings) – symfonika z rozmachem

Audio GD R7 HE

Od razu słychać, że orkiestra brzmi niesamowicie czysto i klarownie, nic nie przeszkadza, nic się nie zlewa, bo rozdzielczość jest na bardzo wysokim poziomie. Doskonale rozseparowane są grupy instrumentów i ich rozmieszczenie w przestrzeni. Przetwornik gra z wielką swobodą i rozmachem: przestrzennym i dynamicznym. Scena jest bardzo szeroka, rozłożysta wręcz, jakby chciała wypełnić całą wielką przestrzeń za kolumnami, jest pełna powietrza i takiego luzu, otwartości. Budowana jest z leciutkim dystansem, nieco w oddali od słuchacza, brakowało mi odrobinę wybudowanie jej w głąb, lepszego zaznaczenia planów.

Trzy DAC 8

Audio GD R7 HE. Z tyłu porządek i przejrzystość (fot. wstereo.pl)

Audio GD R7 HE to przetwornik świetny pod względem dynamiczny, potrafił oddać skalę symfonicznego nagrania i potęgę brzmienia orkiestry. A jednocześnie pokazywał wszelkie niuanse mikrodynamiczne To nagranie świetnie pod tym względem zrealizowane, pokazujące wielkie różnice między piano i forte. I ten DAC znakomicie to pokazał.

Test przetwornika NuPrime Evolution DAC

Barwowo Audio GD brzmi na tym nagraniu neutralnie, nie miałem wrażenia, że jakieś pasmo jest podkreślone lub bardziej nasycone składowymi. Uwagę  przykuła góra – świetnie zabrzmiały wszelkie dzwoneczki czy instrumenty dęte pięknie srebrzyście wykończone. Było w niej wiele powietrza i naprawdę świetnych wybrzmień. Ale przetwornik panował nad wszystkimi dźwiękami, nie pozwala się “rozleźć” skomplikowanej aranżacji, trzymał wszystko w ryzach dając bardzo dobry wgląd w nagranie. Średnica i bas ustawione na “zero”, bez ocieplenia i zmiękczenia. Dla jednych to niepodważalna zaleta, inni woleliby odrobinę więcej wypełnienia. A jak poradził sobie z tym nagraniem drugi z chińskich DAC-ów?

Shanling D 3.2

Pierwszych kilkanaście nut, i … Zdziwienie, bo ten DAC gra bardzo podobnie do Audio GD, chodzi o tę samą szkołę brzmienia. A spodziewałem się czegoś odmiennego, bo to przecież zupełnie inny technologicznie przetwornik. Shanlinga gra z posobnym rozmachem i dynamiką, ma podobną równowagę tonalną. Minnesota Orchestra brzmi z taką samą swobodą i dynamiką, z równą estymą różnicuje wszystkie spiętrzenia mikrodynamiczne, pokazuje skoki głośności. Ba, moim zdanie gra z odrobinę większą werwą, szybciej, rytmicznie zadziorniej, mocniej akcentując atak na dźwięki. 

W podobny sposób jak w Audio GD budowana jest również scena, choć znajdziemy w niej odrobinę mniej powietrza i swobody między dźwiękami. Choć z drugiej strony niektórym taka prezentacja może wydać się bardziej spójna. Shnaling D  3.2 gra więc szeroko, z lekkim oddaleniem od pierwszej linii instrumentów, potrafi też budować scenę na wysokość.

Shanling D 3.2 prezentuje się ciekawie. Duży, czytelny wyświetlacz (fot. wstereo.pl)

Shanling D 3.2 prezentuje się ciekawie. Duży, czytelny wyświetlacz (fot. wstereo.pl)

W czym słychać różnicę? Nie jest tak rozdzielczy i precyzyjny jak Audio GD, nie rysuje tak idealnie cienką kreską dźwięków – i znów, dla jednych może to być wada, dla innych zaleta. W każdym razie wniknięcie w miks wymaga nieco więcej skupienia przy słuchaniu. Za to na pewno słychać, że nie pokazuje tak dużo z faktury instrumentów, jakby ginęła gdzie maleńka część informacji na przykład o artykulacji. 

Choć ogólnie tonalnie Shanling D 3.2 jest podobny do wcześniej słuchanego DAC-a, to w tym aspekcie też słuchać subtelne różnice. Góra nie jest tak dźwięczna i napowietrzona, odrobinę mniej lśni. Za to trochę więcej jest basu, przez co mamy wrażenie brzmienia nieco bardziej dociążonego.

Denafrips Venus II

Tak jak nie miałem wątpliwości, że Shanling i Audio GD to urządzenia reprezentujące podobną szkołę brzmienia, tak w przypadku Denfripsa słychać, że mamy do czynienia z urządzeniem o zupełnie innej sygnaturze, grającym zupełnie inaczej. To zdecydowanie odmienny brzmieniowy świat.

Test polskiego DAC Lampizator Golden Atlantic

Od razu słychać inne podejście do rozdzielczości i precyzji oddawania dźwięków. Singapurski DAC lekko zaokrągla kontury dźwięków, nie kreśli ich tak ostro. Nie zlewa, ale też nie rozdziela, gra legato, bardzo płynnie i spokojnie. Ale – co nieco zaskakujące – nie wpływa to jakoś znacząco na pogorszenie mikrodynamiki. Nie ma tej energii co Shanling, ale oddanie transjentów jest na poziomie Audio GD. Za to nie daje tak dobrego wglądu w skomplikowane symfoniczne aranżacje.

Denafrips Venus II gra czysto i przejrzyście, ale nieco inaczej niż chińskie DAC, szczególnie Audio GD, w którym poza głównymi dźwiękami czuć i słuchać było bardzo dużo powietrza, szczególnie w górnej części pasma. Danafrips buduje większe bryły muzyczne i ma absolutnie czarne tło między nimi. Równowaga tonalna jest nieco obniżona, Venus gra cieplejszym i pełniejszym dźwiękiem, z górą pasma bardziej zaobloną i wygładzoną, na samym skraju leciusieńko zgaszoną. Ale jednocześnie muzyka brzmi bardzo dźwięcznie, przez co owo lekkie wygładzenie góry nie daje się we znaki.

Denfrips Venus II - najmniejszy, ale chyba najlepiej wykonany (fot. w stereo.pl)

Denfrips Venus II – najmniejszy, ale chyba najlepiej wykonany (fot. w stereo.pl)

No i przestrzeń. W pierwszej chwili po przełączeniu z Shanlinga ma się wrażenie, że wszystko “siadło”, że brakuje rozmachu, rozciągnięcia od lewa do prawa. Ale już po chwili wiemy, że rekompensuje to głębokość sceny, świetne oddanie poszczególnych planów a przede wszystkim jej plastyczność. Trójwymiarowość sceny i rozmieszczenie na niej pełnych i mających świetną namacalność dźwięków robi duże wrażenie.

Susanne Abbuehl “Yes Is A Pleasant Country” (z płyty “April”, ECM, 2001) – kameralne, wyciszone nagranie, gdzie mamy tylko wokal, klarnet, fortepian i szemrającą perkusją

Denafrips Venus II

To, co w symfonice mogło nieco przeszkadzać w czasie słuchania singapurskiego przetwornika, w spokojnej, kameralnej muzyce opartej o wybrzmienia, barwy, sonorykę – sprawdza się znakomicie! Nie przeszkadza zaokrąglenie konturów, za to nasycenie dźwięku niższymi harmonicznymi czyni go bogatym, esencjonalnym i bardzo namacalnym. Głos Susanne Abbuehl jest pełny i substancjonalny, podobnie z klarnetami, na których gra Christof May. Ich brzmienie pełne jest faktury i różnorodnych barw. Kiedy dźwięków jest mniej, nie potrzebujemy aż tak wyśrubowanej rozdzielczości, by cieszyć się ich wyrazistym przedstawieniem.

Nie przeszkadza wspomniane wcześniej wygładzenie sopranów, ani w wyższych partiach fortepianu, ani w brzmieniu talerzy perkusyjnych, które rekompensowane jest długimi i różnorodnymi wybrzmieniami. Zresztą nie tylko o górę chodzi – bogactwo brzmienie i dobre oddanie faktury to jeden z najmocniejszych aspektów brzmienia tego przetwornika.

Denfrips Venus II - sporo wejść cyfrowych (fot. w stereo.pl)

Denfrips Venus II – sporo wejść cyfrowych (fot. w stereo.pl)

Drugim jest przestrzeń. Tak, nie ma takiego rozmachu, jak z chińskich przetworników, czy choćby z testowanego niedawno czeskiego DAC-a Okto Research DAC8 Stereo (test TUTAJ). Natomiast jej głębia, budowanie planów, oddawanie wybrzmień w głąb, plastyczność zrobiła na mnie imponujące wrażenie. O ile w symfonice takie ustawienie przestrzeni mogło budzić pewien rodzaj niedosytu, nie pozwalało w pełni pokazać skali tej muzyki, to w kameralnych nagraniach – akustycznym jazzie, spokojnej muzyce wokalnej, muzyce dawnej, folku – jest po prostu wybornie.

Test Stelaudio DAC-05

Przestrzeń jest niesamowicie wybudowana w głąb, źródła pozorne porozmieszczane są na różnych wysokościach i głębokościach, świetnie zaznaczone są poszczególne plany. Długie wybrzmienia ułatwiają też uplastycznieniu muzycznych brył na scenie, pokazanie ich trójwymiarowo, w całej pełni. Świetnie oddane są też złożone zależności przestrzenne między dźwiękami.

Audio GD R7 HE

Od razu słychać inną równowagę tonalną. Utwór zaczyna się od spokojnych uderzeń w różne bębny. Chiński przetwornik pokazuje je jaśniej, nie tak głęboko. Także fortepian, a później głos wokalistki postawione są nieco wyżej. Nie odbiera to przyjemności ze słuchania, jednak odrobinę zmniejsza muzyczne bryły, co wpływa na poczucie namacalności i obecności muzyki. Za to same wysokie tony – talerze perkusji, wysokie składowe klarnetu – zabrzmiały z blaskiem, iskrą, powietrzem, czego odrobinę mogło brakować w Denafripsie. W samym skraju górnego pasma było odrobinę więcej informacji.

Scena jest bardziej napowietrzona i szersza, ale już nie tak fenomenalnie plastyczna – tu powtórzyło się to, co słychać było na muzyce symfonicznej. Wszelkie drobiazgi są podane bardzo wyraziście, choć nie odbierałem tego w ten sposób, że jest ich więcej niż w singapurskim DAC-u. Po prostu przedstawione były w sposób bardziej jednoznaczny, naświetlone jaśniejszym światłem. 

Audio GD R7 HR - test. Front jest dość ascetyczny (fot.wstereo.pl)

Audio GD R7 HE – test. Front jest dość ascetyczny (fot.wstereo.pl)

Wszystko jest troszkę precyzyjniejsze i dokładniejsze niż za pośrednictwem Denafripsa, ale znowu nie jestem pewien, czy przekłada się to na większą przyjemność ze słuchania. W przypadku symfoniki tak było. Tu, w skupionym, kameralnym nagraniu ta precyzja i utrzymywanie rozdzielczości na najwyższym poziomie nie wydaje się rzeczą najistotniejszą.

Shanling D 3.2

O ile w czasie słuchania symfoniki Shanling jawił się jako DAC bliższy Audio GD niż Denafripsowi, to w czasie odtwarzania płyty Sussane Abbuehl miałem wrażenie, że jest gdzieś w połowie drogi między nimi. Góra pasma wciąż była jasna i w tym nagraniu bliższa Audio GD, średnica podobnie – dość neutralna. Natomiast dół pasma nie wydawał się tak podkręcony, jak w symfonice. Może taki odbiór wynikał z tego, że dołu na tym nagraniu jest niewiele. 

Trzy DAC 14

Scena rysowana była minimalnie bliżej, ale nie tak intymnie i trójwymiarowo jak w Denafripsie. Stąd też brzmienie to można określić jako nieco mniej intymne niż w singapurskim przetworniku, ale nie tak zdystansowane, jak w Audio GD. Nie odczuwałem też tak bardzo jak w symfonice różnic w dokładności rysunku między Audio GD a Shanlingiem. One oczywiście były, ale nie tak istotne i nie tak wyraźne. Mniejsza liczba nut i mniejsze ich zagęszczenie sprawiają, że nie zwracamy tak wielkiej uwagi na dokładność rysunku i konturowość poszczególnych nut.

Ciąg dalszy na str. 3

1 2 3

Brak komentarzy